Ponieważ dostaję mnóstwo pytań o tę włóczkę ("nigdy więcej" z poprzedniego wpisu), no to wyjaśniam, o co chodzi.
Alize, to firma turecka - czyli to samo w sobie mówi mi, że wełna jest z niższej półki. Ale nawet z tej niższej potrafią być całkiem dobrej jakości - niektóre Yarn Art, Himalaya i nawet niektóre Alize też.
Moim zdaniem Angora Gold do nich nie należy.
Od cieniowanych włóczek wysokiej jakości oczekuję przenikania kolorów płynnego, ewentualnie zmiany kolorów o jeden odcień. Pięknie kolory układają się w wełnach estońskich, ciekawie przechodzą w Padisah, gdzie do nitki podczas przędzenia dodaje się stopniowo inny kolor.
Od wszystkich włóczek z niewielką ilością wełny naturalnej lub moheru oczekuję jednego - przyjemnych wrażeń dotykowych. Bo wiadomo, że wełna lubi gryźć i moher też.
Producent mówi o włóczce tyle:
motki 100g - 550m
skład: 80% akryl, 10% moher, 10% wełna
Ze względu na niską zawartość moheru i wełny oczekiwałam miłej w dotyku włóczki. W motku i zdjętej z drutów chuście trochę gryzła. Włóczki jednak mają to do siebie, że po praniu i płukaniu w płynie zmiękczającym stają się milutkie i mięciutkie.
Angorze Gold nie mogę zarzucić nic w sprawie miękkości - po praniu stała się puszysta i fajna, natomiast zaczęła żreć jak wściekła. Nieprzyjemnie ostre drapanie czułam nawet przez bluzkę.
Jestem bardzo, bardzo wrażliwa na to i wiem, że dziewczyny włóczkę chwaliły i ich nie gryzła. Mnie jednak gryzła i to bardzo.
Kolejną sprawą są kolory. Przenikanie kolorów polega tu na tym, że barwy o zbliżonych tonacjach są stopniowo dodawane w małych kawałkach - ciemna zieleń - jasna zieleń, ecru, róż, fiolet, czerwień.
Nie jest to idealny sposób, ale może być. I jeden motek był ok. Natomiast w drugim - jakiś kosmos. Odcinki kolorów dominujących były bardzo krótkie, po jasnej zieleni nagle od razu były kawałki ciemnej czerwieni i inne takie niespodzianki. By kolory ładnie się ułożyły, musiałam pociąć cały motek i ułożyć kolory tak, jak chciałam. Trochę mi było żal, nie lubię supełków, ale żal mi zmalał, gdy podczas przewijania w motku trafiłam na supły "fabryczne". Pośrodku motka na chybił trafił była ordynarnie dowiązana nitka innego - kontrastowego koloru.
Dziewczyny na blogach piszą jeszcze o długości - że jest mniejsza niż deklarowana na banderoli. Miałam również wrażenie, że jeden motek jest mniejszy, ale nie mam wagi elektronicznej i nie mogłam tego potwierdzić.
Zaletą włóczki jest to, że jest równa, całkiem przyjemnie się z niej robi, nie skrzypi mimo dużej zawartości sztucznego włókna i jest ciepła. No i niedroga i wydajna.
Mimo wszystko jednak jej nie polecam i sama dla siebie jej nie kupię - chyba, że ktoś będzie chciał coś z tej włóczki mieć zrobione, znając jej wszystkie wady i zalety.
EDIT: 8.05.2011 W kolejnych motkach nie znalazłam ani jednego supła i kolory były ułożone dużo lepiej. Widocznie trafiłam na jakąś trefną partię poprzednio. Włoczka trochę zrehabilitowana:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz