Kiedy myślałam, że plany dziewiarskie mam już ustalone, wszystko nagle się pomieszało.
Skończyłam dwukolorową Leę (zdjęcia wkrótce!), zaczęłam zieloną jodełkę, ale w międzyczasie komuś spodobała się chusta mojego projektu, więc kupiłam włóczkę i zielone poszło do schowka.
I przyszło Boże Narodzenie, a po nim impreza rodzinna, gdzie zobaczyłam szydełkowy szalik, który mama dostała od mojej siostry. Przeszły mnie ciary zgrozy, gdy zobaczyłam, jak twardy sznurek może wyjść z mięciutkiego malabrigo sock w obłędnym kolorze ravelry red. Moja dziewiarska dusza płakała.
Zabrałam więc szalik, sprułam i biegiem zrobiłam inny. Mama wymyśliła sobie ścieg podwójnym ryżem, ktorego szczerze nie cierpię, ale cóż było robić. Palce bolały, zwłaszcza lewy kciuk, gdyż mam podobno osobliwy sposób przerabiania lewych oczek. Szalik skończyłam i zawiozłam mamie to mięciutkie cudo. Nawet nie zdążyłam zrobić zdjęć, no ale to zwykła prościzna i nie wiem, czy chciecie takie tu oglądać.
Gdyby było zgodnie z planem, przyszłaby kolej na jedwabną chustę. Ile ja się naklęłam przy zwijaniu kłębka, to tylko ja wiem. Plątało się toto straszliwie, na kłębku nie chciało utrzymać... Kto zwijał kiedyś czysty jedwab, ten może sobie wyobrazić.
Gdy już zwinęłam całe 1000 metrów, niespodziewanie przytrafiły się drobne porządki w schowku, które ogarnęły też moje zapasy... No i dwie włóczki wpadły komuś w oko. :) I priorytety znów uległy zmianie. :) Bo są osoby ważne, ważniejsze i naważniejsze :)
Tak więc robię teraz pulover z malabrigo arroyo w cudnym kolorze prussia blue. Włóczka z odzysku po spruciu synowskiego swetra i znów drżę, że mi jej może zabraknąć, a w żadnym polskim sklepie z włóczkami jej nie ma. Czy to efekt brexitu, czy są jakieś problemy z dostawami od Malabrigo, ktoś coś wie?
Druga z włóczek, które wpadły w oko, to Shetland Yarn Art. Kupiłam go wieki temu, i widzę, że ten kolor (antracyt) też jest już nie do kupienia. :(
Przy okazji jeszcze między kolejnymi projektami wpadną na druty skarpetki:)
Przed tym całym zamieszaniem zrobiłam jednak wspomnianą w poprzednim wpisie czapkę. To będzie udzierg tej zimy, bo chodzę w niej nieustannie.
Chyba uczuliłam się na wełnę, bo wszystko mnie gryzie i drapie, jednak, ku mojemu zdziwieniu, ta czapka nie powoduje absolutnie żadnego dyskomfortu. Po prostu ją kocham :)
Wzór - Holly Hat.
Włóczka to Borana od Slavica Yarns w kolorze Perun. Dobrałam do niej moherowa nitkę Brushed lace Mohair od Mohair by Canard, kupiona w sklepie U Makunki. Kolory świetnie się wymieszały, dając trojwymiarowy efekt. Jestem nim zachwycona. Sam moher ma piękny głęboki granatowy kolor, który aż kusi, żeby grać pierwsze skrzypce. Mam ochotę jeszcze po niego sięgnąć. :)
No i cieszę się, że kolejny blog odżył:) Korespondentka wojenna znów pisze i pokazuje swoje prace :)
Brawo Violetta. Pozdrawiam serdecznie. Czytam z przyjemnością, chociaż taki kontakt mamy 😘
OdpowiedzUsuńDziękuję! Mam nadzieję, że odnowimy kontakt, często myślę o Tobie:) Ten niebieski sweterek to zrobiony z włóczki od Ciebie :) Buziaki :* :* :*
UsuńCzapka bardzo ładna, modelka również.
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuń