środa, 5 września 2018

Drutozlot 2018

Która to już próba powrotu na bloga?
Nie powiem, myślę o tym często, brakuje mi kontaktu z czytelnikami, a wpisy na FB to nie to samo. Myślałam, że jak stworzę fanpage to będzie z tym trochę lepiej, ale nie jest. Blogi mają swoją specyfikę, którą trudno zastapić.
Bloguję z przerwami od kilkunastu lat, chyba po prostu ciągnie mnie do tego :)
Nie obiecuję, nie deklaruję częstotliwości wpisów, bo znów skończy się poczuciem, że zawaliłam. A pisanie ma być przecież radością. :)

Byłam na Drutozlocie! W końcu:)
Ta największa w Polsce impreza dla wielbicielek dziewiarstwa, włóczek i wszystkiego, co z nimi powiązane, kusiła mnie od samego początku. Czytałam z wypiekami na twarzy relacje i marzyłam, żeby pojechać. Niby daleko, niby strach, że się nie odnajdę, że wydam mase kasy i nie będę zadowlona... ale zawsze jednak to okoliczności zewnętrzne nie pozwalały jechać.
W tym roku tylko wzdychałam, że pojechałabym, ale nawet nie brałam pod uwagę, że się uda. Założyłam, że nie jadę.
Kumpel jednak mnie zmobilizował i powiedział - a dlaczego nie? Nawet jeśli nie na całość, to choć na chwilę. I tak marzenia stały się rzeczywistością. :)

Dotarłam na miejsce jakoś po 11.00 w sobotę, ominął mnie słynny biforek, czego bardzo żałuję. Za rok nie odpuszczę:) Nie mogłam trafić na miejsce, Toruń jest dla mnie kompletnie nieznany, choć odwiedziłam go niedawno. Na szczęście koleżanki z warszawskich spotkań szarotkowych postanowiły akurat wtedy pójść na spacer i spotkałam je na ulicy a one zaprowadziły mnie na miejsce :)

Nieśmiało zajrzałam do gmachu Międzynarodowego Centrum Spotkań Młodzieży a tam istne szaleństwo.
Od progu włóczki, stoisko Hani i Daniela, twarze, które znałam tylko wirtualnie... Zaskoczeń było sporo - a to jedna o wiele wyższa niż na zdjęciach, a to któraś jest piękniejszą wersją siebie, albo wydająca się na FB poważna dziewczyna okazuje sie być roześmianą gadułą:)
Przytłoczyło mnie to wszystko. Cichutko obeszłam stoiska wystawców, wróciłam do Hani, gdzie pochwaliłam się sweterkiem zorbionym z ich włóczki... postanowiłam kupić jakąś włóczkę, jako i pamiątkę z drutozlotu i na sweterek.
Chodziłam od swoiska do stoiska, miziałam, dotykałam, podziwiałam kolory... nastawiłam się na zdecydowane kolory w chłodnym odcieniu i uciekałam od fioleów, choć te zawsze do mnie wołają:) Okazało się, że ciemne włóczki zeszły na pniu prawie wszędzie - przyjechałam za późno, a jesli coś zostało to w pojedyńczych motkach - za mało na sweterek w moim słusznym rozmiarze.
Wszystko mi wykupiłyście! ;)
W międzyczasie odebrałam przypinki Dzianej Bandy, odważyłam się odezwać do kilku dziewczyn, kilka zaczepiło mnie... spotkałam bywalczynie spotkań szarotkowych, doczekałam się na koleżankę, na którą bardzo czekałam, złapałam na wejściu Herbi - założycielkę Dzianej Bandy :).
Odbierałam całą imprezę bardzo indywidualnie, osobiście, skupiając się na szczegółach, pojedynczych osobach i chłonąć atmosferę miejsca.
Wszędzie widziałam uśmiechy, serdeczność, udziergi, włóczki, dziewczyny pochłonięte robótkami, rozmowami, zachwytami nad włóczką - istny raj, bo to samo mi w duszy gra przecież. Nie przestawałam się uśmiechać.
Prawie wszystkie dziewczyny przyszły w swoich udziergach, było co podziawiać! Fajnie jest zobaczyć włóczkę w gotowym wyrobie, wyobraźnia szalała i zaraz chciałam mieć je wszystkie :) Zauroczyły mnie różne wykonania sweterka Lea od Chmurki, mnóstwo wersji drutozlotowej chusty, chusta jednej z dziewczyn, sukienka...
Ja sama miałam dylemat w co się ubrać, w końcu zdecydowałam się na dopiero ukończony topik, dość odważny, bo odsłaniał sporo, ale też jak się okazało idealny, bo atmosfera panująca na zlocie była gorąca nie tylko w przenośni a jedwab był bardzo przyjmny dla skóry w tych warunkach.
Niestety po powrocie do domu okazało się, że mimo wcześniejszej próbki, przymiarek, blokowania, top okazał się za duży. Spłatał mi kilka razy figla na zlocie, bo ramiączka też były trochę za długie, ale dopiero w domu okazało się, że tył powinnam zrobić sporo węższy. Na imprezie maskowały to rozpuszczone włosy. Jest piękny, włożyłam w niego ogrom pracy, ale niestety będzie spruty.

Czas szybko mijał na rozmowach, drutowaniu, kolejnym obchodzeniu stoisk w poszukiwaniu tej wyczekanej włóczki... Kusiły fiolety u Hani i Włóczek Warmii, szarości u Slavica Yanrs, farbowanki 7 oczek, fiberro... Już wiem, że u Włóczek Warmii chcę polować na włóczkę ze srebrną nitką, kolor, który mieli był zbyt jasny dla mnie. Jak uda się zaoszczędzić, to sięgnę po szarości Chmurki i butelkową zieleń od Motkomanii. W Biferno za duży wybór wszystkiego.  :) Zwyczajnie nie umiałam określić, czego tak naprawdę chcę.
Aż w końcu za którymś razem dorwałam upragniony motek w pięknych granatach z kroplami fioletu. Zachwyciłam się, zaczęłam buszować  w motkach... okazało się, że zostały dwa! Za mało na sweter. :(
Ale już nie chciałam czegoś innego. Na szczęście Hania i Daniel to bardzo życzliwe osoby, obiecali, że ufarbują mi włóczkę na ten właśnie kolor.
Z Drutozlotu wróciłam więc naładowana dobrą energią ale bez włóczki, za to z postanowieniem, że wygospodaruję więcej czasu na druty, odkurzę bloga i zacznę częściej jeździć na wszelakie spotkania dziewiarskie.
Czas mijał nie wiadomo kiedy. Przez dwie godziny nie udało mi się iść do bufetu po obiad, bo ciągle coś. A to się zagadałam, a to zapatrzyłam na jakieś stoisko, a to konkurs, a to zdjęcie zlotowe:)
Ani sie nie obejrzałam a czas minął, już miałam telefon, że muszę wracać... Ale jak to? W trakcie rozmowy, uścisków, drutowania? Jeszcze po drodze byłam zaczepiana przez osoby, które mimo mojej nieobecności na blogu i zaprzestania publikowania udziergów pamiętały mnie :) Strasznie to było miłe.
Wracałam do domu i nie przestawałam się uśmiechać, ta radość i energia jeszcze długo będą w sercu i pamięci.
Zdjeć zrobiłam niedużo, wolałam przeżywać:) Zapominałam o aparacie, inne sprawy były ważniejsze:)
Ale trochę ich jest, nie tylko moich:)

Tak, to TE kolory :)





Muszę, muszę zrobić ten cardigan :) bardzo mi się podoba :)


Z Herbi i Alicją:)

Z Mao :)



Kasię podziwiam od dawna, bardzo chciałam ją poznać :)

Złapałam i trzecią organizatorkę na zdjęciu :)

Przemiła i bardzo sympatyczna moja idolka 0kruch :)


Zdjęcie małej części zlotowiczek:) Pan Fotograf  Dariusz Jutrzenka-Trzebiatowski cierpliwie i profesjonalnie ustawiał nas do zdjęć:)


Przypinki :)

I jeszcze kilka zdjeć z innych źródeł:) gdzie zalapałam się na fotki - żródło: http://www.torun.com.pl/10240,l1.html





Fotki, oprócz blogów, strony Drutozlotu i FB jeszcze tu i tu :)

A co do mojego blogowania... troszkę udziergów mam do pokazania, ale nie mam zdjęć. Problem z tymi "na ludziu", chyba, że manekinowe albo na płasko, bez wkładki ludzkiej. Choć to nie to samo...
Pomyślę o tym:)

5 komentarzy:

  1. Ja Ciebie dopiero na zdjęciach wypatrzyłam, ale już teraz wiem dlaczego 😊 wpadłaś na chwile tylko...
    I cieszę się że to mój kardigan tak Ci wpadł w oko w tym tłumie 😊
    Pierwszy raz jest trudny bo dawka emocji kolorów i wszystkiego przytłacza. Ale potem już coraz lepiej.takze do zobaczenia za rok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam jakieś 6 godzin to stanowczo za mało. Za rok planuję więcej :)

      Usuń
  2. Wiolu, to niesamowite przeczytać, że jest się czyjąś idolką - siebie postrzegam raczej jako początkującą dziewiarkę ;) Było świetnie poznać się w realu i mam nadzieję, że za rok uda nam się pogadać dłużej - to był też mój pierwszy Drutozlot, byłam bardzo oszołomiona ale planuję wrócić za rok, więc - do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak początkująca! Twoje prace to mistrzowstwo świata! Nieustannie się nimi zachwycam. Cieszę się bardzo, że na siebie wpadlysmy widziałam Cię wcześniej ale bałam się zagadać :) Za rok na pewno będzie lepiej :)

      Usuń
  3. Trzymam kciuki za udaną reaktywację bloga, ten wrzesień to chyba taki czas dziewiarskich powrotów ;) W końcu jesień idzie i myśli zaczynają oscylować wokół wełny i udziergów... :)

    OdpowiedzUsuń