środa, 30 grudnia 2009

Skarpetki dla babci

Rzutem na taśmę - w ostatniej chwili udało mi się skończyć skarpetki, które były prezentem gwiazdkowym dla babci. Robiłam je metodą skróconych rzędów, według przepisu Justyny.

Wyszły fajne, podoba mi się ten sposób:) Niestety gdy zaczynałam je robić, miałam pod ręką tylko własną zabieganą przedświąteczną głowę, więc wzorek wymyślałam w biegu, bez podpowiedzi literatury fachowej, komputera i pomocy osób dziergających.

Skarpetki robiłam na drutach 2,5 mm. Nie lubię dużych oczek a włóczka była cieniutka - Regia Cotton firmy Schachenmayr (41% wełny superwash, 34% bawełny, 25% poliamidu). W motku jest 50 g, co wystarcza na jedną skarpetkę, ale taką długą, ja z braku czasu zrobiłam krótsze. Kolor to granat, ale w sztucznym świetle nie wyszedł tak jednolicie, jak w rzeczywistości. A i zdjęcia kiepskie - jak to przy ciemnych kolorach:




Babcia była bardzo zadowolona, mówiła, że są wygodne i cieplutkie. A mi zamarzyła się bluzka z takiej cieniutkiej i zwartej włóczki... ale na drutach 2,5 mm byłby to masochizm w czystej postaci. Może kiedyś:)

sobota, 26 grudnia 2009

Szal Krystyna

Skończyłam mój wielki projekt już w sobotę, ale pochwalić się mogę dopiero teraz, bo mam podejrzenia, ze osoba nim obdarowana może tu zaglądać.

Szal ma wymiary 180x80 cm.Włóczka - brązowa Luna metalic (36% akryl, 27% moher, 30% poliamid, 7% metallic) - straszna cienizna o rozdwajającej się nitce. Druty 4 mm Pony a potem KnitPro (które znacznie przyspieszyły tempo prac:)). Zużyłam dwa motki włóczki po 50 g każdy (460 m/motek).

Po wypraniu i zblokowaniu szal zrobił się piękny i puszysty.

Dziergałam go chyba ponad miesiąc, ale było warto. Efekt wynagradza wszelkie niespane noce.

No dobra, koniec gadania - się chwalę:)





czwartek, 24 grudnia 2009

Świąteczne życzenia

Wszystkim życzliwie tu zaglądającym

składam najserdeczniejsze życzenia

zdrowia, radości z dziergania, pięknych włóczek i pięknych prac, czasu i spełnienia marzeń

również tych niedziergaczych:)



wtorek, 15 grudnia 2009

Urodziny z włoczkami (i nie tylko)

Nic nie piszę, bo dziergam jak szalona. To znaczy w każdej wolnej chwili łapię za drutki, by wykończyć mój wielki projekt. Ogarnia mnie panika, bo daleko do końca a czasu coraz mniej.

Więc pomiędzy bigosem a pasztetem przygotowywanymi na święta, robię sobie chwilki odpoczynku, by przerobić choć jeden rządek - bagatela 145 oczek.

Gdzieś w ten brak czasu wcisnęły się moje kolejne 18 urodziny:) A wcisnęły się bardzo miło, bo prezentami włóczkowymi:)

Dostałam przecudną Fonsecę, która będzie dla mnie kolejnym wyzwaniem szalowo-chustowym. Kocham tę włóczkę za połysk, miękkość no i kolor, bo jest przecież fioletowa.:) Z żalem schowałam ją do szafy przy porządkach przedświątacznych, bo od samego patrzenia na nią jestem szczęśliwsza:)

I na zimne wieczory sprezentował mi się Shetland grafitowy i fioletowy (tak, znów, nic nie poradzę, że mam obsesję na punkcie tego koloru) a do tego milutka Padisah, w której się zakochałam obłędnie.

Padisah na sweterek dla Smyka, bo i on podziela moją miłość do włóczek i każdą, którą zobaczy, od razu przykłada do policzków i chce z niej sweterek.:) Już mi zabrał budyniową od Justyny i chciał zwinąć Frizante, którą kupiłam na wykończenie kamizelki, która jest gdzieśtam w planach.

No i dotarł na czas prezent mikołajkowo-urodzinowo-gwiazdkowy, czyli zestaw drutów KnitPro. Zanim zostały mi brutalnie odebrane celem zapakowania pod choinkę, udało mi się wykraść jedną żyłkę i druty 4mm, więc wielki projekt postępuje zdecydowanie szybciej - jeden rządek przerabiam jakieś 6 minut zamiast 10.:)

Zdjęć na razie nie będzie, bo gdy każda minuta jest na wagę złota, robienie i obrabianie fotek nie jest priorytetem.

Dostałam jeszcze inne przyjemne dla ciała (słodkości) i ducha (kwiaty i książki) upominki urodzinowe, ale to już temat niewłóczkowy. :)

I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie koszmarnie bolący bark i ręka. Na szczęście dziergać się da:)

środa, 9 grudnia 2009

Szarotkowe mikołajki

Szpital mamy odroczony na 2 miesiące, więc jestem w domku i zrzuciłam zdjęcia.

Na Szarotki jak zwykle było to, co dziergareczki kochają najbardziej, czyli włóczki. Można było pomacać i poprzytulać się:



Na przekór kolorom za oknem, było bardzo kolorowo, a ja zakochałam się w tej włóczce. Muszę ją mieć, tylko nigdzie nie ma:(

Jak zwykle ciągnęło mnie do wszystkiego, co się błyszczy:)


I sama zaprezentowałam też coś błyszczącego:

Tak, to mój wielki projekt:) A raczej jego niewielka część.

I było losowanie prezentów, na przykład takich:

A tu tajemna dla mnie sztuka - szydełkowanie:

Można było tez przygarnąć samotne włóczki, co chętnie zrobiłam, i podziwiać włóczkowe wyroby:

A kolejne spotkanie za miesiąc:)

wtorek, 8 grudnia 2009

Znów szarotki

Fotek nie będzie, bo nie zdążyłam zrzucić.

Ale napiszę, że było fantastycznie.

Naprawdę na tych spotkaniach atmosfera jest niesamowita - tyle osób dziergających, motki, włóczki, wzorki, bluzki, kłębki... ładują baterie na długo.

Wróciłam bogatsza o nowe moteczki, miękkie i milutkie, pomacałam sobie różniaste włóczki, zobaczyłam, że warto czekać na fioletową Padisah - może się wreszcie gdzieś w necie objawi - bo w robocie wygląda cudnie, i że Magic YarnArtu nie kupię, bo jednak pogryza. I że Himalaya Kasmir jest milutka choć grubsza niż Luna i niesamowicie przytulaśna.

Fotki wrzucę kiedy indziej. A dziś zabieram druty i jadę z sykiem do szpitala na planowy zabieg decyborgizacji (czytaj: wyjmowania drutów ze złamanej dawno temu ręki). Więc naładowane baterie bardzo mi się przydadzą:)

niedziela, 6 grudnia 2009

Drogi Święty Mikołaju

... ja wiem, że masz do obskoczenia tysiące dzieciaków i w ogóle.

I że śniegu nie ma, więc sanie mogą się zacinać na gruzie naszych dróg.

Byłam grzeczna... no prawie zawsze, ale wiesz, nerwy czasem każdemu wysiadają.

Liczę, że zrozumiesz.;)

No więc tego... jutro nie musisz przychodzić. Serio...

Naprawdę:)

Wystarczy jak pojawisz się na gwiazdkę.

A prezent też wolę jeden... może być? W zamian za nieobecność jutro, chcę jeden taki wypaśny.

O taki:


fotka pożyczona ze strony e-dziewiarka.pl

Bo mnie już cholera bierze denerwuję się, że te ażurki na zwykłych zaokrąglonych drutach zabierają mi tyle czasu.

Będę mogła dziergać szybciej i to nie tylko dla siebie. Bo ja głównie dla innych coś robię.

To co? Jesteśmy umówieni? ;)

Pozdrówki,

Vi

piątek, 4 grudnia 2009

Kryzys

Dopadł mnie dziergaczy kryzys.

Chyba się porwałam z motyka na słońce i wielki projekt z deka mnie przerasta - rozmiarami.

Ale walczę dzielnie, choć ochotę mam dziergać zupełnie inne rzeczy.

I rozszalałam się zakupowo, pudełka zapełniłabym już ze 3 a włóczkami zapchałam i pufki i luzem też sobie leżą i cieszą oczy:)

W międzyczasie zrobiłam drobne coś na niedzielne spotkanie szarotkowe, no bo to przecież mikołajki:)

I muszę zacząć się ograniczać. Miesięczny budżet przeznaczony na włóczki został wykorzystany do końca stycznia... a dopiero początek grudnia... Ratunku!

Nic nie poradzę, że ciągnie mnie do ciepłych kłębków skoro zimno na dworze:)

wtorek, 1 grudnia 2009

Bebe Rozetti

Włóczkę kupiłam w stacjonarnej pasmanterii w Warszawie.

Kupiona została na powyższy komplet a kłębek to pozostałości jednego motka.
Jest mięciutka i bardzo przyjemna w dotyku, choć w pasmanterii bardziej puszysta wydawała się włóczka Piotruś Pan Interfoxu. Wybrałam Bebe, bo było jej o połowę więcej na motku (wagowo) i dużo więcej w ilości a Piotrusia Pana został tylko jeden motek - nie wystarczyłoby na ten komplecik.

Włóczka jest tak delikatna, że zaczynałam nią robić bardzo ostrożnie:) Biel ma piekny, szlachetny, perłowy połysk. Robi się z niej bardzo dobrze, komplecik wyszedł mięciutki i delikatny - włóczka ma oczywiście wszelkie atesty i nadaje się na wyroby niemowlęce poniżej 3 m-ca życia. Jest bardzo wydajna.
Jedyną niewielką wadą tej włóczki jest to, że jest nierównomiernie przędziona - czasem bardzo cieniutko a czasem zgrubienia są bardzo wyraźne. W całości robótki jednak nie było tego widać.

Oczywiście polecam:)

sobota, 28 listopada 2009

Pierwsza porażka

Ucieszona kłębkami od Justyny postanowiłam wziąć się do pracy i zrobić Quincy.

Wzoru nie kupiłam, bo jestem za cienka w uszach z angielskiego i niewiele bym zrozumiała - postanowiłam robić ze zdjęcia.

No więc zrobiłam ściegiem prawo-lewym pasek o długości głowy, skręciłam go i zszyłam. Zszycie jest fatalne - nie lubię i nie umiem.

Potem nabrałam oczka na około, by zrobić czubek, ale zorientowałam się, że chyba zbyt wąski jest ten otok, więc trzeba jeszcze robić na prosto. No i podzieliłam czapkę na 6 części, by w odpowiednich miejscach zamiast na lewo, robić na prawo. Potem w miejscach prawych spuszczałam oczka.

I kicha.

Czapka nadal jest za płytka, nie ma efektu tego co w oryginale i wyszło mi jakieś pokraczne niewiadomoco:(

Takie, że nawet nie pokażę.

:(

A tak mi się podoba ta włóczka... chyba poprzestanę na szaliku tylko...

piątek, 27 listopada 2009

Na drutach i w planach

Milczę, ale to nie znaczy, że nie drutkuję.

Pierwszy raz rozgrzebałam kilka robótek. A obiecywałam sobie, że jak coś zacznę, to skończę zanim zacznę następne. Niestety.

Więc w wolnych chwilach pracuję nad wielkim projektem. Projekt liczy 145 oczek, wzór ażurowy, włóczka piękna, bo Luna metalic, ale koszmarna w pracy na drutach z zaokrąglonymi końcówkami, gdy robi się tak ściśle jak ja. A i pomyłki się zdarzają, a tego cuda się spruć nie bardzo da, wiec jak zapomnę zrobić narzut i zorientuję się 2 rzędy wyżej, to potem muszę kombinować. Na szczęście to nie sweter, więc aż tak się mocno nie będzie rzucać w oczy.I bardzo wolno mi to idzie, bo te 145 oczek przerabiam z 10 minut:(

W chwilach, kiedy mam dosłownie po 2 minutki, rzucam się na Gokovą, gdzie mozolnie - po 3-4 rządki dziennie powstaje czapka.

Prawie cały zrobiony szalik idzie do sprucia i przerobienia - jest za wąski. Do tego sprułam zrobiony szalik z salsy i będę go przerabiać.

Za to szaleję zakupowo trochę - przyszła śliwkowa Luna, przecudne fioletowe Sportivo na skarpetki no i kupiłam na próbę motek włóczki, w której się zakochałam. Dość gruba, w całości zwinięte włókna a nie skręcone ze sobą jak w innych włóczkach i te bajeczne przenikające się kolory. Będzie z niej coś na mikołajkowe spotkanie szarotkowe:)

Tylko czas, potrzebny czas!

wtorek, 24 listopada 2009

Moda dziergana w Twilight

Tak, mam małą obsesję na punkcie tego filmu, książek, całej sagi:)

W czwartek osobisty mąż zaprosił mnie na podwójny seans.:)))

Już rok temu zwróciłam uwagę na sposób ubierania głównej bohaterki. Najpierw na biżuterię, potem na ciuchy.

Z biżuterii już mam jej bransoletkę i pierścionek:) Identyczna - nie do zdobycia, mam więc bardzo podobną:)

Zarówno w Twilight jak i w New Moon, Bella ma odjazdowe rękawiczki.


Nie tylko mi się spodobały, jest wiele naśladowczyń, które ze zdjęć zrobiły na przykład coś takiego:

W jednej ze scen Twilight Bella prezentuje też czapkę:

Czapka chyba robiona jest na szydełku, ale co szkodzi spróbować na drutach.

W New Moon Bella prezentuje tez kolorowy szalik z warkoczem, ale już nie szary, no i fotki nie mam, bo film zbyt świeży. Za to wczoraj w jakimś sklepie widziałam bardzo pasujący do kompletu szalik.

Teraz tylko trzeba znaleźć odpowiednią włóczkę - grubą, taką na druty 7 czy 8mm i oczywiście milutką w dotyku.

Dodaję do listy do zrobienia - pewnie w styczniu, jak zrobię pilniejsze rzeczy.:)


czwartek, 19 listopada 2009

Drutowe aktualności

Nie pisałam nic, co aktualnie robię.

Po skarpetkach i konsultacjach u babci wzięłam się w końcu za coś dla siebie. Plany mam rozległe i szerokie, tylko czasu brak. Na tapetę poszła Gokova, już mi się bardzo chciało z niej dziergać.

Wymyśliłam sobie wzorek listkowy, więc poćwiczyłam taki jeden ażurek, nawet względnie wyszedł... ale nie na tej włóczce. Również babcia coś próbowała zrobić, ale w melanżu giną wszelkie wzorki.

W końcu doradziła mi wzór skośny francuski. Chciałam wprowadzić swoje modyfikacje, bo najlepiej ten melanż wygląda na gładkim prawo-lewym ściegu, ale przy brzegach musiałam i tak zrobić francuski, żeby szalik się nie zawijał. Bo to szalik ma być. No i przy tej francuskiej oblamówce środek szalika zaczął się wybrzuszać. Więc było prucie i robienie na babciną modłę. Jednak doświadczenie ma pierwszeństwo nad kombinatoryką.

No więc pomalutku dziergam ten szalik i wczoraj mnie olśniło, że idealnie pasowałaby do niego czapka Quincy. Tylko, że ja tej włóczki mam dwa motki, jeden może na czapkę wystarczy, ale szalik z jednego motka będzie bardzo krótki, mimo, że liczy tylko 30 oczek.

Szukam więc po necie, w pasmanteriach, na allegro i figa. Nie ma szans na dostanie tej włóczki:(

Uratowała mnie jak zwykle niezawodna Justyna:) W niedzielę dostanę dodatkowe kłębki:))))


Do tego próbuję zrobić szalik-boa z fioletowej salsy. Szykuje się prucie, bo zrobiłam za gęsto i wyszedł mikroszalik, no i dokupię jej jeszcze za 3 tygodnie - wtedy dopiero znów będzie w mojej ulubionej netowej pasmanterii:)

Żeby mi się nie nudziły same prawe oczka w szaliku, postanowiłam się wziąć za bardzo ambitny projekt - prezent gwiazdkowy.

Nie mogę powiedzieć nic więcej, żeby się nie wydało. Zdradzę jedynie, że kupiłam do tego 2 motki brązowej Luny metalic i nauczyłam się jednego z najprostszych ażurków. Projekt ogromny - na jakieś 150 oczek i z tysiąc rzędów:)

Czasu tylko brak - doba za krótka a osobisty mąż zaczyna marudzić, że do łóżka zabieram druty zamiast niego.

Dlatego dałam się zaprosić jutro na randkę:))))


środa, 18 listopada 2009

Drutowe konsultacje u babci

Pojechałam w odwiedziny do rodziców i przy okazji zajrzałam do babci:)

Porozmawiałyśmy o dzierganiu, pooglądałam sobie rożne wzory...

Babcia jest niesamowita. Nie umie czytać schematów, ale za to, gdy zobaczy wzorek, to potrafi go odtworzyć. Pokazała mi kilka bardzo ciekawych próbek, w tym jeden splot, który mozolnie się robi zamieniając kolejność oczek, ale wychodzi bardzo efektownie na cienkich włóczkach.

Nauczyłam się też robić fajny brzeg robótki z dobieranych oczek, który teraz wykorzystuję przy szaliku z melanżowej włóczki. No i ćwiczyłam wzorek z bąblami, bardzo ciekawy, dostałam zresztą bluzkę zrobioną tym wzorkiem.

Dostałam książkę o nauce dziergania i zapisałam się na bawełnianą włóczkę na letnie robótki, babcia tylko musi ją znaleźć. Jak wszystkie dziergareczki, ma pokój zawalony włóczkami, wszędzie po trochu. Pewnie i mnie to kiedyś czeka:)

Bardzo się cieszę, że pochwaliła mój sposób robienia, według niej równy i nie za ciasny. Porównałyśmy też nasze sposoby na zrobienie skarpetek:)

Fajnie mieć kogoś takiego, kto pomoże, doradzi, pokaże co i jak.

Zadałam babci pracę domową do mojego następnego przyjazdu - spróbuje rozpracować wzór estońskiego szala:) I czuję, że konsultacje u babci będą się odbywały regularnie. Mam tyle do nauczenia się!


niedziela, 15 listopada 2009

Skarpetki na drutach

Wyjeżdżając w odwiedziny do rodziców, nie mogłam nie mieć dla mojej Mamy włóczkowego drobiazgu. No bo jak to tak - wszystkich obdzierguję i jechać z pustymi rękami?

Wybór padł na skarpetki. Mama choruje na kręgosłup i z powodu lekkiego niedowładu stopy marzną jej palce, uznałam więc, że skarpetki będą dobrym prezentem.

A że nigdy ich nie robiłam? W zasadzie wszystkie prezentowane tu rzeczy są pierwsze...:) A że akurat Antonina od jakiegoś czasu prowadziła skarpetkowe story, to miałam ułatwione zadanie.

Ale czasu bardzo mało:(

Nie miałam odpowiedniej włóczki. Skarpetki miały być ciepłe, więc z zawartością wełny. Przypomniałam sobie o motkach od Justyny, co to zaczęłam z nich dziergać szalik i okazał się gryzący.

Dorwałam grube niebieskie coś bez metki i zaczęłam dziergać, w połowie skarpetki zorientowałam się, że włóczki nie wystarczy nawet na skończenie jednej skarpetki.

Tyle godzin dziergania na marne:(

Wzięłam więc kolejny motek - zieloną Elfi (55% poliakrylu, 45% wełny) i zaczęłam. Druty - 3,5 mm.

Moim sposobem na skarpetki były te zszywane z 2 boków. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie kombinowała.

Nabrałam więc 24 oczka (a nie jak w oryginale 20) i przerobiłam 20 rzędów ściągaczem 2x2), potem 18 rzędów gładko. Potem zaczęłam spuszczać oczka na piętę, (brzegowe, 2 razem na prawo heretycko, i na końcu 2 razem na prawo kontynentalnie i brzegowe, kolejny rząd wszystkie na lewo). Tak doszłam do 10 oczek.

Potem w przepisie było nabranie z obu stron takiej ilości oczek, by znów mieć 24. Ja jednak nie cierpię zszywać, więc poszłam na łatwiznę - na osobny drut nabrałam z brzegu spuszczone oczka, potem przełożyłam oczka robocze a potem znów nabrałam z brzegu robótki spuszczone oczka. I przerobiłam na gładko 42 rzędy (przepisowe 38 wydawało mi się za krótkie).

I zorientowałam się, że znów włóczki zabraknie na obie skarpetki.

Zebrałam wiec agrafką zrobione oczka i zaczęłam dziergać drugą skarpetkę w identyczny sposób. I miałam rację, bo zielonej włóczki zostało bardzo mało. Wzięłam więc kolejny motek od Justyny - niebieską Susan (12% wełny i 88% poliakrylu) - miała taką samą grubość, była milutka i najbardziej pasowała kolorem z tego, co miałam.

Zaczęłam więc na niebiesko spuszczać oczka na palce - tak jak na piętę, z tym, że zostawiłam na drucie 12 oczek. Potem w przepisie było dobieranie oczek a na końcu zszycie skarpetki. Szycie? O nie, nie, nie.

Gdy spuściłam ostatnie 2 oczka, przerobiłam rząd na lewo i ostatnie oczko też, po czym dobrałam jedno oczko z brzegu, przerobiłam kolejny rząd, znów do ostatniego oczka i dobrałam znów oczko z brzegu. W ten sposób oczka się dobierały same a do tego nic nie musiałam szyć i kieszonka na palce zrobiła się sama.:)

Postanowiłam wykorzystać ten sposób w dalszej części pracy. Po skończeniu palców, robiąc tak, dobierałam oczka z brzegów, wrabiając je do robótki. Jednak żeby ilość oczek się zgadzała, musiałam w każdym rzędzie znów spuszczać dwa oczka. Postanowiłam wykorzystać je do zrobienia wzorku z przodu skarpetki.

Początkowo spuszczałam oczka na środku (2 razem kontynentalne i 2 razem heretyckie), potem zaczęłam odchodzić od środka ze spuszczanymi oczkami. W ten sposób boki ułożyły się po skosie a strona wewnętrzna - prosto. Gdy doszłam do brzegów, zmieniłam sposób wrabiania brzegów. Zostawiałam ostatnie oczko nieprzerobione, nabierałam oczko z brzegu i na odwrotnej stronie przerabiałam te dwa oczka razem.

Gdy doszłam do ściągacza - wzięłam resztki zielonej włóczki, by ściągacz był jednakowy z przodu i z tyłu. I zakończyłam oczka też bardzo luźno, by nie było problemów z zakładaniem skarpetek na nogę (miałam nauczkę po szyjogrzeju:))

Dzięki temu nic nie musiałam zszywać:) Pierwszy raz od dziergania bardzo bolały mnie ręce. Na skarpetkach spędziłam 2 dni!

Skarpetki wyglądały tak sobie.


Ale gdy założyłam je na nogę...


WOW, jakie fajne! Warto kombinować!

Skarpetki są wygodne, ciepłe, super się układają na nodze:) Mam nadzieję, że Mama się ucieszy:)






sobota, 14 listopada 2009

Elian Klasik

Zamówiłam tę włóczkę na szalik dla synka. Kolor okazał się bajeczny a sam szalik obłędny. Włóczka to 100% akryl, milutka i miękka. Potem dokupiłam jeszcze kolor khaki.


Włóczka jest dobrze skręcona, o delikatnym połysku, z takim jakby srebrzystym meszkiem - zwłaszcza ta oliwkowa. W trakcie dziergania miałam wrażenie, że oliwkowa jest odrobinę bardziej puszysta od khaki. Jest równo przędziona - zero zgrubień i przewężeń.

Jest bardzo, bardzo wydajna. W motku 50 g. jest 125 metrów włóczki. Producent zaleca druty 3/3,5, ale na 4 mm zrobiony szalik nie był za luźny, za to miękki i puszysty. No i ta bajeczna paleta kolorów. Samych odcieni zielonego jest chyba z 5.

Włóczka posiada certyfikat, że nadaje się na wyroby da dzieci poniżej 3 lat. Dla maluszków bym jej jednak nie polecała - w trakcie dziergania z eliana zrobiłam komplet niemowlęcy z rozetti bebe - i nie ma porównania, rozetti jest o wiele bardziej przyjemna w dotyku i miękka, przy niej elian wydaje się szorstki.


Nie wiem jeszcze, jak się nosi, czy się nie wyciąga i nie mechaci - zrobię update po jakimś czasie użytkowania.


W każdym razie uważam, że to naprawdę fajna, niedroga włóczka, o szerokiej palecie kolorów. Warta polecenia.

Edit: Po pewnym czasie włóczka się mocno zmechaciła.

czwartek, 12 listopada 2009

Szyjogrzej

Przy tej pracy jak dotąd najbardziej się męczyłam.

Przepisu na to cudo nie znalazłam nigdzie, wiec kombinowałam z głowy.

Zaczęłam od 180 oczek i potem próbowałam zrobić z tego koło, przy jednoczesnym zachowaniu wzoru warkoczy - musiał przecież pasować do czapki. Skończyłam na 78 oczkach, przy czym z drutów 4 mm przeszłam na 3,5.

Bałam się, że głowa synka się nie zmieści - wiec mierzyłam. Na drutach żyłkowych 4mm mieściła się, na 3,5 już nie. W desperacji wyjęłam więc druty i zmierzyłam na żywca, przy okazji spruło się parę oczek, ale wiedziałam, że głowa wejdzie i na szyi będzie ok.

Chciałam też, by był wywijany, a wiadomo, że warkocze na lewej stronie wyglądają źle. Musiałam więc robić jakby lewą stronę i przekombinować, jak te warkocze od lewej ugryźć.

A na koniec po zakończeniu okazało się, że mimo starań zbyt ciasno zakończyłam brzeg i Smyk zamiast szyjogrzeja ma oryginalny kapelusz. Więc prucie jeszcze raz i zakańczanie na totalnie luźno.

Oto efekt:



Teraz przez głowę przechodzi, nie jest za wysoki (Smyk takich nie lubi), nie dusi i nie jest za luźny. :)

A ja nadal kaszlę, głos mam jak skrzypiące drzwi i siedzę w domu na zwolnieniu. A włóczki znów zostało i nie mam pomysłu, co dalej z niej robić. :(

poniedziałek, 9 listopada 2009

Oliwki na zimę

Wczoraj skończyłam oliwkowy komplet dla mojego synka.

Szalik zaczęłam już dawno, ale zabrakło mi włóczki, w oczekiwaniu na nią zajęłam się innymi rzeczami, ale teraz wreszcie skończyłam.

Szalik miał być ciepły i długi, więc robiłam go ściągaczem 1x1 na drutach 4mm. W międzyczasie stwierdziłam, że sama oliwka będzie nudna, więc zamówiłam do tego kolor khaki - niby brąz, ale mieni się na zielono - do oliwki bardzo pasuje. Spróbowałam więc wrobić literkę "L", coby synek szalika nie zgubił i zawsze go rozpoznał. A potem jeszcze frędzelki - pamiętam, że babcia nam takie robiła przy każdym szaliku.


Później zaczęłam robić czapkę - na okrągło na drutach z żyłką, ale zupełnie mi nie szło, do tego moje obliczenia ilości oczek znów nijak się miały do rozmiaru - zawsze byłam kiepska w liczeniu;), więc czapkę musiałam pruć. Kolejną wersję robiłam już nie na okrągło, choć zszywania też nie lubię. Było to moje pierwsze zetknięcie z warkoczami, chyba udane:) Z czapki jestem bardzo zadowolona. Robiłam na drutach 3,5 mm.



Na koniec rękawiczki, których najbardziej się bałam. Robione na 4 drutach 3,5 mm w pierwszej wersji też okazały się za małe. Kolejne były już dobre, nie spodziewałam się tylko, że mój synek ma już tak dużą dłoń:)

Włóczki zostało mi sporo: motek khaki i prawie cały oliwkowej, więc zaraz poszukam jakichś schematów na szyjogrzej do kompletu. Bo bardzo nie lubię, jak włóczka zostaje. :)


Włóczka to Elian Klasik (100% akryl) o pięknym połysku, bardzo przyjemnie się z niej dzierga.

sobota, 7 listopada 2009

Szarotkowe spotkanie

Szalik ukończony, czapka też, druga rękawiczka siedzi na drutach...

Po domu rozchodzi się apetyczny zapach ciasta, które właśnie się piecze...

A jutro kolejne spotkanie dziergających wiedźm:)

Ma być o żakardach na dwie ręce - chyba nie polubię, ale chętnie zobaczę. Nawet na jedną rękę i to tylko w dwukolorze było mi ciężko wpleść do szalika jedną literkę, a co dopiero żakardy!

Ale będzie też można podpatrzyć dzierganie skarpetek na 2 drutach z żyłką, no i też coś dla heretyczek i ortodoksyjnych się znajdzie:)

I może też uda się nakłonić dziewczyny na pozaplanowe tematy - objaśnianie schematów i ażurki, bo niedługo wejdę w kolejny etap nauki i tematy z dziurkami byłyby bardzo wskazane.

Więc moich facetów zostawiam w domu i lecę na sabat!:)


UPDATE: Okazuje się jednak, że muszę zostać w domu. Smyk nie czuje się za dobrze, więc ktoś musi z nim zostać w domu, a ja jeszcze chora, ponad 2 godziny komunikacją miejską w jedną stronę... brrr, na samą myśl mi zimno. Szkoda:( Następnym razem będę.

piątek, 6 listopada 2009

Chainette Madame Tricote

To była pierwsza włóczka, z której cokolwiek dziergałam.

Bardzo miękka, miła, pokryta jakby meszkiem, leciutko połyskliwym.

To włóczka akrylowa z 25% zawartością wełny, ale nie gryzie ani trochę.

Robiło się z niej dobrze i szybko, jest wydajna. Troszkę mi się tylko rozdwajały nitki, ale może to efekt malej wprawy i bardzo ścisłego dziergania.

Szkoda, że co fajniejsze kolory zostały wyprzedane w pasmanteriach a nowych dostaw nie było od pół roku.:(

Chętnie zrobiłabym sobie coś z tej włóczki na zimowe chłody, bo zarówno synek jak i mąż są z czapek bardzo zadowoleni i chwalą, że jest im ciepło w głowę:)

wtorek, 3 listopada 2009

Grypa i włóczki

Choroby wszelkie czasem się przydają, bo przez kilka dni można zostać w domu i dziergać. Oczywiście, gdy już głowa nie boli i z nosa nie kapie, ale na szczęście jakoś leki działają.

Skończyłam więc szalik dla Smyka, teraz na tapecie czapka do kompletu a potem rękawiczki. Tych rękawiczek trochę się boję, bo nigdy nie robiłam, no ale kiedyś muszę spróbować:)Pochwalę się, jak już komplet będzie gotowy:)

A potem, jeśli wystarczy włóczki, to jeszcze szyjogrzej dziecku zrobię. A potem to już może w końcu coś dla siebie:)

I chyba jeszcze po drodze zacznę pisać swoje własne oceny włóczek, żebym kiedyś nie zapomniała, jak mi się z której dziergało...

Takie mam pomysły w czasie choroby:)


niedziela, 1 listopada 2009

Dla niemowlaczka

Miały być tylko buciki, ale tak jakoś mnie poniosło;)

Wpadłam na pomysł zrobienia Nienarodzonemu prezentu. Wzór na buciki znalazłam u Zdzid.

Dziergałam, prułam, kombinowałam, znów prułam, zasięgałam porad i konsultacji, prułam i tak w kółko. A potem się zaczęło udawać. Wzór zmodyfikowałam, zrobiłam wyższą cholewkę niż w oryginalnym wzorze i wtedy wyszło. Każdy kolejny bucik był bardziej udany.:)

No i jest jeszcze czapeczka i rękawiczki - już bez wzoru - z głowy:)





Przy okazji nauczyłam się robić ząbkowane brzegi i dziurki:)

Włóczka: Rozetti Bebe (zużyłam połowę motka, jest bardzo wydajna), druty 3,5 mm, tydzień niespanych nocek i voila:)

Mam nadzieję, że Nienarodzonemu się przyda a przyszłej mamie spodoba:)

czwartek, 29 października 2009

Imieniny z pasją dziergania

Dziś mam imieniny.

Z tego tytułu lubię październik a ten szczególnie, bo jest mokry i nieprzyjemny - stąd można usprawiedliwić zakupy mięciutkich i milutkich motków:)

Zrobiłam sobie więc prezent, o którym już pisałam - First Class jeszcze nie wiem na co:

i Lolipop na top sylwestrowy (nie mam pomysłu na wzór - czy gładko, czy ażur jakiś - podpowiedzcie, plis):
Faceci zawsze mają problem z doborem prezentów (przynajmniej ja takich spotykam), stąd wiedziona wrodzoną dobrocią serca postanowiłam ułatwić takiemu jednemu sprawę i w sklepie pokazać mu, że na imieniny chcę to:

Kto to widział, żeby pudełko miało być prezentem? Ano jest, i praktycznym, i ślicznym i cieszącym bardzo (dużo bardziej niż w tym momencie cokolwiek innego). Moje motki mają gdzie mieszkać:)


Niestety nie pomieściły się wszystkie. Ale włóczek ma ubywać - a przybywać włóczkowych ubrań, wiec liczę, że już niedługo będzie z tym lepiej:)

A w ostatnią sobotę dostałam zupełnie niespodziewany i jakże miły sercu prezent włóczkowy:


Ma z tego być jakiś szal/chusta/szalik - też nie mam jeszcze pomysłu, bo nie wiem, w czym ta włóczka będzie dobrze wyglądać (proszę o propozycje). Jest bardzo milutka - czyli to, co kocham najbardziej.

A jeszcze wcześniej dostałam od Mamy pół kilograma czarnej włóczki. Pewnie będę jeszcze o niej pisać, jak zabiorę się do robienia sweterka. Zdjęcia niestety nie mam.

Dostałam tez inne prezenty, ale już niewłóczkowe, więc o nich napiszę pewnie na innym blogu:) A wieczorem będę świętować - w ciepłych kapciach, z drinkiem na stoliku obok będę sobie dziergać:)

I na dzisiaj to są moje wymarzone imieniny:)











wtorek, 27 października 2009

Korzyści z dziergania

Przeczytałam gdzieś, że dzierganie pozytywnie wpływa na nastrój jesienną porą. Zauważyłam to już wcześniej, a ponadto:

moje ręce, które muszą zawsze coś robić - skubać, rwać, drapać itp. - mają w końcu zajęcie,
głowa zajęta liczeniem oczek i pilnowaniem wzoru nie ma czasu na myślenie o innych rzeczach i zadręczanie się smutkami,
spod drutów wychodzą wzorki i różne rzeczy pożyteczne, co wybitnie poprawia humor,
wymiar praktyczny - inni też są zadowoleni, gdy otrzymają wydziergane coś,
poprawia się sprawność manualna,
radość z nauczenia się nowej rzeczy, nowego wzorka jest nie do przecenienia,
poprawia się organizacja czasu - gdzieś przecież między ogarnięciem domu, gotowaniem, odrabianiem lekcji z dzieciem, blogowaniem, czytaniem, zakupami, oglądaniem filmów i dyskusjami na tematy egzystencjalne trzeba wcisnąć dzierganie:),
poprawia się zarządzanie finansami domowymi - wydawałoby się, ze nic się nie da wycisnąć w napięty budżet, a tu jakoś okazuje się, że zamiast kolejnej szminki czy kremu można kupić cudną włóczkę:) Budżet nie piszczy a z półek nie wysypują się kolejne nieużywane pseudoupiększacze (nie mówię o tych koniecznych i potrzebnych - bez nich ani rusz).

Więc (a właśnie, że zaczyna się zdania od "więc" :p) dzięki dzierganiu jestem szczęśliwsza, spokojniejsza i bardziej ogarnięta:)

poniedziałek, 26 października 2009

Czapka-przeplatanka

Skończyłam kolejną robótkową pracę. To znów czapka, znów czarna z tej samej włóczki - Chainette Madame Tricote.

Projekt czapki - mój własny:)

Pierwszy raz robiłam na okrągło, na pięciu drutach 4mm. Nie było łatwo. Prułam kilka razy, mimo próbki nie mogłam jakoś obliczyć właściwej ilości oczek, potem czapka zaczęła skręcać. Wiele razy myliłam wzór i potem musiałam naprawiać szydełkiem. Już traciłam nadzieję, że coś z tego będzie.

No ale się udało:)


Na zdjęciach można zauważyć nierówne oczka, zwłaszcza przy przechodzeniu z oczek prawych na lewe. Nie wiem, dlaczego tak się robiło - i choćbym nie wiem jak ścisło dziergała, nie udało się tego uniknąć.

Fotki takie sobie - szaroburymi popołudniami nie dało się zrobić zdjęcia w świetle zastanym, stąd wykorzystałam najjaśniejsze miejsce w domu a i tak musiałam użyć lampy.

Do tego model był wybitnie marudzący i niewspółpracujący.

Ale z czapki zadowolony jest:)