Pokazywanie postów oznaczonych etykietą magicloop. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą magicloop. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 czerwca 2019

Ognisty

Czasem jest tak, że człowiek popada w rutynę, w pewien schemat, siedzi sobie w swoim ciepełku i jest mu zwyczajnie dobrze. A potem przychodzi ktoś z innym punktem widzenia i wywraca wszystko do gory nogami.

Robiłam już szale i chusty z cieniutkich włóczek w różnych kolorach. Kocham cienkie niteczki, cieniutkie dzianiny, ażury i dziury układające się we wzorki.
Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy łączenie nitek a jeszcze łączenie różnych kolorów nitek, to już w ogóle.
Ale Alicja chciała szal w kolorach ognia. Wybrała malinową czerwień i jaskrawy pomarąńcz. Gdy pisała o tym do mnie, kładłam się spać a moja kreatywność chyba poszła spać wcześniej :). jedyne, co przyszło mi do głowy, to paski. A Alicja chciała melanż.
Dopiero rano oprzytomniałam, że przecież można nitki razem, grubsze druty i mniejszą ilość raportów.
I tak oto powstał Ognisty:)






Nie wiem, dlaczego aparaty tak nie lubią się z czerwienią. Nie udaje się uchwycić ani rzeczywistego koloru nitki ani tego przenikania.
Szal na zdjęciach zlewa się w jeden kolor a w rzeczywistości jest czerwony z połyskiem pomarańczu, jakby jasniejszy kolor z niego wypływał pod promieniami światła.

Nie ukrywam, że ta gra kolorów mnie zachwyciła. Zastanawiam się nad podobnym zestawieniem zielonego z niebiskim i fioletu z czerwonym. Możliwości są nieograniczone. Ala otworzyła mi umysł:)

A teraz mozolne pracuję nad cienizną, przemiłą w robocie, ale 750m w 50 g daje popalić.
Wychodzi za to pięknie, już wiem, że z moją testową chustą się nie rozstanę. Zmieniam wzór w takcie, ale mozolne rysowanie schematu przez 2 tygodnie w prostym programiku opłaciło się. Mam teraz prawie na gotowo i mogę modyfikować go wedle uznania.
To strasznie fajnie obserwować jak to, co urodziło się w głowie i potem zostało przelane na papier, uzyskuje kolor, kształt, fakturę... Nie mogę się doczekać, żeby Wam ją pokazać. Postawiłam na prościutki wzór, licząc na piękno prostoty. A jak wyjdzie? Sama jestem ciekawa :) Buziaki!

wtorek, 11 grudnia 2018

Ulubiony Stilness

Wrzuciłam dzisiaj na Insta i FB fotkę na dzień dobry.
O taką:


Nie spodziewałam się, że uwagę zwróci mój sweterek. A zwrócił. A ja sobie przypomniałam, że nie pokazałam go jeszcze na blogu, choć na ravelry wisi już od wiosny ubiegłego roku.

Zakochałam się w nim, gdy zobczyłam go na Agnieszce z Magicloop. Ona ma głowę do wyszukiwania niebanalnych udziergów i dopasowywania kolorystycznego włóczek. Taka artystyczna dusza zakochana w kolorach, włóczkach i drutowaniu:)
No więc jak spojrzałam, to się zakochałam na amen i musiałam mieć identyczny:)
Trochę się bałam wzoru po angielsku, ale poszło jak z płatka :)
Sweterek jest bardzo praktyczny i wygodny. Zrobiony z malabrigo arroyo, grzeje w chłodniejsze dni, nawet w letnie wieczory go zakładałam. Już był ze dwa razy golony golarką, aczkolwiek znosi dzielnie niedelikatne obchodzenie się z nim.
Wybaczcie fotki, przypadkowe, robione tu i ówdzie.
Mam nadzieję, że wkrótce będą lepsze, mam nowego manekina, teraz tylko muszę zorganizować kawałek ściany i trochę słońca, żeby pokazać wszystkie zaległości:)






Wzór: In Stillness Alicji Plummer
Druty: 4mm
Włóczka: malabrigo arroyo w pięknym kolorze Regatta blue
Zużycie: Niecałe 4 motki

A do Magicloop warto zajrzeć czasem. Aga farbuje włóczki na unikalne kolory, nie całkiem jednolite, ale nie układają sie w ciapki jak niektóre malabrigo. Moje ukochane odcienie to W ciemnym lesie, Sztorm na nefrytowym morzu, Sorbet wiśniowy. Z sorbetu mam Melanie, Leśną chustę (omg, jeszcze też się nią nie chwaliłam) a Sztorm niedługo wrzucę na druty.
Choć niedługo, to pojęcie względne:)
Buźka :*

wtorek, 9 października 2018

Eddy

Nagle zrobiło się zimno, do tego stopnia, że wyciagnęłam z szafy zrobioną chyba 2 lata temu czapkę. Na chore zatoki jest idealna :) A historia jej powstania była bardzo szybka:)
Co się zobaczyło, to się już nie odzobaczy.
I zobaczyło się najpierw czapkę tu. I już wierciło w brzuchu i nie dało spać.
I zaczęło się kobinowanie - zrobić, nie zrobić, a jak zrobić to z czego i czy znów z fioletowego.
Ale jak się zobaczyło u Effci, to już było wiadomo - odgapiam. Kupiłam włóczkę natychmiast i zrobiłam i mam i strasznie lubię.



Siłą rozpędu zrobiła się też wersja męska z małą modyfikacją w postaci podwiniętego brzegu a całkiem niedawno jeszcze wersja słoneczna. Motek Malabrigo Rios idealnie wystarcza na czapkę z podwiniętym brzegiem i z pomponem.
Wzór jest ciekawy, podobnego wcześniej nie widziałam, a przecież internety pełne wzorów wszelakich.
Polecam!

Wzór: Eddy
Druty: 3,5 i 4,5 mm
Włóczka: Malabrigo Rios w Kolorach Zarzamorra, Candombe i Sunset
Zużycie - 1 motek na każdą

A żeby nie było tak tylko czapkowo, to potem w komplecie do czapki przydarzył się też słoneczny  komin:)





wtorek, 14 marca 2017

Baila

To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Gdy zobaczyłam czapkę Pauli, koniecznie chciałam taką mieć. Już, natychmiast i to w tym samym kolorze.
Niestety, jak to ze mną bywa, oryginalna włóczka okazała się nie-do-dostania :( Smutek.
Jednak nie na długo, bo jak wiecie, dostałam od Tupci dwa cudne motki Malabrigo Chunky.
Jeden ravelry red - z którego powstała poprzednia czapka, a drugi - azul bolita.
Kupiłam więc wzór i bardzo szybko powstała moja Baila:) Jeszcze przed tą czerwoną czapą.

Wiem, idzie już wiosna, a ja o czapkach. No cóż, zawsze chadzam własnymi drogami:)
Oto moja Baila:)








Jeden motek wystarcza w sam raz na czapkę. Przerabiałam zgodnie z wzorem na drutach 5, 5,5 i 6 mm.  I bardzo ja lubię, W największe mrozy świetnie sprawdzała się razem z ulubionym kominem:)


niedziela, 19 lutego 2017

Na czerwono przeganiamy zimę:)

Wbrew pozorom lubię kolor czerwony. Nie każdy, ale odcienie chłodne, przykurzone, ciemne, są zdecydowanie moje.
Herbimania ogłosiła akcję przeganiania zimy właśnie tym energetycznym kolorem.
Mam dość tegorocznej zimy i miałam ochotę własnie na coś mocnego, optymistycznego i z charakterem:) A że dostałam od Tupci włóczkę w najbardziej czerwonym kolorze, jaki tylko jest, to było wiadomo - będzie czapa:)





Kolor to ravelry red, oczywiście na zdjęciach jest przekłamany, zresztą na każdym z trzech monitorów wygląda u mnie inaczej. Uwierzcie na słowo - jest bardzo czerwony i daje powera, bardzo tę czapkę lubię:)

Wzór wymyśliłam sama, a w zasadzie od razu wiedziałam, że to będzie fałszywy ścieg patentowy czy jakoś tak się to nazywa:) Tu kolor robi robotę, nie potrzeba kombinacji alpejskich:)

A w następnych wpisach - kolejne czapki:)

poniedziałek, 13 lutego 2017

Romans

Historia tego sweterka nie była aż tak skomplikowana, jak poprzedniego udziergu.
Gdy wróciłam do dziergania, z miejsca zajrzałam do znanych sklepików włóczkowych, starych blogów i okazało się, że sporo się zmieniło w drutowym świecie przez 2 lata. Na przykład Tupcia zaczęła farbować włóczki na obłędne kolory. Z miejsca zakochałam się w sorbecie wiśniowym, w kilku innych zresztą też.
Jakoś w tym samym czasie pokazał się wzór na sweterek Melanie.
Od razu wiedziałam, że go zrobię i to właśnie z tej nitki. Chwilkę trwał dobór drugiej nitki do kompletu. Idealnie mi pasowała Vaniccia z Lany Gatto - kompletnie mi wcześniej nieznana. Skusił mnie kolor.
I gdy tylko miałam przerwę w dzierganiu Multiróżu (w oczekiwaniu na włóczkę), wzięłam się za Melanie. I nawet pierwszy raz w życiu zrobiłam próbkę. :)))
Była miękka jak chmurka, aż trudno było przestać ją dotykać.



Bałam się tego sweterka jak diabli. Próbka wyszła mi za mała o centymetr. Cośtam więc poprzeskakiwało na tych moich niematematycznych neuronach i wybrałam rozmiar.
Na szczęście Aga zwróciła mi uwagę, że mówiłam o swoich niewymiarowo grubych ramionach i doradziła większy rozmiar. Gdyby nie ona, siedziałabym teraz rwąc włosy z głowy i płacząc nad pięknym swetrem, którego nie mogę nosić.



Sama robótka poszła jak z płatka. Błyskawicznie, aż do momentu, w której zabrakło mi włóczki moherowej. Na pół rękawa, uwierzycie? Znów!
Dziwnym trafem jednej i drugiej włóczki schodziło mi po równo, inaczej niż we wzorze.
A chciałam rękawy troszkę dłuższe niż w oryginale. Więc czekałam prawie miesiąc, aż w sklepie pojawi się moherek, bo okazało się, że tam również go zabrakło.
No ale już skończyłam, uprałam, ponosiłam i mogę się pochwalić:)
Oto moja Melanie, czyli romans eleganckiego wzoru z niebywałą włóczką.




Sweterek pięknie się układa, jest bardzo wygodny i ciepły. Wzór jest czytelny, dokładnie rozpisany, zgadza się co do oczka. Jest to mój najbardziej elegancki udzierg i kocham go, choć jest to trudna miłość.
Tak, niestety ten piękny wiśniowy moherek żre. Nie gryzie, nie podgryza, nie drapie, ale żre jak wściekły. O wiele bardziej niż Multiróż, który przecież jest wensową szczotką.
Co prawda Melanie noszę na gołe ciało i jakoś wytrzymuję, ale pod koniec dnia pracy przy dekolcie mam czerwone ślady na skórze.  Niestety.
Ale wiecie, że jak kot* się na coś uprze, to nie ma mocnych?
Więc noszę i będę nosić i niewykluczone, że zrobię jeszcze jeden. Kiedyś.
Żałuję, że z mojego ulubionego Kidmohairu Adriafilu nie było takiego odcienia włóczki.
No cóż.
A może znacie jakiś inny Kid Mohair, który nie gryzie?



No i metryczka:
Wzór: Melanie
Druty: 4mm
Włóczka: KolorLove Sorbet Wiśniowy od Magicloop i SilkMohair Vinaccia z Biferno
Zużycie: po 6 motków

A teraz już nie mam wyjścia, zamęczę Was czapkami:)


* Kotem nazywa mnie mój osobisty mąż i chyba coś w tym jest ;)

środa, 25 stycznia 2017

Bolączka i poncho

Moją największą bolączką dziewiarską jest to, że strasznie powoli dziergam.
Przypominam sobie, jak robiłam mój pierwszy szal ażurowy - trwało to wieki, chyba z 2 miesiące intensywnej pracy.
Teraz co prawda robię trochę szybciej, niż wtedy, ale jak widzę inne dziewczyny machające drutami, to bierze mnie żałość na moje tempo dziergania. Bo o ile przyspieszyło ono na początku mojej dziewiarskiej drogi, to mam wrażenie, że od tamtej pory postęp jest żaden.
Ból jest tym większy, że uwielbiam cieniutkie niteczki, przerabiane na cieniutkich drutach a rozmiar mojej figury jest bardziej niż słuszny. Takiej robótki przybywa w ślimaczym tempie.
Więc czasem trzeba na druty wrzucić coś grubszego z nadzieją, że będzie szybko przybywać:)
Tak myślałam, kiedy wrzucałam na druty grubą Peruvian Highland Wool od Filcolany.
Zamarzyło mi się bowiem poncho. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, do tego gdzieś przeczytałam, że wzór jest dostępny po polsku w jakiejś gazetce.
Ile ja się tej gazetki naszukałam! Nawet w wydawnictwie były dostępne wszystkie numery, oprócz tego jednego z ponchem.
No ale w końcu się udało:)
I jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że grubymi drutami wcale nie robi się aż tak szybko a ręka męczy się szybciej niż przy cieńszych. Tak, druty 5mm to dla mnie grubasy. Do tego robótka ciężka i obszerna, na końcu grzała kolana aż miło.
Jednak udało się, mam swoje wymarzone poncho i uwielbiam je nosić:) Paleta barw Peruviana jest bardzo duża, ale czy ktoś jest zdziwiony moim doborem koloru? ;)
Mąż dał się uprosić o zdjęcia, ale jakoś bez przekonania je cykał, wyszła z tego akademia głupich min i teatr cieni, więc nadających się do pokazania zdjęć wyszło niewiele. Ale rozgrzeszam go, mimo słońca było jakoś zimno i nieszczególnie.





Wzór: Poncho by Bergere de France
Włóczka: Peruvian Highland Wool od Filcolany
zużycie: 9 motków (większa wersja)
druty: swoim ostatnim zwyczajem nie zapisałam:( ale chyba 5,5, jak sugerują.

Poncho ma prostą konstrukcję i zdaję sobie sprawę, że na wiotkich i wysokich istotach prezentuje się bardziej elegancko, ale cóż. Nic nie poradzę i nosić będę. Jest wygodne i bardzo ciepłe.
Zastanawiam się tylko nad przeszyciem części rękawkowej bardziej z przodu - rozmieszczenie idealnie pośrodku udziergu nie wydaje się być najszczęśliwszym rozwiązaniem. Zbieram się do tego od dawna i jakoś nie mogę się zmobilizować.
Peruvian jest bardzo fajną wełną. Gryzie umiarkowanie (mnie gryzie nawet malabrigo, więc wiecie...), jest bardzo ciepła i poncho na razie nie ma śladów mechacenia. Na pewno jeszcze po nią sięgnę:)

A teraz pochłonęły mnie czapki, więc spodziewajcie się wysypu, zajawki na FB i Insta już były.
Biorę też udział w akcji Herbimanii "Wszystko czerwone" oraz w skarpetkowym KALu na ravelry:)
Będzie się działo (zapewne po nocach;))




środa, 11 stycznia 2017

Wszystko w proszku i wyniki Candy

Hej, hej, wiem, że czekacie. :)
 I tak naprawdę losowanie chciałam zrobić już w poniedziałek, ale za późno wróciłam do domu, wczoraj w ogóle miałam wariacki dzień, więc dziś.
Ale zanim, to trochę pomarudzę.
Albowiem
Strasznie chciałabym Wam pokazać to i owo.
Ale
Fotki ubiegłorocznych udziergów wsiąkły gdzieś na dysku. Nie mogę znaleźć i już.
Jeszcze jest opcja, że nadal tkwią na karcie aparatu, muszę sprawdzić.
Ubolewam, że Picasa zakończył żywot, świetnie katalogował zdjęcia.
Kilka rzeczy jeszcze nie doczekało się zdjęć, muszę uprosić jakąś fotografującą duszę, może się zgodzi w jakichś sprzyjających okolicznościach przyrody cyknąć parę fotek. Choćby telefonem.

Campside Cardi jest obecnie w okolicach Poznania, gdzie Tysia czaruje, farbuje i przędzie, by wiśniowy sweterek doczekał się rękawów. Gdyż oryginalnej Laurowej włóczki zabrakło.

Melanie, w której zakochałam się, gdy zobaczyłam wersję Malmonki, też leży i czeka prawie ukończona... prawie, gdyż...zabrakło włóczki a w sklepie będzie dopiero za 2 tygodnie.
Wstępnie miałam robić mniejszy rozmiar, finalnie zabrakło jednej nitki na pół rękawa.

Zakochałam się też w czapce Baila Pauli Wiśniewskiej, no jest po prostu cudna. Jak to z moim pechem bywa, oryginalna włóczka jest nie-do-dostania (duży smuteczek). Gdy Tupcia się dowiedziała, że szukam zamiennika, podarowała mi dwa cudnej urody motki Malabrigo Chunky:)


Kolory przekłamane oczywiście, bo to kolory ravelry red i azul bolita:) Od razu wrzuciłam na druty i powoli, delektując się każdym oczkiem, przerabiam na czapkę:)


A teraz o Candy:)
Bardzo się cieszę, że tyle się Was zgłosiło, dzięki temu poznałam nowe, fajne dziewiarskie miejsca w sieci:) Nie sugerujcie się boczną szpaltą bloga, że Was tam nie ma - wszystkie blogi od dawna czytam w czytniku. Kiedyś rss, teraz feedly, to bardzo wygodne narzędzie:)
Muszę się zresztą wziąć kiedyś za uporządkowanie zakładek, podobnie jak plików dziewiarskich na komputerze i zdjęć. I jeszcze wydrukowanych wzorów do zrobienia, które znajduję po całym mieszkaniu... i jeszcze projektów na ravelry i może włóczki tam dopisać?... Taaa, jestem uosobieniem porządku, jak widzicie:) Dobrze, że w głowie poukładane co nieco:)
Ale wiecie - jak mam chwilę, to wolę przerabiać oczka:)
Albo czytać Was - naprawdę czasem przepadłam na godziny i nadrabiałam wpisy z kilku lat u Was:)

No ale do rzeczy:)
Dziś przeprowadzone zostało losowanie:)
Starannie spisałam wszystkie uczestniczki


Potem pocięłam na kawałki :) 


... poskładałam i wrzuciłam do czapki, która robiła za bęben maszyny losującej:)


...po czym ręka Marlenki wylosowała szczęśliwą zwyciężczynię:) 


Okruszku, serdecznie gratuluję i proszę Cię o maila do wysyłki na moją skrzynkę: 121277@gmail.com. I mam nadzieję, że pochwalisz się pięknym udziergiem z tej włóczki, jestem bardzo ciekawa, co stworzysz:)
Wszystkim Wam dziękuję za wspólną zabawę. Szkoda, że nie mogę obdarować Was wszystkich, bo chętnie bym to zrobiła. 
Obiecuję jednak, że to nie ostatnie rozdanie na moim blogu:)
Buziaki!


wtorek, 27 grudnia 2016

Poświątecznie

Jak tam po Świętach? mam nadzieję, że było ciepło, rodzinnie, spokojnie i smacznie - czyli tak, jak powinno być:) U mnie z przebojami zdrowotnymi, ale jednocześnie miło i rodzinnie, uwielbiam ten czas i choć nie mogłam w pełni go celebrować, to jestem szczęśliwa, że mogłam spotkać się z całą rodzinką. Mam teraz poświąteczną chandrę, bo zdecydowanie za szybko minął ten miły czas.

Mimo, że dziergam jak szalona w wolnych chwilach (niewiele ich, ale jednak), to nadal mam niewiele do pokazania.
Campside utknął. Zamówiona na etsy wełna okazała się mieć kompletnie nietrafiony kolor i inną strukturę. Zostałam z cardiganem bez rękawów bez perspektyw na skończenie. Z opresji uratowała mnie Justyna Karo, która zgodziła się uprząść i ufarbować dla mnie wensa w zbliżonym kolorze. Sweter więc poleciał do niej a ja z braku zajęcia wzięłam się za piękny i milutki sweterek Melanie. Widziałam wersje testowe, no i przepadłam. Po prostu musiałam go mieć. Zrobiłam więc napad na sklepik Tuptupowy i z pomocą Agnieszki zaczęłam ogarniać temat.
Sweterka jest 1/3 na razie a ja ciągle w strachu - czy dobry rozmiar (próbka wyszła mi ciut mniejsza), czy ramiona będą zwisać, czy wystarczy włóczki...


Prawda, że piękny kolor? To Kolorlove sorbet wiśniowy w połączeniu z Silk Mohair Lana Gatto.
Jak zobaczyłam magicloopowe farbowanki, to po prostu nie mogłam oderwać oczu, musiałam coś z nich mieć. Podoba mi się wiele kolorów, tylko nie mam już gdzie upychać włóczek:) No i te nazwy - szalone, oryginalne, trafne!
Czy Wy też tak macie, że włoczek w szafach dziesiątki a jak przyjdzie co do czego, to do wybranego wzoru żadna nie pasuje i trzeba kupić nową? No bo ja tak mam:)

Z rzeczy pozytywnych - w końcu zrobiłam na szybko zdjęcia szaliczka, który rok temu powędrował do mojej Mamy:) Wykorzystałam wzór Herringbone, użyłam za to niemożliwie cienkiej i nieskończenie długiej nici merino lace ze 100purewool.com. Oto efekt:







Kolor na pierwszym zdjęciu jest najbardziej trafiony. Podoba mi się, jak ułożyły się kolory na szaliczku. Zużyłam calutki motek 800 m, szalik wyszedł dość długi, można się omotać podwójnie. Myślę, że kiedyś zrobię jeszcze podobny, w innej kolorystyce.
A na razie - Melanie, potem chusta, czapka, kolejny cardigan... Plany mam na najbliższe 10 lat:)