W końcu się zmobilizowałam. Obrobiłam zdjęcia i mogę się chwalić:)))
Pamiętacie mój majowy pobyt w Ojcowie i wizytę u Kaszmirowej Laury?
To ona posadziła mnie przy swoim kołowrotku i sprawiła, że zapomniałam o całym świecie.
Uprzędłam wtedy swoja pierwszą wełnę:)
Uprzędłam, to za dużo powiedziane. Wełna była przekręcona, ze skrętkami, pętelkami, raz cieniutka jak włos a raz grubaśna na palec.
Za radą Laury uprałam:
I rozwiesiłam do wyschnięcia:
Niestety popełniłam błąd, przed którym Laura mnie ostrzegała. Zbyt obciążyłam motek i artystyczne skrętki się wyprostowały.
Nie zraziłam się jednak i postanowiłam, że i tak będę to nosić.
W formie ciepłego komina:
Widać tu wyraźnie efekt pochylenia oczek, który jest następstwem zbytniego skręcenia wełny przy przędzeniu.
Ale co tam, pierwsze koty za płoty:)
Dziękuję Laurko:***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz