Po kolejnym pruciu bawełny i zrobieniu kolejnego, bardzo dużego kawałka, który okazał się za wąski o kilkanascie oczek, dałam sobie z nią spokój.
Schowałam nie tak głęboko wcale, więc jak tylko przyjdzie wiosna, to po nią sięgnę.
Wytargałam za to z szafy starą wełnę, kupioną na początku włóczkomaniactwa - shetland Yarn Art.
Narzuciłam ileśtam oczek i zrobiłam prostokąt. Okazał się za duży na plecy swetra a za mały na obwód... ale nie prułam, zaczęłam kombinować i pewnie wkrótce zobaczycie, co z tych kombinacji wyniknie.
A na razie szal.
Jeden z wielu, które juz były, kolejny z cieniutkiego moherku Dropsa, druty 4mm.
Robiłam go rekordowo długo, bo od kwietnia, a skończyłam tydzień temu.
Mam już chyba dosyć tego wzoru, podczas robienia po raz n-ty tego szala czułam się jak fabryka.
Kiedys pewnie zrobię powtórkę, bo nie mam tego szala w wersji dla siebie... ale na pewno nie będzie to szybko.
I fotki:
A to moje dziecię u progu 5 klasy:)
Rośnie tak szybko... w mojej głowie to wciąż chłopczyk a nie chłopiec... Ale chyba wszystkie mamy tak mają, prawda?