sobota, 28 listopada 2009

Pierwsza porażka

Ucieszona kłębkami od Justyny postanowiłam wziąć się do pracy i zrobić Quincy.

Wzoru nie kupiłam, bo jestem za cienka w uszach z angielskiego i niewiele bym zrozumiała - postanowiłam robić ze zdjęcia.

No więc zrobiłam ściegiem prawo-lewym pasek o długości głowy, skręciłam go i zszyłam. Zszycie jest fatalne - nie lubię i nie umiem.

Potem nabrałam oczka na około, by zrobić czubek, ale zorientowałam się, że chyba zbyt wąski jest ten otok, więc trzeba jeszcze robić na prosto. No i podzieliłam czapkę na 6 części, by w odpowiednich miejscach zamiast na lewo, robić na prawo. Potem w miejscach prawych spuszczałam oczka.

I kicha.

Czapka nadal jest za płytka, nie ma efektu tego co w oryginale i wyszło mi jakieś pokraczne niewiadomoco:(

Takie, że nawet nie pokażę.

:(

A tak mi się podoba ta włóczka... chyba poprzestanę na szaliku tylko...

piątek, 27 listopada 2009

Na drutach i w planach

Milczę, ale to nie znaczy, że nie drutkuję.

Pierwszy raz rozgrzebałam kilka robótek. A obiecywałam sobie, że jak coś zacznę, to skończę zanim zacznę następne. Niestety.

Więc w wolnych chwilach pracuję nad wielkim projektem. Projekt liczy 145 oczek, wzór ażurowy, włóczka piękna, bo Luna metalic, ale koszmarna w pracy na drutach z zaokrąglonymi końcówkami, gdy robi się tak ściśle jak ja. A i pomyłki się zdarzają, a tego cuda się spruć nie bardzo da, wiec jak zapomnę zrobić narzut i zorientuję się 2 rzędy wyżej, to potem muszę kombinować. Na szczęście to nie sweter, więc aż tak się mocno nie będzie rzucać w oczy.I bardzo wolno mi to idzie, bo te 145 oczek przerabiam z 10 minut:(

W chwilach, kiedy mam dosłownie po 2 minutki, rzucam się na Gokovą, gdzie mozolnie - po 3-4 rządki dziennie powstaje czapka.

Prawie cały zrobiony szalik idzie do sprucia i przerobienia - jest za wąski. Do tego sprułam zrobiony szalik z salsy i będę go przerabiać.

Za to szaleję zakupowo trochę - przyszła śliwkowa Luna, przecudne fioletowe Sportivo na skarpetki no i kupiłam na próbę motek włóczki, w której się zakochałam. Dość gruba, w całości zwinięte włókna a nie skręcone ze sobą jak w innych włóczkach i te bajeczne przenikające się kolory. Będzie z niej coś na mikołajkowe spotkanie szarotkowe:)

Tylko czas, potrzebny czas!

wtorek, 24 listopada 2009

Moda dziergana w Twilight

Tak, mam małą obsesję na punkcie tego filmu, książek, całej sagi:)

W czwartek osobisty mąż zaprosił mnie na podwójny seans.:)))

Już rok temu zwróciłam uwagę na sposób ubierania głównej bohaterki. Najpierw na biżuterię, potem na ciuchy.

Z biżuterii już mam jej bransoletkę i pierścionek:) Identyczna - nie do zdobycia, mam więc bardzo podobną:)

Zarówno w Twilight jak i w New Moon, Bella ma odjazdowe rękawiczki.


Nie tylko mi się spodobały, jest wiele naśladowczyń, które ze zdjęć zrobiły na przykład coś takiego:

W jednej ze scen Twilight Bella prezentuje też czapkę:

Czapka chyba robiona jest na szydełku, ale co szkodzi spróbować na drutach.

W New Moon Bella prezentuje tez kolorowy szalik z warkoczem, ale już nie szary, no i fotki nie mam, bo film zbyt świeży. Za to wczoraj w jakimś sklepie widziałam bardzo pasujący do kompletu szalik.

Teraz tylko trzeba znaleźć odpowiednią włóczkę - grubą, taką na druty 7 czy 8mm i oczywiście milutką w dotyku.

Dodaję do listy do zrobienia - pewnie w styczniu, jak zrobię pilniejsze rzeczy.:)


czwartek, 19 listopada 2009

Drutowe aktualności

Nie pisałam nic, co aktualnie robię.

Po skarpetkach i konsultacjach u babci wzięłam się w końcu za coś dla siebie. Plany mam rozległe i szerokie, tylko czasu brak. Na tapetę poszła Gokova, już mi się bardzo chciało z niej dziergać.

Wymyśliłam sobie wzorek listkowy, więc poćwiczyłam taki jeden ażurek, nawet względnie wyszedł... ale nie na tej włóczce. Również babcia coś próbowała zrobić, ale w melanżu giną wszelkie wzorki.

W końcu doradziła mi wzór skośny francuski. Chciałam wprowadzić swoje modyfikacje, bo najlepiej ten melanż wygląda na gładkim prawo-lewym ściegu, ale przy brzegach musiałam i tak zrobić francuski, żeby szalik się nie zawijał. Bo to szalik ma być. No i przy tej francuskiej oblamówce środek szalika zaczął się wybrzuszać. Więc było prucie i robienie na babciną modłę. Jednak doświadczenie ma pierwszeństwo nad kombinatoryką.

No więc pomalutku dziergam ten szalik i wczoraj mnie olśniło, że idealnie pasowałaby do niego czapka Quincy. Tylko, że ja tej włóczki mam dwa motki, jeden może na czapkę wystarczy, ale szalik z jednego motka będzie bardzo krótki, mimo, że liczy tylko 30 oczek.

Szukam więc po necie, w pasmanteriach, na allegro i figa. Nie ma szans na dostanie tej włóczki:(

Uratowała mnie jak zwykle niezawodna Justyna:) W niedzielę dostanę dodatkowe kłębki:))))


Do tego próbuję zrobić szalik-boa z fioletowej salsy. Szykuje się prucie, bo zrobiłam za gęsto i wyszedł mikroszalik, no i dokupię jej jeszcze za 3 tygodnie - wtedy dopiero znów będzie w mojej ulubionej netowej pasmanterii:)

Żeby mi się nie nudziły same prawe oczka w szaliku, postanowiłam się wziąć za bardzo ambitny projekt - prezent gwiazdkowy.

Nie mogę powiedzieć nic więcej, żeby się nie wydało. Zdradzę jedynie, że kupiłam do tego 2 motki brązowej Luny metalic i nauczyłam się jednego z najprostszych ażurków. Projekt ogromny - na jakieś 150 oczek i z tysiąc rzędów:)

Czasu tylko brak - doba za krótka a osobisty mąż zaczyna marudzić, że do łóżka zabieram druty zamiast niego.

Dlatego dałam się zaprosić jutro na randkę:))))


środa, 18 listopada 2009

Drutowe konsultacje u babci

Pojechałam w odwiedziny do rodziców i przy okazji zajrzałam do babci:)

Porozmawiałyśmy o dzierganiu, pooglądałam sobie rożne wzory...

Babcia jest niesamowita. Nie umie czytać schematów, ale za to, gdy zobaczy wzorek, to potrafi go odtworzyć. Pokazała mi kilka bardzo ciekawych próbek, w tym jeden splot, który mozolnie się robi zamieniając kolejność oczek, ale wychodzi bardzo efektownie na cienkich włóczkach.

Nauczyłam się też robić fajny brzeg robótki z dobieranych oczek, który teraz wykorzystuję przy szaliku z melanżowej włóczki. No i ćwiczyłam wzorek z bąblami, bardzo ciekawy, dostałam zresztą bluzkę zrobioną tym wzorkiem.

Dostałam książkę o nauce dziergania i zapisałam się na bawełnianą włóczkę na letnie robótki, babcia tylko musi ją znaleźć. Jak wszystkie dziergareczki, ma pokój zawalony włóczkami, wszędzie po trochu. Pewnie i mnie to kiedyś czeka:)

Bardzo się cieszę, że pochwaliła mój sposób robienia, według niej równy i nie za ciasny. Porównałyśmy też nasze sposoby na zrobienie skarpetek:)

Fajnie mieć kogoś takiego, kto pomoże, doradzi, pokaże co i jak.

Zadałam babci pracę domową do mojego następnego przyjazdu - spróbuje rozpracować wzór estońskiego szala:) I czuję, że konsultacje u babci będą się odbywały regularnie. Mam tyle do nauczenia się!


niedziela, 15 listopada 2009

Skarpetki na drutach

Wyjeżdżając w odwiedziny do rodziców, nie mogłam nie mieć dla mojej Mamy włóczkowego drobiazgu. No bo jak to tak - wszystkich obdzierguję i jechać z pustymi rękami?

Wybór padł na skarpetki. Mama choruje na kręgosłup i z powodu lekkiego niedowładu stopy marzną jej palce, uznałam więc, że skarpetki będą dobrym prezentem.

A że nigdy ich nie robiłam? W zasadzie wszystkie prezentowane tu rzeczy są pierwsze...:) A że akurat Antonina od jakiegoś czasu prowadziła skarpetkowe story, to miałam ułatwione zadanie.

Ale czasu bardzo mało:(

Nie miałam odpowiedniej włóczki. Skarpetki miały być ciepłe, więc z zawartością wełny. Przypomniałam sobie o motkach od Justyny, co to zaczęłam z nich dziergać szalik i okazał się gryzący.

Dorwałam grube niebieskie coś bez metki i zaczęłam dziergać, w połowie skarpetki zorientowałam się, że włóczki nie wystarczy nawet na skończenie jednej skarpetki.

Tyle godzin dziergania na marne:(

Wzięłam więc kolejny motek - zieloną Elfi (55% poliakrylu, 45% wełny) i zaczęłam. Druty - 3,5 mm.

Moim sposobem na skarpetki były te zszywane z 2 boków. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie kombinowała.

Nabrałam więc 24 oczka (a nie jak w oryginale 20) i przerobiłam 20 rzędów ściągaczem 2x2), potem 18 rzędów gładko. Potem zaczęłam spuszczać oczka na piętę, (brzegowe, 2 razem na prawo heretycko, i na końcu 2 razem na prawo kontynentalnie i brzegowe, kolejny rząd wszystkie na lewo). Tak doszłam do 10 oczek.

Potem w przepisie było nabranie z obu stron takiej ilości oczek, by znów mieć 24. Ja jednak nie cierpię zszywać, więc poszłam na łatwiznę - na osobny drut nabrałam z brzegu spuszczone oczka, potem przełożyłam oczka robocze a potem znów nabrałam z brzegu robótki spuszczone oczka. I przerobiłam na gładko 42 rzędy (przepisowe 38 wydawało mi się za krótkie).

I zorientowałam się, że znów włóczki zabraknie na obie skarpetki.

Zebrałam wiec agrafką zrobione oczka i zaczęłam dziergać drugą skarpetkę w identyczny sposób. I miałam rację, bo zielonej włóczki zostało bardzo mało. Wzięłam więc kolejny motek od Justyny - niebieską Susan (12% wełny i 88% poliakrylu) - miała taką samą grubość, była milutka i najbardziej pasowała kolorem z tego, co miałam.

Zaczęłam więc na niebiesko spuszczać oczka na palce - tak jak na piętę, z tym, że zostawiłam na drucie 12 oczek. Potem w przepisie było dobieranie oczek a na końcu zszycie skarpetki. Szycie? O nie, nie, nie.

Gdy spuściłam ostatnie 2 oczka, przerobiłam rząd na lewo i ostatnie oczko też, po czym dobrałam jedno oczko z brzegu, przerobiłam kolejny rząd, znów do ostatniego oczka i dobrałam znów oczko z brzegu. W ten sposób oczka się dobierały same a do tego nic nie musiałam szyć i kieszonka na palce zrobiła się sama.:)

Postanowiłam wykorzystać ten sposób w dalszej części pracy. Po skończeniu palców, robiąc tak, dobierałam oczka z brzegów, wrabiając je do robótki. Jednak żeby ilość oczek się zgadzała, musiałam w każdym rzędzie znów spuszczać dwa oczka. Postanowiłam wykorzystać je do zrobienia wzorku z przodu skarpetki.

Początkowo spuszczałam oczka na środku (2 razem kontynentalne i 2 razem heretyckie), potem zaczęłam odchodzić od środka ze spuszczanymi oczkami. W ten sposób boki ułożyły się po skosie a strona wewnętrzna - prosto. Gdy doszłam do brzegów, zmieniłam sposób wrabiania brzegów. Zostawiałam ostatnie oczko nieprzerobione, nabierałam oczko z brzegu i na odwrotnej stronie przerabiałam te dwa oczka razem.

Gdy doszłam do ściągacza - wzięłam resztki zielonej włóczki, by ściągacz był jednakowy z przodu i z tyłu. I zakończyłam oczka też bardzo luźno, by nie było problemów z zakładaniem skarpetek na nogę (miałam nauczkę po szyjogrzeju:))

Dzięki temu nic nie musiałam zszywać:) Pierwszy raz od dziergania bardzo bolały mnie ręce. Na skarpetkach spędziłam 2 dni!

Skarpetki wyglądały tak sobie.


Ale gdy założyłam je na nogę...


WOW, jakie fajne! Warto kombinować!

Skarpetki są wygodne, ciepłe, super się układają na nodze:) Mam nadzieję, że Mama się ucieszy:)






sobota, 14 listopada 2009

Elian Klasik

Zamówiłam tę włóczkę na szalik dla synka. Kolor okazał się bajeczny a sam szalik obłędny. Włóczka to 100% akryl, milutka i miękka. Potem dokupiłam jeszcze kolor khaki.


Włóczka jest dobrze skręcona, o delikatnym połysku, z takim jakby srebrzystym meszkiem - zwłaszcza ta oliwkowa. W trakcie dziergania miałam wrażenie, że oliwkowa jest odrobinę bardziej puszysta od khaki. Jest równo przędziona - zero zgrubień i przewężeń.

Jest bardzo, bardzo wydajna. W motku 50 g. jest 125 metrów włóczki. Producent zaleca druty 3/3,5, ale na 4 mm zrobiony szalik nie był za luźny, za to miękki i puszysty. No i ta bajeczna paleta kolorów. Samych odcieni zielonego jest chyba z 5.

Włóczka posiada certyfikat, że nadaje się na wyroby da dzieci poniżej 3 lat. Dla maluszków bym jej jednak nie polecała - w trakcie dziergania z eliana zrobiłam komplet niemowlęcy z rozetti bebe - i nie ma porównania, rozetti jest o wiele bardziej przyjemna w dotyku i miękka, przy niej elian wydaje się szorstki.


Nie wiem jeszcze, jak się nosi, czy się nie wyciąga i nie mechaci - zrobię update po jakimś czasie użytkowania.


W każdym razie uważam, że to naprawdę fajna, niedroga włóczka, o szerokiej palecie kolorów. Warta polecenia.

Edit: Po pewnym czasie włóczka się mocno zmechaciła.

czwartek, 12 listopada 2009

Szyjogrzej

Przy tej pracy jak dotąd najbardziej się męczyłam.

Przepisu na to cudo nie znalazłam nigdzie, wiec kombinowałam z głowy.

Zaczęłam od 180 oczek i potem próbowałam zrobić z tego koło, przy jednoczesnym zachowaniu wzoru warkoczy - musiał przecież pasować do czapki. Skończyłam na 78 oczkach, przy czym z drutów 4 mm przeszłam na 3,5.

Bałam się, że głowa synka się nie zmieści - wiec mierzyłam. Na drutach żyłkowych 4mm mieściła się, na 3,5 już nie. W desperacji wyjęłam więc druty i zmierzyłam na żywca, przy okazji spruło się parę oczek, ale wiedziałam, że głowa wejdzie i na szyi będzie ok.

Chciałam też, by był wywijany, a wiadomo, że warkocze na lewej stronie wyglądają źle. Musiałam więc robić jakby lewą stronę i przekombinować, jak te warkocze od lewej ugryźć.

A na koniec po zakończeniu okazało się, że mimo starań zbyt ciasno zakończyłam brzeg i Smyk zamiast szyjogrzeja ma oryginalny kapelusz. Więc prucie jeszcze raz i zakańczanie na totalnie luźno.

Oto efekt:



Teraz przez głowę przechodzi, nie jest za wysoki (Smyk takich nie lubi), nie dusi i nie jest za luźny. :)

A ja nadal kaszlę, głos mam jak skrzypiące drzwi i siedzę w domu na zwolnieniu. A włóczki znów zostało i nie mam pomysłu, co dalej z niej robić. :(

poniedziałek, 9 listopada 2009

Oliwki na zimę

Wczoraj skończyłam oliwkowy komplet dla mojego synka.

Szalik zaczęłam już dawno, ale zabrakło mi włóczki, w oczekiwaniu na nią zajęłam się innymi rzeczami, ale teraz wreszcie skończyłam.

Szalik miał być ciepły i długi, więc robiłam go ściągaczem 1x1 na drutach 4mm. W międzyczasie stwierdziłam, że sama oliwka będzie nudna, więc zamówiłam do tego kolor khaki - niby brąz, ale mieni się na zielono - do oliwki bardzo pasuje. Spróbowałam więc wrobić literkę "L", coby synek szalika nie zgubił i zawsze go rozpoznał. A potem jeszcze frędzelki - pamiętam, że babcia nam takie robiła przy każdym szaliku.


Później zaczęłam robić czapkę - na okrągło na drutach z żyłką, ale zupełnie mi nie szło, do tego moje obliczenia ilości oczek znów nijak się miały do rozmiaru - zawsze byłam kiepska w liczeniu;), więc czapkę musiałam pruć. Kolejną wersję robiłam już nie na okrągło, choć zszywania też nie lubię. Było to moje pierwsze zetknięcie z warkoczami, chyba udane:) Z czapki jestem bardzo zadowolona. Robiłam na drutach 3,5 mm.



Na koniec rękawiczki, których najbardziej się bałam. Robione na 4 drutach 3,5 mm w pierwszej wersji też okazały się za małe. Kolejne były już dobre, nie spodziewałam się tylko, że mój synek ma już tak dużą dłoń:)

Włóczki zostało mi sporo: motek khaki i prawie cały oliwkowej, więc zaraz poszukam jakichś schematów na szyjogrzej do kompletu. Bo bardzo nie lubię, jak włóczka zostaje. :)


Włóczka to Elian Klasik (100% akryl) o pięknym połysku, bardzo przyjemnie się z niej dzierga.

sobota, 7 listopada 2009

Szarotkowe spotkanie

Szalik ukończony, czapka też, druga rękawiczka siedzi na drutach...

Po domu rozchodzi się apetyczny zapach ciasta, które właśnie się piecze...

A jutro kolejne spotkanie dziergających wiedźm:)

Ma być o żakardach na dwie ręce - chyba nie polubię, ale chętnie zobaczę. Nawet na jedną rękę i to tylko w dwukolorze było mi ciężko wpleść do szalika jedną literkę, a co dopiero żakardy!

Ale będzie też można podpatrzyć dzierganie skarpetek na 2 drutach z żyłką, no i też coś dla heretyczek i ortodoksyjnych się znajdzie:)

I może też uda się nakłonić dziewczyny na pozaplanowe tematy - objaśnianie schematów i ażurki, bo niedługo wejdę w kolejny etap nauki i tematy z dziurkami byłyby bardzo wskazane.

Więc moich facetów zostawiam w domu i lecę na sabat!:)


UPDATE: Okazuje się jednak, że muszę zostać w domu. Smyk nie czuje się za dobrze, więc ktoś musi z nim zostać w domu, a ja jeszcze chora, ponad 2 godziny komunikacją miejską w jedną stronę... brrr, na samą myśl mi zimno. Szkoda:( Następnym razem będę.

piątek, 6 listopada 2009

Chainette Madame Tricote

To była pierwsza włóczka, z której cokolwiek dziergałam.

Bardzo miękka, miła, pokryta jakby meszkiem, leciutko połyskliwym.

To włóczka akrylowa z 25% zawartością wełny, ale nie gryzie ani trochę.

Robiło się z niej dobrze i szybko, jest wydajna. Troszkę mi się tylko rozdwajały nitki, ale może to efekt malej wprawy i bardzo ścisłego dziergania.

Szkoda, że co fajniejsze kolory zostały wyprzedane w pasmanteriach a nowych dostaw nie było od pół roku.:(

Chętnie zrobiłabym sobie coś z tej włóczki na zimowe chłody, bo zarówno synek jak i mąż są z czapek bardzo zadowoleni i chwalą, że jest im ciepło w głowę:)

wtorek, 3 listopada 2009

Grypa i włóczki

Choroby wszelkie czasem się przydają, bo przez kilka dni można zostać w domu i dziergać. Oczywiście, gdy już głowa nie boli i z nosa nie kapie, ale na szczęście jakoś leki działają.

Skończyłam więc szalik dla Smyka, teraz na tapecie czapka do kompletu a potem rękawiczki. Tych rękawiczek trochę się boję, bo nigdy nie robiłam, no ale kiedyś muszę spróbować:)Pochwalę się, jak już komplet będzie gotowy:)

A potem, jeśli wystarczy włóczki, to jeszcze szyjogrzej dziecku zrobię. A potem to już może w końcu coś dla siebie:)

I chyba jeszcze po drodze zacznę pisać swoje własne oceny włóczek, żebym kiedyś nie zapomniała, jak mi się z której dziergało...

Takie mam pomysły w czasie choroby:)


niedziela, 1 listopada 2009

Dla niemowlaczka

Miały być tylko buciki, ale tak jakoś mnie poniosło;)

Wpadłam na pomysł zrobienia Nienarodzonemu prezentu. Wzór na buciki znalazłam u Zdzid.

Dziergałam, prułam, kombinowałam, znów prułam, zasięgałam porad i konsultacji, prułam i tak w kółko. A potem się zaczęło udawać. Wzór zmodyfikowałam, zrobiłam wyższą cholewkę niż w oryginalnym wzorze i wtedy wyszło. Każdy kolejny bucik był bardziej udany.:)

No i jest jeszcze czapeczka i rękawiczki - już bez wzoru - z głowy:)





Przy okazji nauczyłam się robić ząbkowane brzegi i dziurki:)

Włóczka: Rozetti Bebe (zużyłam połowę motka, jest bardzo wydajna), druty 3,5 mm, tydzień niespanych nocek i voila:)

Mam nadzieję, że Nienarodzonemu się przyda a przyszłej mamie spodoba:)