Może się wyrwę z tego marazmu i kiepskiego nastroju.
Bardzo miło mi się zrobiło po Waszych komentarzach, nie sądziłam, że ktoś na mnie tu może czekać i zaglądać. :))) W końcu przerwa była całkiem spora.
Dziś coś z mojej ulubionej włóczki - Arroyo malabrigo.
Coś - bo ni to chusta, ni to szalik, ale fajnie się toto mota na szyi, jest miłe i ciepłe i robi się "samo".
Niby nudne prawe oczka, ale jednak forma ciekawa:)
Mój coś" ma nazwę "Julia", bo w prezencie dla Julki:)
Kolor włóczki jest przepiękny, aż żałowałam, że nie jestem powabną blondynką o niebieskich oczach.
Za to dla siebie - brązowowłosej i brązowookiej zrobiłam wersję fioletową. Nie mam zdjęć, bo od razu z drutów Coś" poszło na szyję, nawet bez prania...ale spokojnie, pokażę... kiedyś:)
Włóczka: malabrigo Arroyo
Zużycie - 1 motek, calusieńki
Druty: 3,5mm
Wzór: Hitchhiker