środa, 10 lipca 2013

Na ratunek wypadającym włosom

Dziewczyny, generalnie nie zmieniam profilu bloga. Nadal to będzie blog o włóczkach i robótkach. Tyle tylko, że robótkowanie idzie mi ostatnio bardzo wolno a nie chcę, żeby blog umarł. Więc pomyślałam sobie, że podzielę się tym, co wiem o włosach - a nóż się komuś przyda:)
Dzisiaj - o wypadaniu włosów:)

Sama miałam od dziecka włosy wybitnie gęste i grube, w ilości takiej, że dorosła osoba nie mogła ich w kucyku objąć dłonią. W okresie dojrzewania zaczęły się przetłuszczać, przeszły dwukrotne cięcie na krótko, okres farbowania na czarno, ale nigdy nie miałam problemu z wypadaniem.
Włosów wypada nam dziennie 150-200 i to jest norma. To wcale niemało. Taki jest cykl życia włosa, że rośnie określoną ilość czasu a potem umiera i wypada. Stąd dziewczyny, którym włosy rosną szybko, mogą zapuścić bardzo długie włosy a inne nie osiągną nigdy długości za łopatki. Jeśli włosów wypada więcej niż zazwyczaj a na głowie przedziałek robi się wyraźnie szerszy, warto poszukać przyczyn.

Wzmożone wypadanie włosów może mieć różne przyczyny:
- stres - nawet kilka miesięcy po stresującym okresie w życiu włosy mogą wypadać garściami.

- zła dieta - brak właściwych witamin, mikro i makroelementów. To, co jemy, ma ogromny wpływ na nasze zdrowie. Organizm z pożywienia zabiera składniki odżywcze potrzebne do działania organów wewnętrznych, dopiero gdy tam nie ma braków, reszta transferowana jest do naszej skóry, paznokci i włosów. Stąd błędy w diecie, brak witamin, najszybciej da się zauważyć obserwując ich stan. Dla włosów szczególnie ważne są witaminy z grupy B, ja dostarczam je sobie w postaci dziennej niedużej porcji różnych orzechów, w płatkach owsianych i pieczywie pełnoziarnistym. Jem też często kasze no i warzywa:) Nie wierzę w suplementy - z nich tylko niewielka część jest wchłaniana przez organizm - jakieś 5% bodajże. Zdrowiej jest do śniadania zjeść pomidora, do kolacji paprykę a do obiadu fasolkę szparagową a na deser czereśnie, niż połykać tabletkę wyprodukowaną w Chinach.
No i ideałem byłoby zrobić sobie badania i sprawdzić obraz krwi, czy tam nie wyjdą nam jakieś braki żelaza, magnezu itp.

- choroby - źle funkcjonująca tarczyca, jajniki, nadnercza, problemy cukrzycowe - warto się badać. U mnie wyniki tarczycy były w normie, ale okazało się, że za wypadanie włosów odpowiada insulinooporność. Również problemy hormonalne mogą wpływać na wypadanie włosów, jest nawet jednostka chorobowa zwana łysieniem androgenowym. Jeśli włosy na czubku głowy są dużo rzadsze niż po bokach - warto zbadać poziom tych hormonów.

- lekarstwa - stosujecie antykoncepcję hormonalną, bierzecie długotrwale inne leki? Często skutek uboczny ich przyjmowania to wypadanie włosów. Tak jest ze mną - nie tylko insulinooporność ale i lek, który przyjmuję sprawia, że włosy lecą... podobnie jest u mojej mamy zresztą, która też ma cukrzycę i przyjmuje ten sam lek, co ja. Nie mogę leku odstawić, więc muszę próbować powstrzymać wypadanie włosów innymi sposobami.

- choroby skóry głowy - łupież (ten prawdziwy wywołany drożdżakami), przetłuszczanie skóry głowy, łojotokowe zapalenie skóry, AZS - ale osoby chore raczej wiedzą, że to wszystko wpływa na wypadanie włosów.

No i teraz - co robić, aby nie wyłysieć. Gdy już mamy w garści wyniki badań, dobrze się odżywiamy, na nic nie chorujemy (albo chorujemy i się leczymy) warto powalczyć o zatrzymanie wypadania.

1. Przed zastosowaniem specyfików, kosmetyków, wcierek, ampułek i innych, ważne jest oczyszczenie skóry głowy. Podczas mycia pomasujcie trochę skórę głowy, żeby dokładnie ją oczyścić, pobudzić ukrwienie. W niektórych gabinetach fryzjerskich stosowane są peelingi skóry głowy. Same możemy taki zrobić, dodając do szamponu grubego cukru. W rzadkich szamponach może się on trochę rozpuścić i trzeba pamiętać o dobrym wypłukaniu.Podobnie jak skóra twarzy po peelingu, tka i skóra głowy lepiej oddycha i lepiej chłonie składniki odżywcze z kosmetyków.
Ważne jest też niedopuszczenie, by głowa była długo nieświeża... osoby z przetłuszczającymi się włosami muszą na to szczególnie zwrócić uwagę. Zatkane łojem pory nie oddychają, cebulka włosa obumiera i włos wypada. Popularne branie włosów "na przetrzymanie", że niby przetłuszczanie się zmniejszy, nie jest dobrym pomysłem. Lepiej częściej oczyszczać skórę głowy i ją nawilżać, by produkwoała mniej sebum.

2. Wcierki. Do niedawna nie miałam pojęcia co to jest. A to preparaty o konsystencji wody, które wciera się w skórę głowy przed myciem lub ot tak po prostu codziennie. Składniki w nich zawarte pobudzają włos do wzrostu, poprawiają ukrwienie skóry głowy, czasem nawet aktywują nieczynne już mieszki włosowe do produkcji nowych włosów:) Ze swojej strony mogę polecić wielki hit włosomaniaczek: wcierkę Jantar z bursztynem:

Działa prawdziwe cuda. Po niej wypada mniej włosów a do tego nowe włoski rosną jak szalone. Obecnie po zużyciu jednego opakowania mam na głowie masę "babyhair" odstającą na kilka cm od głowy i zarośnięte zakola na czole. Do tego przyspieszyła porost pozostałych włosów. Czytając kilkadziesiąt blogów włosomaniaczek i forum wizaż nie natknęłam się na osobę, której by nie pomogła. Jak wcierać? Ja przelałam płyn do butelki po wodzie utlenionej, robię na głowie przedziałek, który zwilżam płynem ( z tej buteleczki jest wygodnie), robię obok kolejny przedziałek, znów zwilżam i wmasowuję w skórę głowy. I tak na całej głowie. Zostawiam na kilka godzin, czasem nawet na dobę. Jak wyschnie, to związuję włosy i normalnie idę do pracy a wieczorem myję.

Na rynku jest sporo tego typu produktów, ale ich nie stosowałam. Jantar jest stosunkowo niedrogi, po 3 miesiącach stosowania zaleca się zrobienie miesięcznej przerwy w kuracji. Inne wcierki polecane przez włosomaniaczki to np. ampułki Seboradin lub Radical.

3. Szampon. Nie wierzyłam, że szampon, który ma krótkotrwały kontakt ze skóra głowy, może coś dobrego zdziałać w walce z wypadającymi włosami. Skusiłam się jednak na szampon Biocap Anticaduta, po dobrych opiniach na innych blogach.



Tani nie jest, ale gęsty i bardzo wydajny. I co najważniejsze - działa. Przy regularnym stosowaniu, już chyba po 4 umyciach miałam w garści mniej o 1/4 włosów niż zazwyczaj. Ma w składzie siarczany, więc teraz używam go co jakieś 2 tygodnie, gdy chcę oczyścić włosy z nadbudowanych olejów i kosmetyków.
Ostatnio odkryłam też rosyjskie kosmetyki i świetny szampon na łopianowym propolisie

Ma siarczany ale daleko w składzie, więc jest ich niewiele. Butla jest duża, szampon gęsty i wydajny, pierwsze wrażenia są obiecujące. Włosów wypada mniej, ale stosuję razem z odżywką, więc nie wiem, które się do tego przyczynia. Myślę, że warto spróbować. Do kupienia w internecie lub sklepach zielarskich.


4. Odżywki. Interesują nas te zawierające w składzie wyciągi roślinne z łopianu, imbiru, papryczki, czarnej rzepy, skrzypu polnego - czyli od wieków znanych środków stymulujących porost włosów.  Wcale nie jest niestety łatwo o takie kosmetyki, które zawierałyby tych dobrych składników trochę więcej niż kropelkę na wiadro. Tu mam niewielkie doświadczenie, stosuję tylko odżywkę łopianową.


Na razie spisuje się dobrze, muszę ją tylko trzymać krócej na włosach niż normalne maski, bo może obciążyć włosy. Producent zaleca 1-2 minuty, zazwyczaj trzymam maski pół godziny, tę - 10 minut. Tak jak pisałam - jestem z niej bardzo zadowolona, włosów wypada znacząco mniej, ale nie wiem, czy to szampon tak działa czy odżywka, czy może mix.:) Ważne, że działa:)

5. Indyjskie zioła. Znane są z dobroczynnego wpływu na włosy i skórę głowy. Ja ostatnio kupiłam Kalpi Tone.

Ma zapach indyjskich ziółek, postać proszku. Producent zaleca rozrobienie z wodą i nałożenie na włosy. Pamiętając, że zioła mogą wysuszać włosy, dodaję łyżeczkę do porcji jakiejś innej lekkiej odżywki nawilżającej i w ten sposób nakładam na włosy i skórę głowy. Trzymam godzinę. O właściwościach możecie poczytać w linku. Ja tylko powiem, że już ją kocham, bo włosy po niej mają niesamowity blask. Użyłam do tej pory 2 razy, za mało, żeby stwierdzić działanie. Na pewno nie szkodzi. I mam ochotę na inne indyjskie proszki - Brahmi, Amlę, Makę:)

6. Zrób To Sama. Każda z Was na pewno słyszała o sposobach babć na piękne włosy. Dlaczego z tego nie skorzystać - są to sposoby tanie, zdrowe i skuteczne. Płukanka z pokrzywy - nic prostszego - zebrane w lesie lub na łące liście zalewamy wrzątkiem i po ostudzeniu płuczemy umyte włosy.
Kozieradka - kupujemy nasiona w sklepie za 2 zł, zaparzamy i śluzowatą maź o zapachu rosołu wcieramy w skórę glowy. U mnie ta kozieradka stoi od miesiąca i jakoś nie moge się zabrać. Ale opisy dziewczyn są zachęcające, nie ma ani jednej, której by nie pomogła i to o wiele lepiej niż jakiekolwiek maski.
No i królowa wszelkich środków na łysienie i porost włosów - czarna rzepa. O czarnej rzepie pięknie napisała na swoim blogu Arsenic - nie będę się więc powtarzać, zajrzyjcie do niej, do tego wpisu.

Zapomniałam napisać o olejkach. Też wciera się je w skorę głowy i włosy, ja sama stosowałam te:

Do kupienia w Rossmanach, drogeriach Natura i wielu innych miejscach. Lubiłam je, dobrze działały na włosy. Nie byłam jednak regularna w stosowaniu, więc zachwycających efektów nie było. Na pewno włosy po nich były miękkie i błyszczące i pewnie do nich wrócę. Są też olejki zawierające w sobie zioła hinduskie, wybór jest spory, poszukajcie, jeśli chcecie spróbować.
Słyszałam też, że na wypadanie bardzo skuteczna jest placenta. Sama jednak jej nie stosowałam i nie czytałam na ten temat zbyt wielu artykułów.


Uff. To chyba wszystko. Nie jestem ekspertem, wiedzę mam z forum, od lekarzy, z blogów włosowych. Moje doświadczenie ma dopiero rok. W którymś z kolejnych wpisów podam Wam linki do prawdziwych skarbnic wiedzy o włosach, muszę się tylko przekopać przez tysiąc linków w czytniku:)
Już dziś jednak odsyłam Was do bloga Eve i jej walki o każdy włos, TU i do dalszych części. Warto poczytać.

A jutro znów skok tematyczny, bo pokażę udzierg:) A potem urlop - morze, słońce i swoboda. :))))




wtorek, 9 lipca 2013

Problemy z włosami i odkrycia roku

Ale lawina komentarzy:) Bardzo Wam dziękuję:)
Czyli, że temat interesuje nie tylko mnie....:))))

Pojawiły się glosy o problemach z włosami...wypadaniem, przetłuszczaniem...
Nie myślcie sobie, że u mnie poszło gładko. Stan włosów się poprawił, ale skóra głowy to kompletnie inna bajka.
W tym samym czasie włosy zaczęły mi garściami wypadać. Do tego borykałam się z łupieżem, swędzeniem skóry głowy a do tego jeszcze dodajcie przetłuszczanie... Myłam włosy co drugi dzień, z ubrań strzepywałam niechciany "śnieg" i drapałam się do imentu, walcząc przy okazji z rożnymi niespodziankami na cerze i skórze głowy też. Sięgnęłam po szampony przeciwłupieżowe - najpierw chciałam rozwiązać ten problem. Seboradin, Biovax, Nizoral, Sulpur-Zdrój... najlepiej działał Nizoral, ale tylko na chwilę, nie zlikwidował problemu całkiem, a na dodatek miał w składzie te cholerne siarczany.
Szukałam dalej. Czytałam, że często łupież może być mylony z przesuszeniem skóry głowy, które to wywoływane jest przez silne detergenty w szamponach. Do tego to przesuszenie powoduje zwiększone wydzielanie łoju, czyli przetłuszczanie. Jedno i drugie może też być przyczyną wypadania włosów.
Postanowiłam więc postawić na nawilżanie. Za radą blogów i forum na Wizaz.pl zastosowałam żel z siemienia lnianego.


I to jest dla mnie odkrycie nie tylko roku, ale i stulecia! Małe ziarenka mają w sobie magiczną moc.
Gotowałam żel z 2 łyżek siemienia zalanego szklanką wrzątku. Gotowało sie toto na małym ogniu przez 15-20 minut, a gdy już widziałam, że kleista maź się wydzieliła, to na gorąco odcedzałam - zimne jest nie do ruszenia, glut się robi niemożliwy do odcedzenia. Tę maź po umyciu i użyciu maski do włosów wcierałam we włosy i skórę głowy i zostawiałam na jakieś 15 minut. Dodatkowo na skórę szyi i twarzy nakładałam sobie też trochę glutka, czasem z ziarenkami nawet... W życiu nie miałam tak nawilżonej twarzy jak po tym!
Potem maź spłukiwałam chłodną wodą - zmywa się bez problemu, nakładałam odżywkę bez spłukiwania i już.
Włosy po tym były piękne! Lśniły powalająco, były miękkie, aż nie mogłam przestać ich dotykać.
Skóra głowy też miała się lepiej - mycie balsamem, maski nawilżające, siemię lniane - ten mix jeszcze bardziej ograniczył łupież.
Dziewczyny radziły, żeby do stylizacji włosów też używac żelu lnianego. Pomyślałam - czemu nie?
Rozsmarowywałam więc glutka na rękach i ugniatałam włosy, aż całe się kleiły. Potem suszyłam suszarką z dyfuzorem (albo i bez) chodnym nawiewem - aż włosy zamieniły się w twarde suche strąki. Muszą być supełnie suche...wtedy można zacząć czarować:)
Czary polegają na zgniataniu w rękach tych suchych strąków. Wtedy włosy zamieniają się w niesamowicie miękkie pukle, utrwalone, błyszczące - idealne:) Sklepowe żele tego nie zrobią, o nie. Po odgnieceniu żelu ze sklepu z włosów sypią się białe paprochy, nie wygląda to estetycznie.
Pokochałam siemię lniane. Często stosuję żel z niego i na włosy i na twarz i jak mam chwilę czasu - jako stylizator. Ostatnio, gdy szłam na wesele, wyczarowałam sobie nieziemskie loki na głowie:) Znajomi pytali mnie o telefon do mojego fryzjera:)
Len ograniczył łupież, ale nie zlikwidował go całkiem. Odstawiłam jednak szampony przeciwłupieżowe, bo dawały dużo słabszy efekt niż len.
I wtedy trafiłam na odkrycie roku nr 2 i 3.
Odkryciem roku nr 2 jest płyn do kapieli dla kobiet w ciąży Babydream fur mama <--- Tu możecie poczytać opinie.


 
Do kupienia w rossmanach. Ma postać białego mleczka, używany jako żel do mycia ciała doskonale nawilża skórę - nie musiałam używać balsamu. On uratował mnie przed łupieżem. Teraz do mycia włosów używam tylko tego. Myje dość mocno, dokładnie, nie zawiera siarczanów i polimerów, bardzo się pieni. Koniec ze swędzeniem skóry głowy. Jest to dla mnie kosmetyk uniwersalny - myję nim całe ciało, włosy, a czasami nawet twarz. Jest idealny na wszelkie wyjazdy, bo zamiast kilku butelek muszę zabrać tylko jedną. :)
Specyfik ten drastycznie ograniczył też przetłuszczanie się włosów. Teraz myję włosy co 3 dzień, czasem nawet co 4. jestem wniebowzięta:)
W międzyczasie trafiłam na kolejne odkrycie roku - maskę aloesową Natur-Vital.



Ma w sobie dużo dobrych rzeczy i solidną porcję nawilżającego aloesu. Sięgam po nią, gdy moje włosy potrzebują nawilżenia a nie mam przygotowanego żelu lnianego. Do kupienia w drogeriach Natura - nigdzie indziej niestety.
A następnym razem napiszę o walce z wypadaniem włosów.

P.S. Dziewczyny, pamiętajcie, że samo nawilżenie nie wystarczy. Zwłaszcza latem trzeba zadbać o to, by woda nie odparowała z włosów - stąd dobrym połączeniem jest olejowanie i nawilżanie. olej zatrzyma cząsteczki wody z siemienia lnianego lub odżywki we włosach. Jeśli nie lubicie olejowania, wybierzcie odżywkę lub maskę, która je zawiera, lub dodajcie odrobinę oliwy, oleju lnianego lub sojowego do maski. 

P.S.2 - I jeszcze ciekawy artykuł o oleju lnianym: TU

poniedziałek, 8 lipca 2013

O włosach - początek

Jakiś czas temu wspomniałam o moim włosomaniactwie i odezwały się głosy chętne do czytania o moich włosowych perypetiach.
Jako, że druty na razie przegrywają z prozą życia (choć w tym tygodniu będę chciała skończyć i pokazać jedną rzecz), to w międzyczasie napiszę Wam, jak to z moimi włosami było.

Były sobie długie, piękne i zdrowe przez większą część życia. Dwa razy  w życiu obcięłam je na krótko - raz w liceum i potem tuż przed porodem.
Za każdym razem żałowałam, krotkie cięcie dodawało mi lat, a powrót do długich włosów był koszmarem.
Zwłaszcza, że zamarzyły mi się włosy czarne jak noc, jak u mojej mamy.  Po kilku latach farbowania odpuściłam i wróciłam do naturalnego koloru metodą zapuszczania... przez kilka lat chodziłam więc z dwukolorowymi włosami na głowie, co można zobaczyć choćby tu:





Do pielęgnacji używałam wtedy szamponu i odżywki, ciągle tej samej, bodajże Pantene, która obiecywała regenerację zniszczonych włosów w miesiąc. O ja naiwna!
Włosy rosły aż kolor zrósł całkiem i włosy jakoś tam wyglądały.

W ubiegłym roku przez przypadek trafiłam na jakieś blogi traktujące o kosmetykach a stamtąd na blogi włosomaniaczek. Poczytałam i postanowiłam, że wezmę się za moje włosy. A od mojej mamy przypadkiem się dowiedziałam, że moje włosy są w opłakanym stanie - suche, matowe,rozdwajające się, łamliwe... wyglądały jak wata. A ja przecież używałam dobrych szamponów i odżywek.:( I nie miałam świadomości, że sytuacja jest tak fatalna.
Ze zgrozą czytałam o składnikach szamponów do włosów i o skutkach ich używania.
Wiedziałyście, jak silne detergenty zawierają szampony? Siarczany (Sulfate) odzierają nasze włosy ze wszystkiego, wysuszają i niszczą. Nie wierzycie? Spróbujcie smar samochodowy z rąk zmyć płynem do naczyń i szamponem. Gwarantuję Wam, że szamponem zejdzie idealnie i szybko - o wiele lepiej niż płynem do naczyń. A włosy to nie patelnia ociekająca tłuszczem!
Co jeszcze mamy w szamponach? Silikony i polimery... to one sprawiają, że włos jest piękny, błyszczący i zdrowy.... WRÓĆ. Nie JEST a WYGLĄDA na zdrowy. Silikony i polimery zawierają cząsteczki, które szczelnie oblepiają włosy, maskując ich prawdziwy stan... włos się błyszczy a w środku umiera, bo nie docierają do niego żadne składniki odżywek, które mogłyby go poratować.
Idźmy dalej. Te oblepiacze nie tak łatwo usunąć. Żeby się ich pozbyć, trzeba sięgnąć znów po szampony z silnymi detergentami. Niektóre polimery tak silnie przylegają do włosów, że trzeba je umyć kilkanaście razy, by się ich pozbyć. W popularnych odżywkach do włosów mamy powtórkę z rozrywki - te same polimery i silikony.
Idąc za radą doświadczonych w dziedzinie pielęgnacji włosów dziewczyn, znalazłam szampon, który nie zawierał oblepiaczy a tylko silne detergenty - była to Joanna Naturia za 5 zł. Po jej użyciu zobaczyłam jak naprawdę wyglądają moje włosy. Kopka suchego siana i tyle.:(((
Jak się ratować? Olejami. Jak to olejami? Olej na włosy? Jak to potem zmyć?

Wyciągnęłam z lodówki olej lniany i zaczęłam przygodę z olejowaniem. Już za drugim razem włosy zaczęły się błyszczeć i były miękkie w dotyku. Zrobiłam nalot na drogerię i to niejedną. Bardzo trudno jest znaleźć łagodny szampon do włosów i odżywki bez silikonów. Doczytałam jednak, że włosy zamiast szamponem równie dobrze można myć... odżywką. tak, odżywki też zawierają substancje myjące, dużo łagodniejsze dla włosów niż siarczany.
Kupiłam więc:
- do mycia - balsam do włosó mrs. Potters z aloesem,
- do mycia - żel do higieny intymnej Facelle,
- odżywkę do spłukiwania Garnier avokado i masło karite
- odżywke do spłukiwania Alterra granat i aloes
- balsam bez spłukiwania Alterra granat i aloes
- odżywkę bez spłukiwania Joanna Naturia z zieloną herbatą.
- olejek dla kobiet w ciąży Babydream fur mama
- olejek alterra z trawą cytrynową.

Oczywiście wszystkie te produkty przeznaczone były do włosów. :) Z tego zestawu odrzuciłam tylko Facelle - swędziała mnie po nim skóra głowy. Nie mogłam uwierzyć, że balsam do włosów pięknie i delikatnie zmywa z włosów olej a na dodatek lekko się pieni!
W ciągu miesiąca intensywnej pielęgnacji i olejowania moje włosy odzyskały dawny blask i zdrowie. A do tego zaczęły mocniej falować:)


A o moich włosowych odkryciach napiszę następnym razem:)