czwartek, 28 stycznia 2010

Jedwab

Jak tylko zaczęłam dziergać, zaczęłam się też rozglądać za fajnymi włóczkami. Bo nie tylko trzeba umieć, ale trzeba mieć z czego.

Trafiłam kiedyś na polską stronę, która oferowała włóczki wysokiej jakości ale za jakieś koszmarne pieniądze.

Od dawna słyszałam o zadziwiającej miękkości kaszmiru i jest on moim marzeniem. Za to o włóczkach z jedwabiem nie słyszałam nic.

No więc się douczyłam, poczytałam i zachorowałam. No ale milionerką nie jestem a 43 zł za moteczek 125 metrów to dla mnie nieosiągalna cena.

Jednak kiedy mój osobisty mąż założył konto na ebayu i zaczął mi wyszukiwać rożne włóczki, wpisałam nieopatrznie Pure Silk w wyszukiwarkę.

Byłam w szoku, gdy okazało się, że w Anglii ten sam jedwab jest o ponad 1/3 tańszy niż w Polsce a koszty przesyłki nie powalają z nóg.

Ponieważ dostałam trochę gotówki z okazji świąt i okazji różnych, więc postanowiłam, że kupię.

I oto on:

Niesamowicie miękki, połyskujący, zachwycająco piękny!

Najpierw kupiłam 5 motków, niedawno dotarła druga partia. Ma z tego być bluzka.

A na razie szukam odpowiedniego wzoru, dotykam, przytulam i napawam się miękkością. Bo już wiem, co znaczy jedwabista miękkość:)

Zrobiłam próbkę:


Prawdziwy kolor nie jest tak jaskrawy jak na pierwszych zdjęciach i nie tak różowy jak na próbce.

A Dagny kusi jedwabiem cieniutkim na szale. Mam na co odkładać kasę:)

środa, 27 stycznia 2010

Regia Cotton

Zupełnie zaniedbałam cykl o włóczkach. Już to naprawiam.

Dziś na tapecie Regia Cotton.

To niemiecka włóczka, dostępna w Polsce w niektórych pasmanteriach stacjonarnych.

Jest cieniutka, skarpetkowa, w składzie ma wełnę, bawełnę i nylon, można prać w pralce i nic się z nią nie dzieje złego.

Robi się z niej bardzo przyjemnie, jest dobrze skręcona (z 4 nitek) i zwarta. Oczka układają się równiutko, sama przyjemność i w robocie i w gotowym wyrobie. Aż nabrałam ochoty na zrobienie bluzki.

Skarpetki robiłam na drutach 2,5 mm, ale na 3 też wychodzi dobrze, zrobiłam próbkę na 4 mm i oczka są za luźne troszkę. Włóczka jest w motkach po 50 g, gdzie jeden motek wystarcza na zrobienie jednej skarpetki, nie trzeba się więc martwić kiedy skończyć robić skarpetkę. :)

Szkoda, że w netowych pasmanteriach w Polsce nie można jej dostać.

Jest naprawdę godna polecenia.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Patentowa czapka

Teść prosił o czapkę, ciepłą, luźną z niegryzącej włóczki.

A że postawiłam nauczyć się wzoru patentowego i Justyna objaśniła mi co i jak, to postanowiłam nowo zdobytą umiejętność wykorzystać przy robieniu tej czapki.

Otok miał być zwykłym ściągaczem 2x2, na zakładkę, by był ciepło w uszy a potem dopiero patent. Musiałam tylko rozgryźć jak się robi patentem na okrągło. Bo spodobało mi się robienie bez zszywania i nauczyłam się też medżiklup;)

Na szczęście w styczniowej Sandrze był wzór na patent na okrągło. Jednak okazało się to nie takie proste, bo chciałam robić ortodoksyjnie, żeby przypadkiem czapka znów mi nie skręcała. No i okazuje się, że patentem tak się nie da. Prawe oczka z narzutem trzeba przerabiać heretycko.

Czapka została porwana wprost z drutów na głowę, na szybko udało mi się ubrać w nią Smyka i zrobić to jedyne zdjęcie.

Czapka jest oczywiście na niego sporo za duża.

Nad otokiem widać moje próby robienia patentu ortodoksem.

Na szczęście jakoś równo to wyszło i wygląda jak dodatkowa jakaś lamówka czy coś. Włóczka to czarna First Class, druty 3,5 mm.

Teść zadowolony.

:)

A teraz, mim bólu kręgosłupa i drętwiejących rąk, robię czapkę dla siebie ale włóczki mi zabrakło.:(

Zaczęłam więc w międzyczasie kolejne wielkie wyzwanie.

Ale o tym może w następnym odcinku:)

wtorek, 19 stycznia 2010

Calorimetry

Na spotkaniu mikołajkowym w Szarotkowie dostałam przecudną grubachną włóczkę - Highland Alpaca w kolorze ciemnego fioletu. Zachwyciła mnie i kolorem i miękkością, zadziwiła grubością. Postanowiłam zrobić coś na głowę z niej.

Zaczynałam kilka razy i prułam. Oczka były naprawdę duże, choć robiłam na drutach 8 mm (producent zaleca 12 mm ale nie miałam).

No i dzień przed spotkaniem szarotkowym postanowiłam, że będzie to Calorimetry. Projekt od dawna mi się podobał, a że liznęłam techniki skróconych rzędów przy robieniu skarpetek dla babci, to nie bałam się tak bardzo. Usiadłam, zaczęłam robić, no i mam:





Kołek do zapięcia to zapasowy od kożuszka. Nie wiem, czy to wersja ostateczna, zobaczymy. Opaska wyszła dość sztywna, ale taka mi odpowiada - nie lubię dziur w dzianinie:)

No więc mam w końcu coś wydzierganego dla siebie:)

piątek, 15 stycznia 2010

Czapki dla zakochanych

Dopiero jak pisałam notkę o Szarotkach to mi się przypomniało, że nie chwaliłam się nowo zrobionymi czapkami.

Miały być prezentem dla mojego brata i jego narzeczonej na Gwiazdkę, ale nie zdążyłam.

Włóczkę sami wybrali: First Class Rozetti, kolor też na życzenie czarny.

Dorota chciała wzór taki, jak na czapce mojego męża, którą wydziergałam jako drugą w życiu. No więc jest czapka w przeplatankę prawo-lewą. By czapka była bardziej kobieca, dołożyłam gdzieniegdzie czarną błyszczącą nitkę.

Pozuję ja:)

Efekt tak mi się spodobał, że chyba zrobię sobie też podobną, może tylko inny wzorek:)

A brat wybrał zwykły ściągacz na czapce, więc co chciał to ma.


I niech się dobrze nosi! :)

Na obie wyszły 3 motki First Class. Robione na drutach 3,5 mm.

A mój teść, gdy zobaczył te czapki, to nieśmiało zagaił, że on też może by chciał...

No więc nadal Czarna First Class na drutach i kolejna czapka, tym razem próbuję wzoru patentowego. Zobaczymy jak wyjdzie, bo otok ma być zwykłym ściągaczem a dopiero potem patent.

Ale w tym tempie prac to skończę ją na wiosnę.:( A mój Smyk nie może doczekać się na sweterek.

czwartek, 14 stycznia 2010

Zimowe Szarotki

Już wszystkie dziewczyny opisały niedzielne spotkanie a ja w proszku.

Wszystko przez kosmiczne zmiany w pracy, nowego szefa, nowe obowiązki i nowe godziny pracy. A wieczorem padam z nóg i jestem przeszczęśliwa, że zupy z poprzedniego dnia wystarczy na kolejny obiad i nie muszę gotować moim kochanym głodomorom:)

Skutkuje to też tym, że biorę druty do ręki i zasypiam z nimi zrobiwszy jedynie 2 rządki. Czapka więc dzierga się niemiłosiernie długo.

No ale do rzeczy.

W Szarotkowie było jak zwykle cudnie i przemiło. Gospodyni częstowała pyszną herbatką, kawą i moja ulubioną wodą z cytrynką, było także pysznościowe ciacho i słodycze różnej maści.

Dziewczyny przyniosły różne czapki:

A ja pozowałam na przykład w takiej kapuścianej:)


Twarzy nie pokażę, wstydzę się:p

Był też prawdziwy urodzaj na melanżowe kominy.

W ogóle melanżowe włóczki zachwycały swoimi kolorami, było coś z Magic,

coś z Padisah:) Tu w kominie z Padisah pozuje Seremity:

A tu do mitenek pozuję ja, choć nie moje one.

Ale kolor fajowy, znów zachorowałam i muszę mieć. :)

A tu cudnej urody chusta, która zachwyca lekkością.

Chyba się skuszę na tę włóczkę i ten wzór, może tylko kolorek inny.

Można też było posłuchać o różnych włóczkach i je sobie pomacać.

Ja namiętnie macałam Finę w jedynym jaki lubię kolorze brązu i doszukiwałam się w niej gryzienia. Nie znalazłam! Kolejna do kupienia kiedyśtam.

No i dziewczyny oczywiście dziergały i dziergały i haftowały.

A ja w końcu nauczyłam się (tzn. moja mentorka mnie nauczyła) ściegu patentowego! Wykorzystam go przy robieniu czapki, jak tylko rozgryzę sposób robienia tego na okrągło. Bo nauczyłam się i stosuję słynny Magic Loop:)

Nie chciało się iść do domu w tę śnieżycę poprzez zaspy.

Kolejne spotkanie w lutym, ale mnie nie będzie. Dopiero w marcu zawitam do Szarotkowa.

środa, 6 stycznia 2010

Żal, ach żal

Smutno mi dziś. W sklepach pojawiło się tyle nowych włóczek, akurat tych, na które czekałam i bardzo proszą mnie o zabranie ich do domu. A ja nie mam za co ich kupić.

Tylko jedną mi się udało z wysupłanych zaskórniaków, moją nie-do-dostania śliwkowo-zieloną Padisah.

Nie mogę narzekać, zdecydowanie nie mogę, sezon Bożonarodzeniowy obrodził bowiem w prezenty gotówkowe, które zaraz zamieniły się w prezenty włóczkowe:)

Do tego mój kochany mąż chyba zaakceptował w pełni moje szaleństwo. Wnioskuję tak, bo:

*

zgodził się zarejestrować na ebayu i użycza mi własnej karty kredytowej do zakupów,
*

sam wyszukuje fajne sklepy z włóczkami i informuje mnie o promocjach, przecenach i nowościach,
*

prawie nie mrugnął okiem, kiedy postawiłam domowy budżet na skraju zapaści kupując nie-do-dostania Padisah,
*

zainstalował w samochodzie specjalnie dla mnie światełko, żebym w czasie wieczorno-nocnych podróży po Polsce mogła spokojnie dziergać,
*

czasem nawet wyraża uznanie dla jakiejś ładnej włóczki albo ogląda moje prace.

Cud jakiś Bożonarodzeniowy:)

A jak tylko dotrą do mnie włóczkowe paczki i paczuszki, to się oczywiście pochwalę:) A jednego wyjątkowego prezenta przyniosę na niedzielne spotkanie szarotkowe, by dać pomacać innym włóczkowym maniaczkom:)

I tylko żal, że tych proszących włóczek nie mogę kupić, choć ich kolorki wołają do mnie i w głowie już widzę siebie w sweterkach z nich zrobionych.

Nienasycona jestem, ot co.


wtorek, 5 stycznia 2010

Luna metalic

Szal zrobiony i noszony:) a ja nic nie napisałam o włóczce.

fotka pożyczona z www.zamotane.pl

Luna Metalic to produkt tureckiej firmy Madame Tricote. Jest bardzo cienka, opleciona dodatkowo metaliczną nitką. Skład: 36% akryl, 27% moher, 30% poliamid, 7% metallic. Jeden motek 50 g to 460 m włóczki.

Luna ma zalety i wady.

Zalety- pięknie wygląda, po wypraniu i zblokowaniu robi się puszysta. Jest cieplutka, już podczas roboty pociły mi się ręce. Nie lubię długich włosków więc jej zaletą jest krótki ale gęsty moherowy włosek. Cienizna może być i zaleta i wadą, zależy co kto lubi. Ja uważam, że to zaleta.

Wady: rozdwajanie się nitki. Metalicznej trzeba było pilnować, bo nie chciała iść w parze z brązową, może gęściejszy skręt by pomógł? Włoski moheru mocno czepiają się siebie, więc Luny nie da się spruć. Jedyną metodą było przekładanie oczka za oczkiem - odwrotność dziergania, a i tak czasem sczepione włoski trzeba było zwyczajnie rozerwać. No i było to bardzo czasochłonne.

Podobno Luna nie gryzie. Przytulany motek i gotowy wyrób nie spowodował drapania, jednak chyba przy dłuższym kontakcie z gołą skórą ta metaliczna nitka może drapać. Przynajmniej ja tak mam z rożnymi błyszczącymi tekstylnymi dodatkami do tkanin.

No i Luna jest bardzo, bardzo wydajna. I piękna. Mimo cienizny i trudności w robocie z powodu podwójnej nitki, mam ochotę na jakąś bluzeczkę z niej. Szkoda tylko, że w wersji metalic jest taka mała gama kolorów.

I jeszcze jedno - wygodnie się dzierga z Luny na drutach z ostrymi końcami:)