czwartek, 19 grudnia 2013

Kasza jaglana

W mojej diecie odkryłam kasze jaglana i ejst dla mnie cudem kuchni:)
Jest zdrowa, lekkostrawna, bezglutenowa, zasadotwórcza, wysuszająca i antybakteryjna. Do tego jest smaczna, sycąca, szybko się gotuje:)
Avrea prosiła o przepisy, więc się dzielę tym, co znalazłam w sieci. Niektóre z tych przepisów już wypróbowałam i jestem nimi zachwycona, inne dopiero wypróbuję:)

1. Pralinki z kaszy jaglanej - właśnie znalazłam i dziś mam zamiast zrobić:)
2. Sałatka
3. I kolejna sałatka - moja ulubiona, zabieram ją jako obiad do pracy:)
4. Zupa cebulowa z kaszą jaglaną - zrobiłam jej tyle, że jadłam przez 3 dni - ze smakiem:)
5. Kotlety z kaszy jaglanej i migdałów - jeszcze nie robiłam
6. Jaglanka śniadaniowa - też do przetestowania.
7. Kolejne kotlety - z pietruszką:)
8. I kolejna śniadaniowa:)
9. Tabbouleh - zrobię, gdy będzie świeża mięta:)
10. Deser jaglany
11. Kokosowa szarlotka z kaszą jaglaną.
12. Kotlety z ciecierzycy i kaszy jaglanej
13. Jaglanka z pomarańczami
14. Curry z kasza jaglana i soczewicą - jeden z ulubionych przepisów.
15. Kotlety z kaszy jaglanej i selera - moje najukochańsze
16. Ciasteczka z kaszą jaglaną i czekoladą.
17. Ciasto z kaszy jaglanej i dyni - jak tylko dziś gdzieś znajdę dynię:)
18. Ciasto z kaszy jaglanej i jabłek - a jak nie znajdę, to to wypróbuję:)
19. Babeczki z kaszy jaglanej z gruszkami.

Przepisów jest cała masa, wystarczy pogrzebac w sieci.
Niektórzy narzekają na goryczkowaty smak kaszy jaglanej. Ja zazwyczaj mam zawsze ugotowaną kaszę jaglaną w lodówce, bo dodaję ją sobie do mojego autorskiego musli. By pozbyć się goryczki najpierw prażę kaszę na suchej patelni, potem na sitku przelewam ją spora ilością wrzątku a potem już chłodną wodą. Potem zagotowuję w garnku (pół szklanki kaszy i szklanka wody) a po zagotowaniu zdejmuję z ognia i zostawiam pod przykryciem aż wchłonie wodę. Solę po ugotowaniu. Taka kaszę można przechowywać w pojemniku w lodówce 3-4 dni.

środa, 18 grudnia 2013

Misz-masz

Minął miesiąc na diecie wege z dodatkowymi ograniczeniami w postaci odstawienia glutenu i tłuszczy innych niż olej lniany i kokosowy. Dodatkowo czasem jem ryby. Nie jem cukru, białego ryżu, mleka, jajka sporadycznie.
Za to dużo kasz - zwłaszcza jaglaną pokochałam. Lubię też gryczaną, quinoa i amarantus. Odkryciem roku jest dla mnie dynia. Robię sama mleko kokosowe i mąkę kokosową, piję dużo soków. Codziennie zaczynam dzień szklanką soku z kiszonej kapusty ze zmielonym siemieniem lnianym i porcją "musli" (kasza jaglana, posiekane różne orzechy i suszone owoce bez siarki) z pasta dr Budwig.
Inspiracje kulinarne czerpię z blogów wegańskich, wegetariańskich i o zdrowym odżywianiu. Okazuje się, ze jest tego całkiem sporo. Niedaleko domu odkryłam świetnie zaopatrzoną zielarnię:)
Co zyskałam?
Przede wszystkim zmniejszyły się znacznie moje dolegliwości układu trawiennego. Jeszcze nie wszystko jest ok, ale czuję się dużo lepiej. Mam więcej energii, chce mi się żyć. Przestałam marznąć, w końcu temperatura w mieszkaniu może być niższa niż 24 stopnie i nie zakładam polaru:) Przestały mi wypadać włosy - choć sądziłam, że przez problemy z insuliną jestem na to skazana  "na zawsze". Włosów wypada mniej niż kiedykolwiek a na pewno więcej niż o połowę mniej niż do tej pory.Nie mam napadów głodu i ochoty na słodycze. Odkrywam nowe kulinarne przestrzenie, poznaję nowe produkty, rozwijam się, poszerzam wiedzę na temat wpływu pokarmów na zdrowie. No i waga powolutku ruszyła w dół, choć tu nie to jest moim celem.
Co straciłam?
Na pewno portfel jest chudszy, bo takie odżywianie trochę więcej kosztuje. Codziennie muszę też poświęcić czas na przygotowanie pasty i oddzielnych posiłków dla siebie, które mogłabym zabrać do pracy. Sporo czasu spędzam też na wyciskaniu soków i poszukiwaniu nowych przepisów. Kurczy się więc czas na sen i na druty. Odpada też wszelkie jedzenie na mieście, choć przy drobnych kompromisach i tu się udaje coś znaleźć, np. w jednej z naleśnikarni robią naleśniki na cieście ziemniaczanym i jest spory wybór nadzień wegetariańskich. 
Nie zrezygnowałam jeszcze z moich stałych leków, bo w moim organizmie jest dużo do naprawienia (choć ostatnia gastroskopia pokazała, że i leki z apteki pomagają w znikomym stopniu).
Uważam, ze bilans jest na plus, a dieta nie jest dietą, tylko po prostu innym życiem - które bardzo mi się podoba, bo czuję się coraz lepiej sama ze sobą. Żałuję, że dopiero teraz się na takie zmiany zdecydowałam i ciesze się, że w ogóle.
Drutowo się też dzieje, choć z mozołem. Właśnie skończyłam chustę (zdjęcia jeszcze w aparacie) i zaczęłam czapkę a dziś, żeby Wam wynagrodzić długa nieobecność na blogu pokażę i sweter i zimowy komplet.
najpierw sweterek:)
Kffiatkowego już znacie, ale wrzucę zdjęcie, bo zupełnie inaczej wygląda on na szczupłej osobie. Kasia to moja przyszła szwagierka i sweter dostała w prezencie. Wyzwaniem były dla mnie rękawy tak długie, że myślałam, że nigdy się nie skończą. Można tez zobaczyć jak babyalpaca silk Dropsa się popisowo gniecie w bagażu:)





Druty, tak jak poprzednio 3,5mm, zużyłam 8 motków i znacząco wydłużyłam dolną część - na życzenie Kasi.

Zachciało mi się też popularnego tej jesieni otulacza Cabled Glamour. na zdjęciach niewiele go widać, ale swoją rolę spełnia:) Mimo lekkiego podgryzania bardzo go lubię. Włoczka jest piekielnie droga, gdyby była milsza w dotyku, to jeszcze bym uznała, że jest warta swojej ceny. Jednak na jeden taki wybryk mogłam sobie pozwolić.
Do kompletu zachciało mi się jeszcze czapki z tym samym wzorem:) Żeby nie gryzła w czoło, to dolną część zrobiłam z 2 warstw, spodnia jest z milutkiej wełny Holst Coast, po ściągaczu robiłam z podwójnej nitki - Holst i Rowan razem. Dół czapki robiłam na drutach 2,5mm a górę na 5mm.
Niestety na górę czapki zabrakło mi cekinowej włóczki... musiałam więc kombinować, dołożyłam moherku w gołębim kolorze, więc czubek czapki jest jaśniejszy. :) Sami zobaczcie:)





I na koniec, ponieważ pewnie nie znajdę czasu, żeby się tu pokazać do Nowego Roku ( już w sobotę wyjeżdżamy do mojej mamy) chciałabym Wam wszystkim życzyć wspaniałych, pełnych miłości i ciepła Świąt Bożego Narodzenia. Niech Dzieciątko Jezus wleje w Wasze serca ufność i nadzieję.:)
No i szczęśliwego Nowego Roku!

czwartek, 21 listopada 2013

Budwig i Snow White

Przeszłam mały kryzys nerwowy. Ale już dobrze.
Mimo, że to już 8 lat po chorobie Męża Osobistego, to wciąż żywe są we mnie wspomnienia leczenia, bólu i strachu...
A ojciec dopiero 5 lat temu pogonił nowotwór nerki. Sam mówi, że ma wyjątkowego pecha, nowotwór płuc, który ma, jest zupełnie nowym, niezależnym od tamtego nerkowego...
Już teraz, gdy znany jest profil leczenia, jestem spokojniejsza. Będzie chemia, będzie operacja, więc jest nadzieja.
Nakłoniłam ojca do diety antynowotworowej dr Budwig. Solidaryzując się z nim, sama przeszłam na tę dietę. Od niedzielnego wieczoru więc pasta z olejem lnianym, mielony len, zero prostych węglowodanów, zero innego tłuszczu poza olejem lnianym, masa warzyw i owoców. I tak to zostałam wegetarianką.
Na razie jestem w ciemnym lesie, nie mam pomysłów na posiłki, zwłaszcza na obiady. Niewiele umiem zrobić bez tłuszczu, bez smażenia, bez jajek i bez mięsa, bez białej mąki... Za wszelkie podpowiedzi będę bardzo wdzięczna.:)
No i ciekawa jestem, jak na to moja insulina, bo owoce mają dużo cukru, do tego jem sporo miodu... to jedyny słodzik, jakiego używam:)
Uczę się gotowania na nowo. Pochłania to masę czasu, bo rodzinka je normalne posiłki. Osobisty Mąż na szczęście mnie wspiera, podarował mi nawet wyciskarkę do soków, żebym miała świeżo, zdrowo i smacznie:)

Czas na druty mocno się więc skurczył, ale mam do pokazania to i owo:)
Teraz znów powtórka, z Kiddys Mohairu Ispe, najbielsza biel, druty nr 4, niecałe 3 motki, bo końcówka wystarczyła na niedużą broszkę:)












Mój manekin biustu nie posiada, bo to facet, więc jakoś mało wyględnie wygląda w sukience... ale z braku laku...;)
Teraz na drutach czerwono, ale mam jeszcze do pokazania granatowe i szare cekinkowe.
Czasem tylko po prostu zamiast zrzucać zdjęcia, czy je robić, wolę chwilkę odsapnąć z drutami w ręku...
Czy też uważacie, że czas powinien być dodawany w bonusie przy zakupie każdego motka włóczki? :)

piątek, 8 listopada 2013

Krótko

Miało być o olejowaniu włosów.
Moje same ostatnio zaniedbałam i gdy położyłam olej na kilka godzin a potem umyłam, to aż jęknęłam z zachwytu... jak mogłam to zaniedbać! Efekt powala - włosy błyszczą aż po końce, są miękkie, nie puszą się, ładnie falują...
Nie napiszę, o włosowa koleżanka napisała za mnie:
Wskazówki do olejowania: TU
I bardzo ciekawie o olejach i włosach napisała Wiedźma TU.
Ja kładę olej na suche włosy i to w dużej ilości, bardzo dużej... moje włosy to lubią, ale wiem, ze dziewczynom wystarcza jedna lub dwie łyżki na całe długie włosy. Potem myję i jeszcze nakładam maskę lub nawilżająca odżywkę a potem jeszcze odżywkę bez spłukiwania. I moje włosy o dziwo nie są przeciążone. Ale to samemu trzeba na sobie wypróbować.

Nie mam weny do pisania. Dostałam hiobowe wieści, mój ojciec bardzo ciężko choruje... trudno mi się z tą myślą oswoić, nie ma we mnie zgody na to...

Drutuje jak szalona, skończyłam kffiatkowy sweterek, popularny otulacz na szyję, czapkę, opakowadełko na nawigację a teraz na drutach mam mój ulubiony szal...
Czekam na pogodę, by jakieś sensowne zdjęcia zrobić.

środa, 16 października 2013

Fioletowy

No bo jakiż inny mógł być mój ulubiony sweter?
Postanowiłam sięgnąć do zapasów włóczek, tych najstarszych, kupionych jeszcze w 2009 roku, kiedy dopiero zaczęłam się uczyć robić na drutach.
Shetland Yarn Art urzekł mnie kolorem. Fiolet nie jest jednowymiarowy, ma jakieś zielonkawe i niebieskawe kłaczki wplecione w całość. Do tego włóczka ma piękny połysk, domyślam się, że to za sprawą akrylu...Aż żal, że to nie 100% wełna, że grzeje tak słabo, że w dotyku nie fajniejsza...
Ale i tak jak na mieszanki z akrylem to zupełnie przyzwoita.

Dość o włóczce, teraz o sweterku.
Powstał z palącej potrzeby posiadania czegoś do pracy. Ile można w marynarkach, zwłaszcza że nie mam ich powalającej ilości. Ciężko mi w sklepie wybrać odpowiednią dla siebie, zawsze myślę też - przecież zrobię sobie cardiganik w tym kolorze... I na tym się kończy.
Potrzeba była silna, włóczka dość gruba, druty też, więc pomyślałam, że będzie szybko.

Metoda - bezszwowa od dołu, wzór - z głowy, najzwyklejszy gładki cardigan. Gdy chyba piąty raz nabrałam oczka i zrobiłam kawałek ściągacza, i za każdym razem okazywało się, że oczek za dużo lub za mało, postanowiłam zmodyfikować formę. Cardigan miał być z szeroką kołnierzową plisą z przodu. Jej szerokość zależeć miała od tego, ile oczek za mało nabiorę na obwód sweterka.

Oczka nabrałam z szydełkowego łańcuszka - na wszelki wypadek. Postanowiłam robić do dołu i dodawać oczka po bokach, bo ich mi się nabrało cokolwiek mało. Potem stwierdziłam, że źle rozdzieliłam oczka na przód i tył, więc postanowiłam robić do góry... zrobiłam kawałek i coś mi się rozjeżdżało u dołu, więc sprułam i zrobiłam jeszcze raz. W tej części od pasa w górę znów coś nie pasowało, więc znów prułam...
I tak chyba z 6 razy, aż byłam zadowolona.
Przy okazji kupiłam sobie wzorek na ten cardigan: RIVEL
Troszkę się nim posiłkowałam, oczywiście nie robiąc warkoczy, nie przeliczając wielkości... Z tego wzoru wykorzystałam  w zasadzie tylko podkrój pachy (ale też zmodyfikowany) i formowanie spadku ramienia skróconymi rzędami. Oczywicie zrobiłam to za wcześnie, nie na szczycie ramion, ale pruć mi się już nie chciało. Dalej dorobiłam gładko i też wyszło:) Troszkę to widać na zdjęciu tyłu swetra.
Przy robieniu rękawa wykorzystałam również metodę skróconych rzędów świetnie opisaną TU. Jest absolutnie genialna!
Prułam już tylko raz, bo ślepa byłam i nabrałam za dużo oczek. A potem już tylko przednia plisa:)
Zszywanie tylko raz było konieczne - na szczycie ramion, ale niewidocznym ściegiem, który coraz lepiej mi wychodzi:)

Sweterek uprany i rozłożony bez blokowania. I to był chyba błąd, bo z przodu nie wygładził się zupełnie, tylko troszkę ta listwa z przodu go ściąga. A może to wina włóczki i zbyt dużej ilości akrylu...
W każdym razie sweter jest moim ulubieńcem. Noszę go ciągle, co zresztą widać po zagnieceniach w zgięciach łokci. Zamierzam zrobić drugą wersję, może po Nowym Roku, tym razem z warkoczami... o ile dostanę gdzieś jeden moteczek antracytowego Shetlandu, bo chyba tych niecałe 6 motków mi nie wystarczy. Warkocze są przecież włóczkożerne....









Dane techniczne:
Włoczka: Shetland Yarn Art
Druty: 4,5mm
Zużycie: 5 motków i kilkanaście metrów szóstego.
Rozmiar: XXL


A o włosach - nastepną razą:) Mam ochotę napisać Wam o różnych olejach i sposobach olejowania włosów:)

piątek, 27 września 2013

Piąteczek:)

Dzis piąteczek - podobno nie najlepszy dzień na pisanie notek na blogu, bo wszyscy już żyją weekendem.
Ja też, ale może zdążę, bo zbieram się do tej notki od dawna i powstać nie może:)
Wpadłam w tryby robótkowania, kryzys wakacyjny minął:)
Skończyłam więc cardigan:))) Fotki na dniach, chyba manekinowe, bo rąk do pstrykania brak - w najbliższych dniach ukończymy prace remontowe:) Nareszcie mieszkanie wróci do normalności po wymianie okien dachowych:)
Teraz wyciągnęłam ufoka, czyli zalegający od wiosny początek sweterka Dhalia - ten sam kolor i włóczka, co u mnie, przyszła szwagierka chciała mieć dokładną kopię tego sweterka.

A ja obiecałam kolejny post włosowy.
Tym razem dla dziewcząt, które mają włosy kręcone, falowane, proste, albo jakieś "krzywe", bo niby proste, ale z wywijającymi się końcówkami.
Włosy takie sprawiają sporo problemów, puszą się, szybko niszczą....
Ale może od początku:)

Jak sprawdzić, czy Twoje włosy są falowane?

  • zawsze sądziłaś, że Twoje włosy są proste ale "krzywe"
  • mają lekko wywijające się końcówki
  • przez jakiś okres w twoim życiu miałaś falki a nawet loczki: w dzieciństwie, okresie dojrzewania
  • włosom zdarzało się poskręcać np po prysznicu, na plaży
  • łapią lekki puch w wilgotne dni (dotyczy typu Wavy)
  • włosy mają tendencję do wyglądania nieporządnie
  • walczysz z wysuszonymi końcówkami
  • po wyschnięciu są krótsze niż na mokro nawet o dobre parę centymetrów
  • lepiej wyglądają wycieniowane
  • nie tak łatwo było Ci znaleźć fryzjera, który potrafi dobrze obciąć Twoje włosy
Jeśli odpowiedź na większość pytań brzmi "tak" - gratulacje, masz fale!
/pobrane z: http://wizaz.pl/forum/blog.php?b=10362/

No dobrze, masz falowane lub kręcone włosy. I co dalej?
Pielęgnacja włosów kręconych i falowanych wymaga więcej wysiłku niż włosów prostych. Każdy włos składa się z łusek, nałożonych na siebie. Łuski te przy prostych włosach ściśle przylegają do siebie chroniąc wnętrze włosa przed utratą wilgoci. Włosy jednak trą o sobie, o ubranie, i struktura łusek zostaje uszkodzona, traktowane silnymi detergentami łuski rozchylają się, co prowadzi do ucieczki wody z wnętrza włosa. Jesli jednak dbamy o wlosy, pozostają one mocne, błyszczące i piękne.
Włos falowany ma trudniej, gdyż "na zakrętach" łuski są zawsze trochę odchylone, nawet u najzdrowszych włosów. Mają więc większą tendencję do wysychania i niszczenia. Trzeba więc o nie dbać bardziej.

Szczegółowe zasady dbania o włosy kręcone zostały opisane w książce Lorriane Massey "Curly Girl".
Temat został szczegółowo opisany na forum Wizażu i wielu blogach, więc tu napiszę tylko pokrótce o co chodzi:

1. By przygotować włosy do nowej pielęgnacji, trzeba je oczyścić, a więc umyć szamponem z siarczanami (silne detergenty), by oczyścić włosy z silikonów, które często nie są zmywalne wodą.

2. Regularnie podcinamy końcówki - by nie dopuścić do ich zniszczenia, zapobiec rozdwajaniu, trzeba do tego używać bardzo ostrych nożyczek. Te tępe zmiażdżą włos doprowadzając do szybszego rozdwojenia, a rozdwojone włosy bardziej się plączą - co bywa zmora nie tylko kręconowłosych.

3. Kręcone i falowane włosy nie powinny być czesane na sucho. I nigdy szczotką. Najlepiej kupić grzebień z szeroko rozstawionymi zębami i czesac włosy po umyciu, po nałożeniu na nie odzywki bez spłukiwania.
Czesanie suchych włosów powoduje puch, szopę i afro. Im bardziej kręcone włosy, tym większe.
Czesanie włosów szczotką powoduje uszkodzenia włosów i ich przesuszanie.
Przez bardzo długi czas nie miałam odpowiedniego grzebienia, więc rozczesywałam mokre włosy palcami - to naprawdę wystarczało. Obecnie używam drewnianego grzebienia kupionego w The Body Shop - jest to mój hit:)

4. Nie myj włosów szamponem. Tu wkleję post z Wizażu:

 Większość szamponów zawiera drażniące i wysuszające siarczany (ammonium laureth sulfate, ammonium lauryl sulfate, sodium laureth sulfate, sodium lauryl sulfate, itp.), które są niebezpieczne dla kręconych włosów. Te pospolite detergenty sprawiają, że włosy stają się niepokorne i skutecznie się puszą. Zamiast szamponu możesz używać odżywki albo delikatnych szamponów zawierających delikatne substancje myjące, np. cocamidopropyl betaine lub coco betaine (choć i one mogą powodować podrażnienia). Dobór zależy od rodzaju Twoich włosów.
Osoby o włosach przetłuszczających się lub preferujące szampon mogą spróbować także tzw. metody OMO - odżywkowanie/mycie/odżywkowanie.
„Nigdy nie wyprałabyś ulubionego swetra w nieodpowiednim środku z detergentem, prawda? Obecnie większość szamponów zawiera drażniące detergenty (sodium lauryl sulfate lub laureth sulfate), które wchodzą w skład płynów do mycia naczyń. Są świetne do talerzy i garnków, ponieważ doskonale usuwają tłuszcz, jednak włosy w przeciwieństwie do naczyń potrzebują swoich naturalnych olejów, które chronią i skórę i włosy. Odzierając je z własnego tłuszczu, pozbawiamy włosy naturalnego nawilżenia i aminokwasów, fundując im nieciekawy wygląd i wysuszenie.” - Lorraine Massey


5. Myj skórę głowy odżywką. Odzywka nie może zawierać silikonów. Pisałam już o tym w poprzednich postach, moje hity to balsam aloesowy Mrs. Potters i Balsam do kąpieli dla kobiet w ciąży Babydream dostępny w Rossmanie. 

6. Rozprowadzaj odżywkę na całej długości włosów jednocześnie je rozczesując palcami lub grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami. 

7. Spłukuj włosy chłodną wodą - pozwoli to domknąć łuski włosa, staną się bardziej błyszczące i będą mniej napuszone. 

8. Nakładaj produkty do stylizacji - pozwoli to ujarzmić i podkreślić skręt włosów, zniweluje puszenie. Osoby o kręconych włosach powinny nakładać produkty do stylizacji na mokre włosy. Moim hitem jest tu żel z siemienia lnianego. Na forum Wizażu piszą: Jeśli masz ścisły skręt, nakładaj kosmetyki do stylizacji, gdy włosy są mokre. Jeśli masz fale i luźniejszy skręt, odczekaj chwilę, zanim nałożysz jakiś produkt. Nałóż porcję kosmetyku na rękę i rozetrzyj, by stał się bardziej plastyczny. Rozprowadź gładko na włosach lub też delikatnie, pasmo po paśmie. Najczęściej stosowaną metodą jest nałożenie najpierw kosmetyku przeciwdziałającego puszeniu, a potem żelu, który podkreśli skręt. Można użyć także zwykłej odżywki jako produktu do stylizacji, najważniejsze jednak, by stosować taki kosmetyk, który odpowiada włosom i ich właścicielce. Następnie ugniataj włosy palcami (złap końcówkę pasma włosów w dłoń i ugnieć w kierunku głowy) lub owijaj pojedyncze kosmyki wokół palca. 

9. Do osuszania włosów nie należy używać ręcznika frotte, tylko bawełnianej koszulki lub ręcznika z mikrofibry.  Pomoże to uniknąć puszenia się włosów.

10. Umiejętnie susz włosy - najlepiej pozwól im wyschnąć naturalnie unikając ich dotykania, potrząsania głową itp. Można również skorzystać z suszarki, stosując chłodny nawiew i niewielką siłę nadmuchu. Przydatny też może być dyfuzor. 

11. Podcinaj włosy co 3-4 miesiące, ostrymi nożyczkami, najlepiej u fryzjera, który umie ciąć włosy kręcone i nie będzie przed tym ich rozprostowywał. Dobry fryzjer kręcone włosy obcina na sucho. Nie pozwalaj na użycie brzytwy i degażówek - bardzo niszczą włosy i powodują ich szybsze rozdwajanie. Przynieś własne produkty, te w salonach fryzjerskich, to prawdziwe bomby silikonowe (włosy przecież muszą pięknie wyglądać, niezależnie od ich stanu). 

12. Daj sobie czas. Włosy muszą przyzwyczaić się do nowej pielęgnacji. Na początku mogą nawet wyglądać gorzej (odarcie ich z silikonów pokazuje bolesną prawdę o ich stanie).

Co nam daje pielęgnacja CG? Piękne, zdrowe odżywione włosy, bez puchu i z podkreślonym skrętem. Wiele osób, które zmieniły pielęgnacje na CG ze zdziwieniem odkrywa, że proste dotąd włosy zaczynają się pięknie skręcać.  Kręcona szopa prostowana dotąd prostownicą zamienia się w piękne loki i zaczynają kochać swoje włosy:)

Od siebie jeszcze tylko dodam, że włosy należy odżywiać intensywnie - maski i odżywki nawilżające mile widziane, no i nie należy nie doceniać olejowania. Oleje dociążą włosy, nabłyszcza, odżywią, pozwolą zatrzymać we włosie wilgoć.

 Nie należy również demonizować silikonów - zwłaszcza zimą, gdy włosy trą o szaliki i kurtki. Silikon użyty od czasu do czasu pozwoli ochronić włosy.
Sa równiez przydatne do zabezpieczenia końcówek włosów przed rozdwajaniem.

Osobiście stosuję się prawie do wszystkich zaleceń.
Metodę OMO stosuję raz w tygodniu, moim pierwszym "O" jest olej nakładany na włosy przed myciem na kilka godzin. W pozostałe dni tygodnia stosuję łagodny detergent i odżywkę. Raz w tygodniu nakładam też silniejsze maski na dłużej. Nie stosuję stylizatorów. Moje włosy są tylko falowane i nie zależy mi aż tak bardzo na skręcie. Nie chcę oblepiać włosów polimerami z żeli. Stosuję odżywkę bez spłukiwania i czasami żel lniany, który jest naturalnym kosmetykiem i dodatkowo pielęgnuje włosy.

Uf... udało się:)
Napiszcie, proszę, czy ciągnąć dalej tematykę włosową, czy interesują Was te tematy... bo do opisania jest jeszcze cała masa spraw:) 

poniedziałek, 2 września 2013

Szal, szal, szal...


Po kolejnym pruciu bawełny i zrobieniu kolejnego, bardzo dużego kawałka, który okazał się za wąski o kilkanascie oczek, dałam sobie z nią spokój.
Schowałam nie tak głęboko wcale, więc jak tylko przyjdzie wiosna, to po nią sięgnę.
Wytargałam za to z szafy starą wełnę, kupioną na początku włóczkomaniactwa - shetland Yarn Art.
Narzuciłam ileśtam oczek i zrobiłam prostokąt.  Okazał się za duży na plecy swetra a za mały na obwód... ale nie prułam, zaczęłam kombinować i pewnie wkrótce zobaczycie, co z tych kombinacji wyniknie.

A na razie szal.
Jeden z wielu, które juz były, kolejny z cieniutkiego moherku Dropsa, druty 4mm.
Robiłam go rekordowo długo, bo od kwietnia, a skończyłam tydzień temu.
Mam już chyba dosyć tego wzoru, podczas robienia po raz n-ty tego szala czułam się jak fabryka.
Kiedys pewnie zrobię powtórkę, bo nie mam tego szala w wersji dla siebie... ale na pewno nie będzie to szybko.
I fotki:




A to moje dziecię u progu 5 klasy:)


Rośnie tak szybko... w mojej głowie to wciąż chłopczyk a nie chłopiec... Ale chyba wszystkie mamy tak mają, prawda?

wtorek, 20 sierpnia 2013

Zmagania z bawełną

Z FB już zapewne wiecie o moim sprytnym przeliczaniu oczek...:/
Ale od początku...

Skończyłam UFOka, czyli szal, który zaczęłam robić w maju czy kwietniu... wzorem moim ulubionym, ale nie szło mi wcale. Męczył mnie każdy przerabiany rządek... Kryzys jakiś, czy co?
Aż w końcu się wściekłam sama na siebie, usiadłam  w sobotę i skończyłam. Aż mnie ręce bolały, ale udało się - 1/4 szala machnęłam w jeden dzień:)
Z tej radości, pomimo kolejnych czekających w koszyku UFOków, postanowiłam zrobić "coś dla siebie".
Szukałam jakiejś letniej włóczki, w głowie mając len BC Garna, z którego zrobiłam rok temu pół bluzeczki i poszła do prucia, bo wyobrażenie mijało się mocno z tym, co schodziło z drutów. Przekopałam wszelkie składy włóczek w mieszkaniu i nie znalazłam.
Za to wpadł mi w ręce woreczek z resztką bawełny Araucanii... i wyciągnęłam z szafy mojego nieszczęsnego Dziurawca.


Zrobiłam i nie założyłam ani razu. Nie namyślałam się długo i w kilka minut sprułam ciuszek. Zastanawiałam się nad recyclingiem - praniem i prostowaniem, ale porzuciłam ten pomysł. Nitkę mocno nawinęłam na kłębek i prawie się wyprostowała.
Zrobiłam jak należy próbkę na drutach 3 mm i dzianina wydawała mi się za luźna.
Zrobiłam więc kolejną na 2,75 - ta była ok. :)
Mężu przeliczył mi poprawną ilość oczek na obwód mojej niemałej osoby... wyszło prawie 400 oczek... taaa, ja lubię mieć pod górkę:) Cienkie druty i milionpińcet oczek w rzędzie:)
Po zrobieniu kilkunastu rzedów postanowiłam toto przymierzyć. I pasowałoby, gdybym była w 9 miesiącu ciąży.... mina mi zrzedła, z bólem w sercu sprułam... a w duchu się cieszyłam, że jednak taka gruba to jeszcze nie jestem, a jest też szansa, że włóczki wystarczy na jakieś mniej dziurawe wdzianko.
W planach miałam bowiem prosty i gładki letni topik i tylko 2 motki włóczki.
Wczoraj przystąpiłam do kolejnej próby... tym razem oczek w obwodzie 320. Zrobiłam jeszcze większy kawałek, kłębuszek znikał błyskawicznie i o północy zachciało mi się przymierzyć. Takie jakby luźne jakieś... miało być niezbyt obcisłe, ale ponaciągałam na drucie tu i ówdzie i wyszło, że nadal mam za dużo oczek....
Wsciekła sprułam całość...
Dziś zaczynam od nowa. tym razem 280 oczek w obwodzie...a jak wyjdzie za mało, to rzucę w kąt na kolejne 3 lata....
Zastanawiam się też, co jest z tymi próbkami.... jeszcze nigdy nie udało mi się trafić w rozmiar po przeliczeniu próbki. Zawsze pruję.
Ot, zagadka....


P.S. A len znalazłam wczoraj... wepchnięty w najniższy koszyk z włóczkami (czyli planowany do przerobienia najpóźniej). Chyba rok temu też miałam nerwy przy pruciu:)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wakacyjne lenistwo

Kajam się i przepraszam, że tak długo mnie nie było.
Mój urlop skończył się już 2 tygodnie temu, ale błogie lenistwo po wspaniałym wypoczynku wciąż mnie trzyma. Pierwszy raz od lat mieliśmy idealną pogodę - na początku lekko chłodno, ale morze nam to wynagrodziło ogromnymi falami, a potem słoneczko i nieprzesadzone ciepło - do +24 stopni - pogoda idealna na plażowanie.
Na wyjeździe nie dziergnęłam ani oczka! Aż nie do wiary... zdjęć też robiłam niewiele, priorytetem był relaks, reset, odpoczynek, wysypianie się i odreagowywanie stresów.
Moczyłam się w morzu kilka razy dziennie, nawet gdy reszta ekipy się nie odważyła, bo wiał wiatr... morze było ciepłe jak nigdy:) Wróciłam też do nałogowego czytania książek: połknęłam trylogię Greya, potem serię o gwiazdach rocka, początek serii Crossfire i trylogię Miszczuk i jeszcze jakieś letnie romansidła...
Po powrocie mania się nie skończyła i jednym tchem pochłonęłam serię Klątwa tygrysa - niby dla młodzieży,  ale wciąga... a teraz mam w planach zacząć jakąś Gildię Magów - tak, jestem fanką fantasy, wszelkich czarów, smoków, magów i wymyślonych krain:)

I kilka urlopowych fotek:
Tak, to ja odważna, jedyna w kąpiąca się w Bałtyku:)

Fale czasami były naprawdę duże i bardzo silne:)

 
 A czasem nie było ich wcale. To mój wyrośnięty synek:)


A to coroczne wyznanie mojego męża, zawsze w najmniej spodziewanym momencie wypisuje takie rzeczy na piasku. Dla niewtajemniczonych - nie mamy w domu kota, tak od zawsze nazywa mnie mój mąż:)

 
 I kolejna tradycja - buziak na pożegnanie morza:)




A jeszcze przed wyjazdem obiecałam udzierg. Nie wyrobiłam się, ale co się odwlecze...:)
Najprostszy z możliwych - kocyk:




Tak naprawdę, to zaczęła go moja koleżanka, ale coś jej nie szło (dopiero się uczy) i poprosiła mnie o pomoc. Wyszło wtedy na jaw, że ona robi luźniej ode mnie i choć ja starałam się naprawdę luźne oczka robić, to i tak moja część robótki wyszła węższa. Na szczęście wełna merino dobrze się blokuje, po praniu zmienia strukturę i wszystko się wyrównało.  Na zdjęciach kocyk jest jeszcze przed praniem.



Na ostatnim zdjęciu kolor jest przekłamany, ale za to najlepiej widać strukturę wzoru, która jest prosta, ale daje ciekawy efekt.
Dane techniczne:
wzór: Sunny Baby Blanket
druty: 3,5 mm
włóczka: Drops Baby Merino, kolor 33, podwójna nitka

Teraz na drutach mam szal... który dłubię już od kwietnia chyba i bardzo opornie mi idzie. Postanowiłam wziąć się jednak w garść, więc jest szansa, że za trochę skończę:) Pogoda też sprzyja - skończyły się afrykańskie upały, które wyciskały ze mnie całą energię do życia. Przed upałami chowałam się w kinie, mam więc przerobiony cały repertuar. :)

środa, 10 lipca 2013

Na ratunek wypadającym włosom

Dziewczyny, generalnie nie zmieniam profilu bloga. Nadal to będzie blog o włóczkach i robótkach. Tyle tylko, że robótkowanie idzie mi ostatnio bardzo wolno a nie chcę, żeby blog umarł. Więc pomyślałam sobie, że podzielę się tym, co wiem o włosach - a nóż się komuś przyda:)
Dzisiaj - o wypadaniu włosów:)

Sama miałam od dziecka włosy wybitnie gęste i grube, w ilości takiej, że dorosła osoba nie mogła ich w kucyku objąć dłonią. W okresie dojrzewania zaczęły się przetłuszczać, przeszły dwukrotne cięcie na krótko, okres farbowania na czarno, ale nigdy nie miałam problemu z wypadaniem.
Włosów wypada nam dziennie 150-200 i to jest norma. To wcale niemało. Taki jest cykl życia włosa, że rośnie określoną ilość czasu a potem umiera i wypada. Stąd dziewczyny, którym włosy rosną szybko, mogą zapuścić bardzo długie włosy a inne nie osiągną nigdy długości za łopatki. Jeśli włosów wypada więcej niż zazwyczaj a na głowie przedziałek robi się wyraźnie szerszy, warto poszukać przyczyn.

Wzmożone wypadanie włosów może mieć różne przyczyny:
- stres - nawet kilka miesięcy po stresującym okresie w życiu włosy mogą wypadać garściami.

- zła dieta - brak właściwych witamin, mikro i makroelementów. To, co jemy, ma ogromny wpływ na nasze zdrowie. Organizm z pożywienia zabiera składniki odżywcze potrzebne do działania organów wewnętrznych, dopiero gdy tam nie ma braków, reszta transferowana jest do naszej skóry, paznokci i włosów. Stąd błędy w diecie, brak witamin, najszybciej da się zauważyć obserwując ich stan. Dla włosów szczególnie ważne są witaminy z grupy B, ja dostarczam je sobie w postaci dziennej niedużej porcji różnych orzechów, w płatkach owsianych i pieczywie pełnoziarnistym. Jem też często kasze no i warzywa:) Nie wierzę w suplementy - z nich tylko niewielka część jest wchłaniana przez organizm - jakieś 5% bodajże. Zdrowiej jest do śniadania zjeść pomidora, do kolacji paprykę a do obiadu fasolkę szparagową a na deser czereśnie, niż połykać tabletkę wyprodukowaną w Chinach.
No i ideałem byłoby zrobić sobie badania i sprawdzić obraz krwi, czy tam nie wyjdą nam jakieś braki żelaza, magnezu itp.

- choroby - źle funkcjonująca tarczyca, jajniki, nadnercza, problemy cukrzycowe - warto się badać. U mnie wyniki tarczycy były w normie, ale okazało się, że za wypadanie włosów odpowiada insulinooporność. Również problemy hormonalne mogą wpływać na wypadanie włosów, jest nawet jednostka chorobowa zwana łysieniem androgenowym. Jeśli włosy na czubku głowy są dużo rzadsze niż po bokach - warto zbadać poziom tych hormonów.

- lekarstwa - stosujecie antykoncepcję hormonalną, bierzecie długotrwale inne leki? Często skutek uboczny ich przyjmowania to wypadanie włosów. Tak jest ze mną - nie tylko insulinooporność ale i lek, który przyjmuję sprawia, że włosy lecą... podobnie jest u mojej mamy zresztą, która też ma cukrzycę i przyjmuje ten sam lek, co ja. Nie mogę leku odstawić, więc muszę próbować powstrzymać wypadanie włosów innymi sposobami.

- choroby skóry głowy - łupież (ten prawdziwy wywołany drożdżakami), przetłuszczanie skóry głowy, łojotokowe zapalenie skóry, AZS - ale osoby chore raczej wiedzą, że to wszystko wpływa na wypadanie włosów.

No i teraz - co robić, aby nie wyłysieć. Gdy już mamy w garści wyniki badań, dobrze się odżywiamy, na nic nie chorujemy (albo chorujemy i się leczymy) warto powalczyć o zatrzymanie wypadania.

1. Przed zastosowaniem specyfików, kosmetyków, wcierek, ampułek i innych, ważne jest oczyszczenie skóry głowy. Podczas mycia pomasujcie trochę skórę głowy, żeby dokładnie ją oczyścić, pobudzić ukrwienie. W niektórych gabinetach fryzjerskich stosowane są peelingi skóry głowy. Same możemy taki zrobić, dodając do szamponu grubego cukru. W rzadkich szamponach może się on trochę rozpuścić i trzeba pamiętać o dobrym wypłukaniu.Podobnie jak skóra twarzy po peelingu, tka i skóra głowy lepiej oddycha i lepiej chłonie składniki odżywcze z kosmetyków.
Ważne jest też niedopuszczenie, by głowa była długo nieświeża... osoby z przetłuszczającymi się włosami muszą na to szczególnie zwrócić uwagę. Zatkane łojem pory nie oddychają, cebulka włosa obumiera i włos wypada. Popularne branie włosów "na przetrzymanie", że niby przetłuszczanie się zmniejszy, nie jest dobrym pomysłem. Lepiej częściej oczyszczać skórę głowy i ją nawilżać, by produkwoała mniej sebum.

2. Wcierki. Do niedawna nie miałam pojęcia co to jest. A to preparaty o konsystencji wody, które wciera się w skórę głowy przed myciem lub ot tak po prostu codziennie. Składniki w nich zawarte pobudzają włos do wzrostu, poprawiają ukrwienie skóry głowy, czasem nawet aktywują nieczynne już mieszki włosowe do produkcji nowych włosów:) Ze swojej strony mogę polecić wielki hit włosomaniaczek: wcierkę Jantar z bursztynem:

Działa prawdziwe cuda. Po niej wypada mniej włosów a do tego nowe włoski rosną jak szalone. Obecnie po zużyciu jednego opakowania mam na głowie masę "babyhair" odstającą na kilka cm od głowy i zarośnięte zakola na czole. Do tego przyspieszyła porost pozostałych włosów. Czytając kilkadziesiąt blogów włosomaniaczek i forum wizaż nie natknęłam się na osobę, której by nie pomogła. Jak wcierać? Ja przelałam płyn do butelki po wodzie utlenionej, robię na głowie przedziałek, który zwilżam płynem ( z tej buteleczki jest wygodnie), robię obok kolejny przedziałek, znów zwilżam i wmasowuję w skórę głowy. I tak na całej głowie. Zostawiam na kilka godzin, czasem nawet na dobę. Jak wyschnie, to związuję włosy i normalnie idę do pracy a wieczorem myję.

Na rynku jest sporo tego typu produktów, ale ich nie stosowałam. Jantar jest stosunkowo niedrogi, po 3 miesiącach stosowania zaleca się zrobienie miesięcznej przerwy w kuracji. Inne wcierki polecane przez włosomaniaczki to np. ampułki Seboradin lub Radical.

3. Szampon. Nie wierzyłam, że szampon, który ma krótkotrwały kontakt ze skóra głowy, może coś dobrego zdziałać w walce z wypadającymi włosami. Skusiłam się jednak na szampon Biocap Anticaduta, po dobrych opiniach na innych blogach.



Tani nie jest, ale gęsty i bardzo wydajny. I co najważniejsze - działa. Przy regularnym stosowaniu, już chyba po 4 umyciach miałam w garści mniej o 1/4 włosów niż zazwyczaj. Ma w składzie siarczany, więc teraz używam go co jakieś 2 tygodnie, gdy chcę oczyścić włosy z nadbudowanych olejów i kosmetyków.
Ostatnio odkryłam też rosyjskie kosmetyki i świetny szampon na łopianowym propolisie

Ma siarczany ale daleko w składzie, więc jest ich niewiele. Butla jest duża, szampon gęsty i wydajny, pierwsze wrażenia są obiecujące. Włosów wypada mniej, ale stosuję razem z odżywką, więc nie wiem, które się do tego przyczynia. Myślę, że warto spróbować. Do kupienia w internecie lub sklepach zielarskich.


4. Odżywki. Interesują nas te zawierające w składzie wyciągi roślinne z łopianu, imbiru, papryczki, czarnej rzepy, skrzypu polnego - czyli od wieków znanych środków stymulujących porost włosów.  Wcale nie jest niestety łatwo o takie kosmetyki, które zawierałyby tych dobrych składników trochę więcej niż kropelkę na wiadro. Tu mam niewielkie doświadczenie, stosuję tylko odżywkę łopianową.


Na razie spisuje się dobrze, muszę ją tylko trzymać krócej na włosach niż normalne maski, bo może obciążyć włosy. Producent zaleca 1-2 minuty, zazwyczaj trzymam maski pół godziny, tę - 10 minut. Tak jak pisałam - jestem z niej bardzo zadowolona, włosów wypada znacząco mniej, ale nie wiem, czy to szampon tak działa czy odżywka, czy może mix.:) Ważne, że działa:)

5. Indyjskie zioła. Znane są z dobroczynnego wpływu na włosy i skórę głowy. Ja ostatnio kupiłam Kalpi Tone.

Ma zapach indyjskich ziółek, postać proszku. Producent zaleca rozrobienie z wodą i nałożenie na włosy. Pamiętając, że zioła mogą wysuszać włosy, dodaję łyżeczkę do porcji jakiejś innej lekkiej odżywki nawilżającej i w ten sposób nakładam na włosy i skórę głowy. Trzymam godzinę. O właściwościach możecie poczytać w linku. Ja tylko powiem, że już ją kocham, bo włosy po niej mają niesamowity blask. Użyłam do tej pory 2 razy, za mało, żeby stwierdzić działanie. Na pewno nie szkodzi. I mam ochotę na inne indyjskie proszki - Brahmi, Amlę, Makę:)

6. Zrób To Sama. Każda z Was na pewno słyszała o sposobach babć na piękne włosy. Dlaczego z tego nie skorzystać - są to sposoby tanie, zdrowe i skuteczne. Płukanka z pokrzywy - nic prostszego - zebrane w lesie lub na łące liście zalewamy wrzątkiem i po ostudzeniu płuczemy umyte włosy.
Kozieradka - kupujemy nasiona w sklepie za 2 zł, zaparzamy i śluzowatą maź o zapachu rosołu wcieramy w skórę glowy. U mnie ta kozieradka stoi od miesiąca i jakoś nie moge się zabrać. Ale opisy dziewczyn są zachęcające, nie ma ani jednej, której by nie pomogła i to o wiele lepiej niż jakiekolwiek maski.
No i królowa wszelkich środków na łysienie i porost włosów - czarna rzepa. O czarnej rzepie pięknie napisała na swoim blogu Arsenic - nie będę się więc powtarzać, zajrzyjcie do niej, do tego wpisu.

Zapomniałam napisać o olejkach. Też wciera się je w skorę głowy i włosy, ja sama stosowałam te:

Do kupienia w Rossmanach, drogeriach Natura i wielu innych miejscach. Lubiłam je, dobrze działały na włosy. Nie byłam jednak regularna w stosowaniu, więc zachwycających efektów nie było. Na pewno włosy po nich były miękkie i błyszczące i pewnie do nich wrócę. Są też olejki zawierające w sobie zioła hinduskie, wybór jest spory, poszukajcie, jeśli chcecie spróbować.
Słyszałam też, że na wypadanie bardzo skuteczna jest placenta. Sama jednak jej nie stosowałam i nie czytałam na ten temat zbyt wielu artykułów.


Uff. To chyba wszystko. Nie jestem ekspertem, wiedzę mam z forum, od lekarzy, z blogów włosowych. Moje doświadczenie ma dopiero rok. W którymś z kolejnych wpisów podam Wam linki do prawdziwych skarbnic wiedzy o włosach, muszę się tylko przekopać przez tysiąc linków w czytniku:)
Już dziś jednak odsyłam Was do bloga Eve i jej walki o każdy włos, TU i do dalszych części. Warto poczytać.

A jutro znów skok tematyczny, bo pokażę udzierg:) A potem urlop - morze, słońce i swoboda. :))))




wtorek, 9 lipca 2013

Problemy z włosami i odkrycia roku

Ale lawina komentarzy:) Bardzo Wam dziękuję:)
Czyli, że temat interesuje nie tylko mnie....:))))

Pojawiły się glosy o problemach z włosami...wypadaniem, przetłuszczaniem...
Nie myślcie sobie, że u mnie poszło gładko. Stan włosów się poprawił, ale skóra głowy to kompletnie inna bajka.
W tym samym czasie włosy zaczęły mi garściami wypadać. Do tego borykałam się z łupieżem, swędzeniem skóry głowy a do tego jeszcze dodajcie przetłuszczanie... Myłam włosy co drugi dzień, z ubrań strzepywałam niechciany "śnieg" i drapałam się do imentu, walcząc przy okazji z rożnymi niespodziankami na cerze i skórze głowy też. Sięgnęłam po szampony przeciwłupieżowe - najpierw chciałam rozwiązać ten problem. Seboradin, Biovax, Nizoral, Sulpur-Zdrój... najlepiej działał Nizoral, ale tylko na chwilę, nie zlikwidował problemu całkiem, a na dodatek miał w składzie te cholerne siarczany.
Szukałam dalej. Czytałam, że często łupież może być mylony z przesuszeniem skóry głowy, które to wywoływane jest przez silne detergenty w szamponach. Do tego to przesuszenie powoduje zwiększone wydzielanie łoju, czyli przetłuszczanie. Jedno i drugie może też być przyczyną wypadania włosów.
Postanowiłam więc postawić na nawilżanie. Za radą blogów i forum na Wizaz.pl zastosowałam żel z siemienia lnianego.


I to jest dla mnie odkrycie nie tylko roku, ale i stulecia! Małe ziarenka mają w sobie magiczną moc.
Gotowałam żel z 2 łyżek siemienia zalanego szklanką wrzątku. Gotowało sie toto na małym ogniu przez 15-20 minut, a gdy już widziałam, że kleista maź się wydzieliła, to na gorąco odcedzałam - zimne jest nie do ruszenia, glut się robi niemożliwy do odcedzenia. Tę maź po umyciu i użyciu maski do włosów wcierałam we włosy i skórę głowy i zostawiałam na jakieś 15 minut. Dodatkowo na skórę szyi i twarzy nakładałam sobie też trochę glutka, czasem z ziarenkami nawet... W życiu nie miałam tak nawilżonej twarzy jak po tym!
Potem maź spłukiwałam chłodną wodą - zmywa się bez problemu, nakładałam odżywkę bez spłukiwania i już.
Włosy po tym były piękne! Lśniły powalająco, były miękkie, aż nie mogłam przestać ich dotykać.
Skóra głowy też miała się lepiej - mycie balsamem, maski nawilżające, siemię lniane - ten mix jeszcze bardziej ograniczył łupież.
Dziewczyny radziły, żeby do stylizacji włosów też używac żelu lnianego. Pomyślałam - czemu nie?
Rozsmarowywałam więc glutka na rękach i ugniatałam włosy, aż całe się kleiły. Potem suszyłam suszarką z dyfuzorem (albo i bez) chodnym nawiewem - aż włosy zamieniły się w twarde suche strąki. Muszą być supełnie suche...wtedy można zacząć czarować:)
Czary polegają na zgniataniu w rękach tych suchych strąków. Wtedy włosy zamieniają się w niesamowicie miękkie pukle, utrwalone, błyszczące - idealne:) Sklepowe żele tego nie zrobią, o nie. Po odgnieceniu żelu ze sklepu z włosów sypią się białe paprochy, nie wygląda to estetycznie.
Pokochałam siemię lniane. Często stosuję żel z niego i na włosy i na twarz i jak mam chwilę czasu - jako stylizator. Ostatnio, gdy szłam na wesele, wyczarowałam sobie nieziemskie loki na głowie:) Znajomi pytali mnie o telefon do mojego fryzjera:)
Len ograniczył łupież, ale nie zlikwidował go całkiem. Odstawiłam jednak szampony przeciwłupieżowe, bo dawały dużo słabszy efekt niż len.
I wtedy trafiłam na odkrycie roku nr 2 i 3.
Odkryciem roku nr 2 jest płyn do kapieli dla kobiet w ciąży Babydream fur mama <--- Tu możecie poczytać opinie.


 
Do kupienia w rossmanach. Ma postać białego mleczka, używany jako żel do mycia ciała doskonale nawilża skórę - nie musiałam używać balsamu. On uratował mnie przed łupieżem. Teraz do mycia włosów używam tylko tego. Myje dość mocno, dokładnie, nie zawiera siarczanów i polimerów, bardzo się pieni. Koniec ze swędzeniem skóry głowy. Jest to dla mnie kosmetyk uniwersalny - myję nim całe ciało, włosy, a czasami nawet twarz. Jest idealny na wszelkie wyjazdy, bo zamiast kilku butelek muszę zabrać tylko jedną. :)
Specyfik ten drastycznie ograniczył też przetłuszczanie się włosów. Teraz myję włosy co 3 dzień, czasem nawet co 4. jestem wniebowzięta:)
W międzyczasie trafiłam na kolejne odkrycie roku - maskę aloesową Natur-Vital.



Ma w sobie dużo dobrych rzeczy i solidną porcję nawilżającego aloesu. Sięgam po nią, gdy moje włosy potrzebują nawilżenia a nie mam przygotowanego żelu lnianego. Do kupienia w drogeriach Natura - nigdzie indziej niestety.
A następnym razem napiszę o walce z wypadaniem włosów.

P.S. Dziewczyny, pamiętajcie, że samo nawilżenie nie wystarczy. Zwłaszcza latem trzeba zadbać o to, by woda nie odparowała z włosów - stąd dobrym połączeniem jest olejowanie i nawilżanie. olej zatrzyma cząsteczki wody z siemienia lnianego lub odżywki we włosach. Jeśli nie lubicie olejowania, wybierzcie odżywkę lub maskę, która je zawiera, lub dodajcie odrobinę oliwy, oleju lnianego lub sojowego do maski. 

P.S.2 - I jeszcze ciekawy artykuł o oleju lnianym: TU

poniedziałek, 8 lipca 2013

O włosach - początek

Jakiś czas temu wspomniałam o moim włosomaniactwie i odezwały się głosy chętne do czytania o moich włosowych perypetiach.
Jako, że druty na razie przegrywają z prozą życia (choć w tym tygodniu będę chciała skończyć i pokazać jedną rzecz), to w międzyczasie napiszę Wam, jak to z moimi włosami było.

Były sobie długie, piękne i zdrowe przez większą część życia. Dwa razy  w życiu obcięłam je na krótko - raz w liceum i potem tuż przed porodem.
Za każdym razem żałowałam, krotkie cięcie dodawało mi lat, a powrót do długich włosów był koszmarem.
Zwłaszcza, że zamarzyły mi się włosy czarne jak noc, jak u mojej mamy.  Po kilku latach farbowania odpuściłam i wróciłam do naturalnego koloru metodą zapuszczania... przez kilka lat chodziłam więc z dwukolorowymi włosami na głowie, co można zobaczyć choćby tu:





Do pielęgnacji używałam wtedy szamponu i odżywki, ciągle tej samej, bodajże Pantene, która obiecywała regenerację zniszczonych włosów w miesiąc. O ja naiwna!
Włosy rosły aż kolor zrósł całkiem i włosy jakoś tam wyglądały.

W ubiegłym roku przez przypadek trafiłam na jakieś blogi traktujące o kosmetykach a stamtąd na blogi włosomaniaczek. Poczytałam i postanowiłam, że wezmę się za moje włosy. A od mojej mamy przypadkiem się dowiedziałam, że moje włosy są w opłakanym stanie - suche, matowe,rozdwajające się, łamliwe... wyglądały jak wata. A ja przecież używałam dobrych szamponów i odżywek.:( I nie miałam świadomości, że sytuacja jest tak fatalna.
Ze zgrozą czytałam o składnikach szamponów do włosów i o skutkach ich używania.
Wiedziałyście, jak silne detergenty zawierają szampony? Siarczany (Sulfate) odzierają nasze włosy ze wszystkiego, wysuszają i niszczą. Nie wierzycie? Spróbujcie smar samochodowy z rąk zmyć płynem do naczyń i szamponem. Gwarantuję Wam, że szamponem zejdzie idealnie i szybko - o wiele lepiej niż płynem do naczyń. A włosy to nie patelnia ociekająca tłuszczem!
Co jeszcze mamy w szamponach? Silikony i polimery... to one sprawiają, że włos jest piękny, błyszczący i zdrowy.... WRÓĆ. Nie JEST a WYGLĄDA na zdrowy. Silikony i polimery zawierają cząsteczki, które szczelnie oblepiają włosy, maskując ich prawdziwy stan... włos się błyszczy a w środku umiera, bo nie docierają do niego żadne składniki odżywek, które mogłyby go poratować.
Idźmy dalej. Te oblepiacze nie tak łatwo usunąć. Żeby się ich pozbyć, trzeba sięgnąć znów po szampony z silnymi detergentami. Niektóre polimery tak silnie przylegają do włosów, że trzeba je umyć kilkanaście razy, by się ich pozbyć. W popularnych odżywkach do włosów mamy powtórkę z rozrywki - te same polimery i silikony.
Idąc za radą doświadczonych w dziedzinie pielęgnacji włosów dziewczyn, znalazłam szampon, który nie zawierał oblepiaczy a tylko silne detergenty - była to Joanna Naturia za 5 zł. Po jej użyciu zobaczyłam jak naprawdę wyglądają moje włosy. Kopka suchego siana i tyle.:(((
Jak się ratować? Olejami. Jak to olejami? Olej na włosy? Jak to potem zmyć?

Wyciągnęłam z lodówki olej lniany i zaczęłam przygodę z olejowaniem. Już za drugim razem włosy zaczęły się błyszczeć i były miękkie w dotyku. Zrobiłam nalot na drogerię i to niejedną. Bardzo trudno jest znaleźć łagodny szampon do włosów i odżywki bez silikonów. Doczytałam jednak, że włosy zamiast szamponem równie dobrze można myć... odżywką. tak, odżywki też zawierają substancje myjące, dużo łagodniejsze dla włosów niż siarczany.
Kupiłam więc:
- do mycia - balsam do włosó mrs. Potters z aloesem,
- do mycia - żel do higieny intymnej Facelle,
- odżywkę do spłukiwania Garnier avokado i masło karite
- odżywke do spłukiwania Alterra granat i aloes
- balsam bez spłukiwania Alterra granat i aloes
- odżywkę bez spłukiwania Joanna Naturia z zieloną herbatą.
- olejek dla kobiet w ciąży Babydream fur mama
- olejek alterra z trawą cytrynową.

Oczywiście wszystkie te produkty przeznaczone były do włosów. :) Z tego zestawu odrzuciłam tylko Facelle - swędziała mnie po nim skóra głowy. Nie mogłam uwierzyć, że balsam do włosów pięknie i delikatnie zmywa z włosów olej a na dodatek lekko się pieni!
W ciągu miesiąca intensywnej pielęgnacji i olejowania moje włosy odzyskały dawny blask i zdrowie. A do tego zaczęły mocniej falować:)


A o moich włosowych odkryciach napiszę następnym razem:)