Jeszcze przez jakiś czas chyba nic nowego nie pokażę, albowiem, ponieważ, bo:
- Dahlia idzie w ślimaczym tempie - jeden rękaw robiłam tydzień! Zniecierpliwiona odłożyłam w kąt i wczoraj w nocy zaczęłam zupełnie coś innego.
- Sihaya leży, bo robiłam Dahlię, a teraz obie leżą, bo j.w.
Poza tym jakoś motywacji brak, przejmuję się stanem Młodego, który codziennie przez 2 tygodnie jeździ na rehabilitację. Noga nadal boli, siniak nadal jest, konieczność chodzenia w stabilizatorze - do końca roku szkolnego. Młody w domu skacze na jednej nodze, czym zapewne doprowadza do szału sąsiadów z dołu. Trudno:)
Poza tym chciałam napisać słówko o Magicloop. Nie o ulubionym sklepiku, do którego zaglądam codziennie i chciałabym wciąż zamawiać nowe cudowne włóczki, ale o technice:)
Kupiłam jakiś czas temu zestaw skarpetkowych drutów drewnianych KP. Że niby wygodniej się będzie robić, że przeciąganie żyłki w ml zajmuje za dużo czasu i w ogóle... Druty super, robiłam zresztą kiedyś na skarpetkowych czapki i skarpetki, więc nie nowina...
Zauważyłam jednak, że gdy robię na drutach skarpetkowych, to przy zmianie drutu, pierwsze oczko zawsze wychodzi mi luźniejsze. Nie ważne, jak mocno zaciskam nitkę - oczko jest luźniejsze i to widać. Przy magicloop żadne oczko się nie odznacza, a ostatnio ułatwiłam sobie te metodę, stosując dwa różne rozmiary drutów. Drut prawy to 3,5, ten właściwy, a lewy to 2,5. Wtedy przeciąganie jest dużo łatwiejsze, zwłaszcza przy moim bardzo ścisłym robieniu.
Pozostaję więc wierną fanką magicloop, a druty skarpetkowe będą używane jedynie okazyjnie.
A tak poza tym, to w głowie mam już wyjazd czerwcowy i spotkanie z moją kochaną Doro:***
Dla mnie też magicloop do skarpet jest najlepszy. A robisz dwie skarpetki naraz czy osobno?
OdpowiedzUsuńNatomiast skarpetkowe druty są bardzo wygodne przy robieniu i-cord;ów :), ewentualnie przy uczeniu małoletnich dziewczynek dziergania.
Pozdrawiam i Młodemu życzę jak najszybszego powrotu do pełni sił, wszak wakacje idą!
Jeszcze nie próbowałam 2 na raz, choć pewnie by się przydało, bo mam chroniczna niechęć do liczenia rzędów i zawsze jest ryzyko, ze skarpetki wyjdą inne.
UsuńNa i-cord tez się dopiero zasadzam:)
Pozdrówki:)
Ja muszę się przyznać, że magicloop stosowałam nie mając pojęcia że to jest jakaś słynna metoda, ale coś nie zabardzo mi się podobało przekładanie żyłki. Teraz drutuję rękawy sweterka na skarpetkowcach i jestem bardzo zadowolona. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa ja, jak na ironię, druty skarpetkowe kocham miłością nieco zwariowaną ;)
OdpowiedzUsuńz problemem "pierwszego luźnego oczka" radzę sobie tak, że jeśli np. mam po 10 oczek na każdym z drutów, to nie przerabiam, z jednego 10, potem z następnego itp. tylko np. z pierwszego 9, to dziesiąte staje się pierwszym, i tak dalej w podobnym stylu. oczka wędrują po różnych drutach, nie ma stałego miejsca w którym jest przerwa między drutami, więc i dziur nie ma :)
oprócz tego:
- zawsze mam marker - 3-5 poniżej drutów - oznaczający początek rzędu
- zawsze mam licznik oczek odkąd nibylicząc beztrosko zrobiłam dwie mitenki różniące się od siebie co najmniej kilkoma rozmiarami :)
Muszę wypróbować to z przekładaniem oczka. A nie robi Ci się to pojedyncze oczko też większe?
UsuńLicznik rzędów tez mi się przydaje...ale bardziej w chustach i ażurach niż rzeczach większych - sweter czy coś.:)
Ja korzystam z obu metod. Przy rzeczach większych korzystam z ml, ale rzeczy mniejsze np. skarpetki, to tylko na skarpetkowych. Nie potrafię opanować ml w takim małym wydaniu.
OdpowiedzUsuńMarzy mi się robienie obu skarpet na raz i mam nadzieję, że wkrótce się przemogę do magic loop'a w tym wydaniu, bo niestety cierpię na chroniczny syndrom jednej skarpetki ;)
Ja nawet 5 oczek na magicloop zrobię:)
UsuńA ze skarpetkami - pierwsza idzie jak burza a druga, wlecze się niemiłosiernie...:)
Pozdrówki
Witaj,zaglądam do Ciebie od dłuższego czasu i podziwiam Twoje cudowne prace.
OdpowiedzUsuńW kwestii Magic Loop nic nie dodam,bo wszystko pięknie opisałaś :-)
Sklepik ML też bardzo często odwiedzam i najchętniej kupiłabym...tonę cudowności,które tam można nabyc :-)
Pozwolę sobie na małą uwagę w kwestii stabilizatora.
Otóż kilka lat temu miałam wypadek i lekarz zalecił mi do operacji nosic ortezę.Tak więc przez blisko 7 miesięcy poruszałam się ze stabilizatorem i kulami łokciowymi-lepsze to,niż wózek.
Niestety,orteza ma też swoje minusy (mam na myśli tę,którą nosi się od połowy uda do połowy łydki)-stabilizator ogranicza pracę niektórych mięśni ,co w efekcie może prowadzic do zaniku tychże mięśni.I tak jest niestety w moim przypadku.
Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego
Maja
Dzięki maju, ze jesteś.:))
UsuńMłody ma stabilizator kostki i musi go nosić, żeby ponadrywane więzadła się pogoiły. Na pewno dopilnujemy potem, żeby mięśnie odzyskały dawną sprawność.
Pozdrówki:)
Młodemu życzę szybkiego powrotu do zdrowia,wszakże wakacje tuż tuż:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zdrówka dla Dzieciny życzę. Ja walczę ze skarpetkami, ale takimi skręcanymi, bez wyrabiani pięt - zobaczymy co mi wyjdzie, bo teraz tez leżą i czekają na przypływ wolnego czasu ;-)
OdpowiedzUsuń