"Mamo, to z włoczki też da się zupę ugotować?" - zapytał mnie Smyk, gdy zajrzał do kuchni i zobaczył moczący się jedwab w garnku.
Zauroczona bajecznymi kolorami ręcznie farbowanych przez dziewiarki włóczek postanowiłam sama spróbować. Trochę poczytałam, pooglądałam, nieocenionym źródłem wiedzy okazała się Fanaberia, do której skierowała mnie Pimposhka (serdecznie dziękuję).
Gdy już zamówione barwniki (kupione na allegro barwniki do wełny "Kakadu") do mnie dotarły i znalazłam chwilę czasu, przewinęłam jedwab na motek:
i nastawiłam w wodzie z octem do moczenia. Moczyć się miał przez noc, wyszło trochę dłużej.
Potem rozrobiłam w gorącej wodzie barwnik bordo w stężeniu trochę mniejszym niż podane na opakowaniu, gdy ostygł, przełożyłam do niego jedwab. Pobełtałam go w tej farbie dość długo i zostawiłam, żeby sobie postał. Potem rozrobiłam mocne stężenie niebieskiego i rozlałam po brzegach garnka.
Zgodnie z zaleceniami Fanaberii podgrzałam trochę garnek - za termometr robił mój własny palec - jedwabiu nie wolno gotować powyżej 60 stopni.
Myślałam, że farba zostanie wchłonięta i w garnku zostanie czysta woda - bo tak to opisywały farbujące blogerki. Jednak okazało się, że nic z tego - woda była kolorowa.
Gdy kolorowa zupa całkiem wystygła zaczęło się płukanie. Na razie byłam zadowolona z kolorów, jakie się ujawniły, choć niebieski stał się granatowy zamiast przejść w fiolet. No cóż... miałam wypłukać jedwab do czystej wody. Nie wypłukałam. Po 30 wodach i ponad 2 godzinach płukania przestałam liczyć i dałam sobie spokój.
Kolor bordo stał się różowym, niebieski nie przeszedł w fiolet. Motek sechł strasznie długo, do tego splątał się niemiłosiernie.
W kłębek zwijałam go kilka dni z pomocą męża, przekładaniom nitki nie było końca. Do tego jedwab jakby zmienił strukturę. W głowie mam zakodowane, że jedwab jest ciężki, ten był taką jedwabną surówką jakby, ale po farbowaniu i suszeni stał się lekki jak puch o konsystencji papierowego sznurka, taki dziwny. Może za długo moczyłam go w wodzie z octem i za bardzo "skruszał?"
Kłębek jest do przewinięcia i przefarbowania, majtkowy róż nie jest moim ulubionym kolorem. Teraz chyba rozrobię mocniejszy i słabszy fiolet.
Jedwab się nie rozpadł, kolory jakieś się złapały, no i to fajna zabawa. Na pewno nie jest to koniec mojej przygody z farbowaniem.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz