Czasem przeglądam sobie różne blogi (no dobra, nagminnie i to całą masę) i zastanawiam się, kiedy dojdę do takiego mistrzostwa w robótkach jak niektóre z Was.
Czasem moja ignorancja i brak doświadczenia mnie dobijają.
Ostatnio poddałam się przy próbie zrobienia sweterka.
Zaczynałam go ze 3 razy, potem czekał na dostawę wełny - bo z wełny unikatowej, ręcznie przędzionej i farbowanej przez Laurkę. Jak już doszły brakujące motki, to okazało się, że jednak w swetrach z okrągłym karczkiem, moje wielkie ramiona są olbrzymie, więc należałoby całość zrobić od nowa, od dołu, normalnie. Reglany nie dla mnie.
No i szłoby wszystko dobrze (tylko jedno prucie było i zmiana drutów na większe), uformowały się biodra i talia... gdyby nie konieczność spuszczenia oczek na podkrój pachy i dekoltu. Próbowałam 3 razy i zawsze coś nie tak.
W kamizelce, którą robiłam, wyszło to znośnie a tu chyba diabeł ogonem miesza albo mocno niedouczona jestem.
Koniec końców po stracie 3 dni, robieniu, pruciu, rzuciłam gada w kąt i tylko patrzę z utęsknieniem, bo wełna szlachetna i kolor cudny.
Na razie wracam do tego, co mi wychodzi, czyli szali i chust. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz