środa, 4 maja 2011

Ach, co to były za dni:)

Majowe. Zimne. I gorące jednocześnie. W pięknych okolicznościach przyrody. Ze wspaniałymi ludźmi. :)))))

Fotek będzie trochę i gadania też:) Chyba:)

Dojechaliśmy do Doroty i jej męża w sobotę rano. Zabytkowa drewniana letnia willa bardzo nam się spodobała. I zieleń, kaskady zieleni - na trawie, w lesie, gdzie okiem nie sięgnąć. Korzystając ze słońca ruszyliśmy na spacer.





Ale wieczorem - zimno. Nikt nie spodziewał się zimy w środku wiosny. Siedzenie na werandzie w środku nocy zaowocowało łamaniem w kościach, dziś ledwie się ruszam.

Za to gorące były spotkania:)))

I nasze wspólne z Doro, i z Agnieszką i jej cudowną rodzinką, (nasze dzieciaki superszybko się wkręciły we wspólne tematy:))) potem wizyta u Kaszmirowej Damy z Kołowrotkiem!

Lauruś, stokrotne dzięki za uśmiech, za radość w Twoich oczach, za cierpliwość i w ogóle za wszystko.

No i dzięki Laurze zostałam puszczona z torbami pełnymi skarbów i ze zdobyczą najcenniejszą - własnoręcznie uprzędzioną artystyczną wełną:)))

I żadne tam opakowania na komórki z tego nie będą, z tej artystycznej ruziowej Yarnart zrobię sobie coś innego i będę z dumą nosić:)))) I nosić będę w sercu te chwile, jak cenny klejnot:)

I jeszcze było kolejne spotkanie dziewiarsko-pogaduchowe, z krakowskimi dziewczynami - Pomarańczką i Geesje:) Oby nie ostatnie:)

Czy muszę mówić, że czasu zabrakło? Tak bardzo zabrakło, że potem z żalu prawie zwiałam do samochodu, bo inaczej Doroty bym nie puściła.

I tęsknię niemożebnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz