Do tego posta przymierzałam się bardzo długo. Bardzo. A im bardziej się przymierzałam, tym bardziej mi było wstyd. A ponieważ mi było wstyd, to szukałam wymówek...
No ale czas uporządkować swoje wewnętrzne ja i koniec z zamiataniem śmieci pod dywan.
Dodgers. strasznie, ale to strasznie Cię przepraszam. Kajam się i biję w piersi.
I już wyjaśniam o co cho.
Kiedyś krążyła po blogach dziewiarski zabawa "podaj dalej". Polegała ona na tym, że osoba, która zgłosiła się do zabawy otrzymywała od poprzedniej dziewiarski prezent - włóczkę lub niewielkie wydziergane coś, a tym samym zobowiązywała się do tego samego wobec kolejnej osoby (osób), która się zgłosi.
No i ja się zgłosiłam.
Otrzymałam w maju 2013 roku od Dodgers przepiękny prezent - włóczkę farbowaną na specjalne zamówienie w fioletach i szarościach. Przez Martę Myszopticę. Bo dziewczyny się dogadały, że wycyganiłam wcześniej od Marty motek uprzędzionej przez nią włóczki, z której machnęłam sobie czapkę, która to jest moją najulubieńszą ever.
Włóczka trochę czekała, ale nie jakoś specjalnie długo, i zrobiłam z niej szaliczek zwany Hitchhiker.
Prościzna, ale tego typu włóczki nie potrzebują wymyślnych wzorów, by pokazać swoje piękno.
Było to w 2014 roku w styczniu. Szaliczek od razu z drutów powędrował na szyję, bez prania i blokowania.
Potem było szukanie mieszkania, formalności związane z zakupem, sprzedażą starego, przeprowadzką, remontem, chorobą i śmiercią taty, potem zaczęłam chorować ja - gdzieśtam wspominałam o tym wszystkim.
Nie umniejsza to faktu, że zawaliłam sprawę po całości.
No więc po tak długim czasie, jeśli ktoś będzie chętny (dwie pierwsze osoby), to chciałabym reaktywować zabawę. Chcę podać dalej ten wspaniały dziewiarski prezent, który dostałam - oczywiście w innej formie.
Osoby, które się zgłoszą otrzymają ode mnie upominek dziewiarski, mniej więcej, np. co do koloru możemy się dogadać, osoby te zobowiązują się też kontynuować zabawę i obdarować kolejne dwie osoby.
A tak oto prezentuje się mój szaliczek - jest z cieńszej włóczki niż czapka, ale kolory zgrane idealnie, tak jak i czapka, jest bardzo mój:)
Śliczny komplet, fajnie koresponduje z kolorem włosów.Kiedyś podobną zabawę nazywano "Łańcuszkiem św.Antoniego". Dotyczyła ona kartek z widokami różnych krajów. Wtedy za granicę mało kto mógł wyjechać, więc każdy czekał na te kartki,ale łańcuszek zawsze pękał,pewnie z różnych przyczyn.Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńMnie łańcuszki denerwują, ale ten jest naprawdę fajny:) Dlatego się zgłosiłam:)
UsuńOjej, nawet nie wiesz, jakie to wspaniałe uczucie, gdy ktoś wydzierga cokolwiek z włóczki przeze mnie uprzędzionej! Wybaczam, wybaczam wszystko! Szalik jest piękny! ;) :*
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję:) Jest bardzo praktyczny, mięciutki, no i taki właśnie "mój". Uwielbiam go:)
Usuńfajny wuszedł komplet
OdpowiedzUsuńPisałabym się na ciąg dalszy :-)
OdpowiedzUsuńSuper, bardzo się cieszę:) Daj adres mailowy do siebie, to się dogadamy co i jak:)
Usuńfotogramika@gmail.com
UsuńKomplecik cudowny:) w kolorach też:))) i do tego posiadający własną historię;) Wszyscy mamy takie "przygody", a potem wyrzuty sumienia, że czegoś nie dopilnowaliśmy;) choć w Twoim przypadku w zupełności usprawiedliwione:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Dziękuję:) Teraz sobie obiecałam, że choćby nie wiem co, to nie zawalę sprawy.:)
UsuńPozdrówki!