niedziela, 7 marca 2010

Szalik Salsa

Skończyłam następną rzecz - bardzo zaległą i chyba pobiłam rekord prucia. Szalik z Salsy miałam zrobić bardzo dawno temu i zaczęłam gdzieś w listopadzie. Nie bardzo umiałam sobie poradzić z tasiemkową włóczką:

ale gdy Justyna zrobiła falbankowy szalik, to już wiedziałam co i jak. Jednak okazało się, że 2 motki na szalik - jak mówią w instrukcji - to zdecydowanie za mało. Chciałam dokupić, ale okazało się, że to znów towar nie-do-dostania. Cierpliwość jednak się opłaciła - niedawno dotarły do mnie kolejne dwa motki z tej pasmanterii i mogłam wziąć się do pracy.
Oto efekt dziergania w godzinie duchów.


Szalik już noszę - jest mięsisty, delikatny, bardzo przyjemny w dotyku i do tego nadspodziewanie ciepły. W sam raz na powrót zimy.

A swoją drogą zastanawiam się, kto nazwał porę od północy do 2 w nocy godziną duchów, skoro to są dwie godziny:)

A dziś odbyło się kolejne spotkanie szarotkowe, było jak zwykle super:) Ale to już opiszę w kolejnej notce.:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz