Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ręcznie przędzione. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ręcznie przędzione. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 lutego 2017

Multiróż

Czapkostory będzie jednak opowieścią w odcinkach przerywanych innymi wpisami, bo dziewczyny na FB domagają się pokazania sweterka:) A i ja już bardzo chciałam się nim pochwalić:)

Wiecie, dzierganie na drutach to dla mnie jakaś magia.
Bierze się nitkę, zaplątuje na drucie, po chwili jest z tego kawałek czegoś, coraz większy i większy, i w pewnym momencie następuje takie "klik" i nagle udzierg nie jest już nieokreślonym czymś, ale częścią ubioru, jeszcze niedokończoną, ale jednak.
To już nie tylko plątanina nitek, tylko coś noszalnego, co cieszy, zdobi i daje satysfakcję. I wtedy chce się skończyć pracę jak najszybciej, żeby móc już dzieło pokazać światu.:) I zarzucić na grzbiet/głowę, stopy itp.:)

Z tym swetrem było inaczej.

Jego historia jest baaaardzo długa, ma kilka ładnych lat.
Zaczęła się, gdy Laura jeszcze przędła piękną wełnę.
Spojrzałam na kolor i zakochałam się. Co z tego, że to Wensleydale, czyli drapiąca szczotka a nie mój ulubiony corriedale. Ma za to przepiękny kolor i połysk, zakochałam się i już.
Kupiłam i chciałam od razu zacząć robić "coś". Padło wtedy na Ruby - sweterek wymyślony przez Effcię. I miałam już spory kawałek, ale okazało się, że ten fason kompletnie na mnie nie leży. Poszerza ramiona, sprawia, że sylwetka staje się potężna, no po prostu nie czułam się w nim dobrze.
W międzyczasie przyszło mi do głowy, że jednak na sweter to tej wełny mam za mało. Polowałam więc w Laurowym sklepiku na kolejna porcję wensa, i gdy trafiła się w jaśniejszym odcieniu różu, bez wahania kupiłam.
Kombinowałam z tym swetrem ile się dało, paski, nie paski - nic mi nie szło.
Zrezygnowana poprosiłam przyjaciółkę o pomoc, ona robi piękne swetry. Jednak i ona nie miała pomysłu na tę wełnę, zewłok niedopruty przeleżał ładny kawał czasu. Potem wiecie - przeprowadzka, choroba. Tak, minęło kilka ładnych lat.
Aż w końcu, gdy wróciłam do drutów i gdy zobaczyłam Tuptupa w jej wersji Capside Cardi, coś zaskoczyło. Od razu pomyślałam o wensie.
Wrzuciłam na druty - sprutą wełnę, bez prania, prostowania, bez zrobienia nawet próbki!
Szło całkiem sprawnie, pokombinowałam z kolorami, żeby "zagrało" i leciałam z koksem.

Okazało się jednak, że wens jest wełną ciężką i inaczej ją trzeba mierzyć, niż merino czy alpakę. Wełny zabrakło idealnie na rękawy. Czyli 200 g.
Załamana napisałam do Laury, ale okazało się, że sklepik zamknięty na głucho. Odesłała mnie do Justyny, która po obejrzeniu fotek podjęła się wyzwania doprzędzenia i dofarbowania wełny na rękawy.
By jak najwierniej dobrać kolor, całość swetra pojechała do Poznania a potem z powrotem:) Kolor okazał się dobrany prawie w punkt:)
Laurowa wełna nie była równiutko farbowana, w udziergu wyszły pasy jaśniejszych i ciemniejszych tonów, więc różnica kolorystyczna nie rzuca się w oczy a całość ma charakter unikatowy.
Skończyłam mój Multiróż:)

A dlaczego z tym swetrem było inaczej?  Bo podczas robienia nie doczekałam się na mój "klik".
Cały czas się zastanawiałam, czy dobrze dobrałam wełnę do wzoru, czy ta drapiąca szczotka mnie nie zeżre i da się nosić, czy oczka się ułożą, czy trafiłam z rozmiarem...
W sumie nawet po skończeniu i wypraniu nie byłam do końca do niego przekonana.
Zabrałam go do pracy... i dopiero gdzieś po połowie dnia poczułam, że to mój sweter. Taki bardzo mój, którym można się owinąć, dzięki któremu nie marznę w pracy i czuję się w nim po prostu świetnie. Nigdzie mnie nie pije, rękawy nie są za wąskie a gryzienie nie jest uciążliwe.
Zobaczcie same:



Zdjęcia niestety tylko balkonowe, bo z rożnych przyczyn nie udało nam się wyjechać nigdzie w plener.

Mąż mój wybitnie nie lubi fotografowania, ale jakoś udało mi się go namówić.



Oczywiście akademia głupich min musi być:)


I zbliżenia - tu już w świetle sztucznym.



I metryczka:

Wzór: Capside Cardi autorstwa Alicii Plumer
Druty: 3,5, 4 i 4,5mm
Wełna: Ręcznie przędziona Wensleydale
Zużycie: dużo, ponad pół kg na pewno.

Polecam ten fason, jest bardzo wygodny i praktyczny. Przez to, że sweter jest oversizowy, da się nim otulić i na upartego nawet spiąć spinką, ale nie jest to konieczne. Rękawy takie dłuższe, w końcu to sweter z funkcją grzewcza:)

Jeśli zastanawiałyście się, czy go zrobić - polecam. Nie będziecie żałować.:)

Następny post czapkowy czy ze swetrem?

czwartek, 6 grudnia 2012

Luzacka

Jakoś zawsze na początku grudnia dopada mnie czapkoza.
Muszę mieć jakąś czapkę. Ładną, fioletową, moją, najmojszą.
Tym razem mus dopadł mnie wcześniej, bo gdy zobaczyłam czapkę Rene, zamarzyłam o identycznej.
Niestety, włóczka jest w Polsce nie-do-dostania :(
Musiałam wymyślić coś innego.
Rozgrzebałam moje sto pudeł z włóczkami i w ręce mi wpadła moja ukochana corriedale ręcznie przędziona i farbowana przez samą mistrzynię Laurkę:) Zupełnie o niej zapomniałam!
Podumałam nad motkiem, przewinęłam, i doszłam do wniosku, że wzór z czapki Rene nie pasuje do niej, że w paskach będzie on niewidoczny.
Postawiłam więc na prostotę.
Do tego czapka miała być inna niż wszystkie. Bo workowata. Bo wyciągnięta. Bo na luzie.
Wszystkie moje dotychczasowe czapki to tzw. przyklapki - ściśle przylegające do głowy.
Tym razem chciałam mieć gdzie schować wszystkie włosy, gdy przyjdą mrozy, żeby mi się nie poniszczyły.
No i mam:) Znalazłam odpowiedni wzór:) Oto efekt 3 wieczorów pracy:



Czapka jest na tyle duża, że można też zawinąć otok i wtedy uszy są grzane podwójnie a czapka jest krótsza (choć nadal ma luzy) :)




Uwielbiam ją:) Niestety z motka zostało niewiele, a szkoda, bo chętkę mam na komin do kompletu.

Dane techniczne:
Wzór: Rikke hat
Druty: 2,75 i 3.75
Zużycie: Niecałe 100 gram, nie wiem ile metrów:(
Włóczka: Ręcznie przędziona i farbowana wełna owiec rasy Corriedale.

Na razie jednak muszę poprosić o pomoc krasnale, które Dodgers ostatnimi czasy znalazła we Wrocku, bo dopadło mnie jakieś choróbsko i przejść nie chce. Skutkuje to niemożnością trzymania drutów w łapkach, a na drutach aktualnie plącze się piękne malinowoczerwone coś. :)

środa, 27 lipca 2011

Skrętki

W końcu się zmobilizowałam. Obrobiłam zdjęcia i mogę się chwalić:)))

Pamiętacie mój majowy pobyt w Ojcowie i wizytę u Kaszmirowej Laury?

To ona posadziła mnie przy swoim kołowrotku i sprawiła, że zapomniałam o całym świecie.

Uprzędłam wtedy swoja pierwszą wełnę:)

Uprzędłam, to za dużo powiedziane. Wełna była przekręcona, ze skrętkami, pętelkami, raz cieniutka jak włos a raz grubaśna na palec.

Za radą Laury uprałam:

I rozwiesiłam do wyschnięcia:

Niestety popełniłam błąd, przed którym Laura mnie ostrzegała. Zbyt obciążyłam motek i artystyczne skrętki się wyprostowały.

Nie zraziłam się jednak i postanowiłam, że i tak będę to nosić.

W formie ciepłego komina:

Widać tu wyraźnie efekt pochylenia oczek, który jest następstwem zbytniego skręcenia wełny przy przędzeniu.

Ale co tam, pierwsze koty za płoty:)

Dziękuję Laurko:***


wtorek, 7 czerwca 2011

Otulacz

Daję znak życia.

Kuruję się powolutku i dziękuję za wszelkie namiary na lekarzy.

W oczekiwaniu na wizytę cośtam powolutku się dzieje, ale w ilościach nikłych, coby nie nadwyrężać kręgosłupa.

Pokażę więc staroć, bo skończona wieki temu - jakoś koło 1 maja a wcześniej czekałam miesiąc na nitkę, bo wydawało mi się, że golfik dłuższy powinien być. Doro jednak wyprostowała mi światopogląd, więc zakończyłam, wykorzystując nitkę co do centymetra i mam oto najulubieńszą rzecz na świecie:)

Niby nic, prościzna robiona na okrągło na drutach 4mm z ręcznie przędzionej i farbowanej przez mistrzynię Laurę włóczki. Mówię Wam, ta kobieta ma niebywały talent

Przez ten otulacz pokochałam corriedale, to coś jest bowiem tak miękkie i miłe w dotyku, że mogę chodzić tylko w tym do końca życia.I zrobię jeszcze takich przynajmniej kilka:)

czwartek, 26 maja 2011

Szmaragdowa

Szmaragdowy to jedyny odcień zieleni, który lubię. Dlatego zakochałam się w wełnie, którą kiedyś uprzędła Myszoptica i po długich namowach udało mi się ją od niej wycyganić:)

Ta wełna to moje ulubione corriedale, skręcone w 2 ply, cieniutkie i równiutkie:)

Długo czekałam na wenę, bo chciałam w pełni oddać piękno wełny. Myślę, że znalazłam odpowiedni wzór. Jestem z chusty bardzo zadowolona.




Wzór to Celaeno. Wykorzystuje on motyw estońskich listków, ale warto kupić wzór, dla prostego sposobu dodawania oczek, który kształtuje ramiona chusty.
Zrobiłam bez koralików.
Jakoś ich nie lubię, mam wrażenie, że dzianina jest przez nie mniej szlachetna a bardziej "odpustowa".
Druty to chyba 4mm. Albo 3,5, już nie pamiętam.
Chusta pięknie się zblokowała, przez wzór francuski nabrała surowego charakteru, który bardzo mi się podoba.

A teraz uciekam, bo ta chwila przd komputerem będzie mnie kosztować bardzo dużo. Staram się dzielnie walczyć z bólem, ale nie jest to łatwe.
Dbajcie o swoje kręgosłupy. Naprawdę warto, by kiedyś uniknąć cierpienia i niepełnosprawności.

sobota, 21 maja 2011

Motylkowa

Życie ciągle mnie zaskakuje.

Nie da się go zaplanować, i ciągle uczę się być elastyczna i akceptować rzeczywistość.

Teraz miałam być jakieś 300 km od domu a w nocy okazało się, że nic z tego. To już kolejna taka niespodzianka.

No cóż - biorę, co jest i cieszę się tym.

Zaczynam też przywykać do tego, że jak obiecuję, że coś pokażę na blogu, to najpewniej nic z tego nie będzie.

Dziś też nie o skrętkach. Skrętki leżą na drutach a ja zaczęłam robić coś innego i dziś pewnie wrzucę na kolejne cieniutki moher - będę mieć więc zaczęte cztery robótki.

A w tle kroi się piąta - kolorowa, energetyczna z wyśmienitej włóczki Dropsa.:)

Ale do rzeczy.

Doczekać się nie mogę na fotki naludziowe - sama ich robić sobie nie umiem, a sporo zakończonych robótek czeka na pokazanie, więc zaczynam cykl - na plaskacza.

Pierwszy plaskacz to motylkowa chuścinka. Nieduża, ale strasznie fajna i dlatego była często w użyciu:) I będzie nadal, jak spadnie temperatura:) Zobaczcie sami:





Chuścinka jest z tej samej włóczki, co czapka Ilukudujka - ręcznie przędzione merino z jedwabiem od Laury. Robiona na drutach 3,5 mm, dlatego wyszła bardzo nieduża - w sam raz jako apaszka na szyję.

Wzór to Summer flies.

Bardzo mi się spodobał i może kiedyś zrobię sobie większą wersję:)

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Merino Wing

I kolejna włóczka z Kaszmiru - ręcznie przędzione merino 1 ply o wdzięcznej nazwie Wing.

Włóczka zachwyca swoją miękkością a po praniu pięknie się układa, oczka się wyrównują i robótka wygląda zachwycająco. Aż chce się przytulić. Zakres drutów - od 3,5 do 5 mm. Jest bardzo ciepła. I sprzędziona bardzo równo.

Moja babcia, która sama kiedyś przędła, nie mogła wyjść z podziwu nad nitkami Laury:)

Wing jest naprawdę godny polecenia:)

piątek, 15 kwietnia 2011

Tricolor Laury

Kolejny odcinek pt. "nadrabiam zaległości":)


Dziś o merino z jedwabiem od Kaszmirowej Laury.

Włóczka to inna niż wszystkie. W tej wersji była sprzędziona w 2 ply, dość cienko. Nie pamiętam grubości, ale druty 3-3,5 były odpowiednie. Z wełny tej powstała czapka i chustka, której jeszcze nie pokazałam. Obiecuję poprawę.

A inna niż wszystkie, bo z charakterem. Ni to czerwień, ni to niebieski, z daleka zlewa się w fiolet, z bliska taka bardziej surowa, rustykalna. Mocny skręt sprawił, że nie mechaci się zupełnie, za to odrobinę straciła na miękkości. Ale nosi się ją z największą przyjemnością a chustka jest moją najulubieńszą chustką pod szyję. Do tego grzeje, zimny wiosenny wiatr nie zagraża moim strunom głosowym:)

Miałam też problem z wzorem na chustkę. Wybrałam wzór summer flies, bo wzorki ażurowe, finezyjne listki wychodzą z tej nitki dość słabo widoczne. I okazał się bardzo trafiony.:)

Mam tę nitkę jeszcze w zupełnie cieniusieńkiej wersji. Szukam odpowiedniego wzoru, który wydobędzie całe jej piękno:) Gdybym jej miała jeszcze więcej, pokusiłabym się o rustykalną bluzeczkę z charakterem. :)

I na koniec nie mogę się nie pochwalić uroczym drobiazgiem, który dostałam od osobistego męża na pewną okazję:)

poniedziałek, 7 marca 2011

Poncho Wing

Wróciłam.

Zawody świetne, profesjonalnie przygotowane, zabawa i rywalizacja fantastyczne.

Zajęłam miejsce 11, z którego jestem bardzo zadowolona a jeszcze bardziej z całej reszty - czyli śniegu, świeżego powietrza, fantastycznych ludzi i całej otoczki okołoimprezowej.

I na tym koniec dygresji niedziewiarskich - mam sporo zaległości, więc nadrabiam.

Na pierwszy rzut - ostatnio ukończone poncho.

Wydawałoby się, że to taka prosta i przyjemna robótka, że szybko pójdzie.

Nic bardziej mylnego. Owszem - wzór prosty i wełna cudowna, do tego im większy kawałek dzianiny miałam w ręku, tym bardziej mi się podobała. Niestety pokonała mnie końcowa ilość oczek na drucie i z błyskawicznej robótki zrobiła się robota miesięczna, której poświęcałam 4-5 godzin dziennie.

A na koniec miałam ogromną nadzieję, że właścicielce się nie spodoba i zostawię je sobie. :)

Stety-niestety spodobało się i właścicielce i koleżankom, tak że mam zamówienia na dwa kolejne.

Na szczęście nieprędko, bo koniec kolejki robótkowej wypada gdzieś pod koniec roku:)

No to teraz fotki. Fotek podobnych cała masa, ale wiecie jak to jest z Laurowymi wełnami - zachwycają na żywo a we flirt z aparatem nie wchodzą, kręcą, kłamią i udają inne, niż w rzeczywistości.

Generalnie kolor poncha to niebieskości, zieloności, lazur nieba i przebłyski morskiej wody... poezja, mówię Wam.










Fotograf nie wykazał się cierpliwością - fotki zrobione naprędce, nawet mi nie powiedział, żebym sobie rękaw wyprostowała.

Wełenka to 100% merino 1 ply przędzione przez Laurę, poszło równo 4 motki. Robiłam na drutach 4mm. Poncho z przodu i z tyłu ma wzór takich samych listków, tylko z przodu listki są rozdzielone, bo poncho miało być rozpinane. Zrobiłam po obu stronach rząd dziurek, przez który przeplotłam sznurek szydełkowy z tej samej włóczki.

Poncho jest ultramiękkie, przytulne, ciepłe i niezbyt grube. Aż nie miałam ochoty go z siebie zdjąć:)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Ilukudujka

Ta czapka podobała mi się już bardzo, bardzo dawno temu. Uważałam jednak, że jest zbyt trudna do zrobienia i nie poradzę sobie z wzorem.

Dopiero podczas robienia chust nauczyłam się "pęczków" i innych takich.

I postanowiłam spróbować, zwłaszcza, że w moje ręce trafiła niezwykła włóczka - merino z jedwabiem w fantastycznych połączeniach kolorystycznych. Milutka w dotyku, lśniąca, dobrze skręcona i do tego ręcznie - istne cudo!

Po jednej przeróbce (czapka wyszła zbyt długa) mam moją idealną i najulubioną czapkę na wiosenne dni:)






Włóczka mieni się kolorami a z daleka zlewają się one w jedną barwę. Do tego przebłyski białego jedwabiu dodają charakteru, jak rustykalne przetarcia:)

Dane techniczne:

wzór: Czapka Ingi - tu na ravelry

druty: 3mm i 3,5mm

zużycie - pół motka

włóczka: mieszanka merino i jedwabiu (80/20%) o nazwie tricolor od Laury z Kaszmiru - polujcie, bo warto:)