Życie ciągle mnie zaskakuje.
Nie da się go zaplanować, i ciągle uczę się być elastyczna i akceptować rzeczywistość.
Teraz miałam być jakieś 300 km od domu a w nocy okazało się, że nic z tego. To już kolejna taka niespodzianka.
No cóż - biorę, co jest i cieszę się tym.
Zaczynam też przywykać do tego, że jak obiecuję, że coś pokażę na blogu, to najpewniej nic z tego nie będzie.
Dziś też nie o skrętkach. Skrętki leżą na drutach a ja zaczęłam robić coś innego i dziś pewnie wrzucę na kolejne cieniutki moher - będę mieć więc zaczęte cztery robótki.
A w tle kroi się piąta - kolorowa, energetyczna z wyśmienitej włóczki Dropsa.:)
Ale do rzeczy.
Doczekać się nie mogę na fotki naludziowe - sama ich robić sobie nie umiem, a sporo zakończonych robótek czeka na pokazanie, więc zaczynam cykl - na plaskacza.
Pierwszy plaskacz to motylkowa chuścinka. Nieduża, ale strasznie fajna i dlatego była często w użyciu:) I będzie nadal, jak spadnie temperatura:) Zobaczcie sami:
Chuścinka jest z tej samej włóczki, co czapka Ilukudujka - ręcznie przędzione merino z jedwabiem od Laury. Robiona na drutach 3,5 mm, dlatego wyszła bardzo nieduża - w sam raz jako apaszka na szyję.
Wzór to Summer flies.
Bardzo mi się spodobał i może kiedyś zrobię sobie większą wersję:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz