Wiecie, dzierganie na drutach to dla mnie jakaś magia.
Bierze się nitkę, zaplątuje na drucie, po chwili jest z tego kawałek czegoś, coraz większy i większy, i w pewnym momencie następuje takie "klik" i nagle udzierg nie jest już nieokreślonym czymś, ale częścią ubioru, jeszcze niedokończoną, ale jednak.
To już nie tylko plątanina nitek, tylko coś noszalnego, co cieszy, zdobi i daje satysfakcję. I wtedy chce się skończyć pracę jak najszybciej, żeby móc już dzieło pokazać światu.:) I zarzucić na grzbiet/głowę, stopy itp.:)
Z tym swetrem było inaczej.
Jego historia jest baaaardzo długa, ma kilka ładnych lat.
Zaczęła się, gdy Laura jeszcze przędła piękną wełnę.
Spojrzałam na kolor i zakochałam się. Co z tego, że to Wensleydale, czyli drapiąca szczotka a nie mój ulubiony corriedale. Ma za to przepiękny kolor i połysk, zakochałam się i już.
Kupiłam i chciałam od razu zacząć robić "coś". Padło wtedy na Ruby - sweterek wymyślony przez Effcię. I miałam już spory kawałek, ale okazało się, że ten fason kompletnie na mnie nie leży. Poszerza ramiona, sprawia, że sylwetka staje się potężna, no po prostu nie czułam się w nim dobrze.
W międzyczasie przyszło mi do głowy, że jednak na sweter to tej wełny mam za mało. Polowałam więc w Laurowym sklepiku na kolejna porcję wensa, i gdy trafiła się w jaśniejszym odcieniu różu, bez wahania kupiłam.
Kombinowałam z tym swetrem ile się dało, paski, nie paski - nic mi nie szło.
Zrezygnowana poprosiłam przyjaciółkę o pomoc, ona robi piękne swetry. Jednak i ona nie miała pomysłu na tę wełnę, zewłok niedopruty przeleżał ładny kawał czasu. Potem wiecie - przeprowadzka, choroba. Tak, minęło kilka ładnych lat.
Aż w końcu, gdy wróciłam do drutów i gdy zobaczyłam Tuptupa w jej wersji Capside Cardi, coś zaskoczyło. Od razu pomyślałam o wensie.
Wrzuciłam na druty - sprutą wełnę, bez prania, prostowania, bez zrobienia nawet próbki!
Szło całkiem sprawnie, pokombinowałam z kolorami, żeby "zagrało" i leciałam z koksem.
Okazało się jednak, że wens jest wełną ciężką i inaczej ją trzeba mierzyć, niż merino czy alpakę. Wełny zabrakło idealnie na rękawy. Czyli 200 g.
Załamana napisałam do Laury, ale okazało się, że sklepik zamknięty na głucho. Odesłała mnie do Justyny, która po obejrzeniu fotek podjęła się wyzwania doprzędzenia i dofarbowania wełny na rękawy.
By jak najwierniej dobrać kolor, całość swetra pojechała do Poznania a potem z powrotem:) Kolor okazał się dobrany prawie w punkt:)
Laurowa wełna nie była równiutko farbowana, w udziergu wyszły pasy jaśniejszych i ciemniejszych tonów, więc różnica kolorystyczna nie rzuca się w oczy a całość ma charakter unikatowy.
Skończyłam mój Multiróż:)
A dlaczego z tym swetrem było inaczej? Bo podczas robienia nie doczekałam się na mój "klik".
Cały czas się zastanawiałam, czy dobrze dobrałam wełnę do wzoru, czy ta drapiąca szczotka mnie nie zeżre i da się nosić, czy oczka się ułożą, czy trafiłam z rozmiarem...
W sumie nawet po skończeniu i wypraniu nie byłam do końca do niego przekonana.
Zabrałam go do pracy... i dopiero gdzieś po połowie dnia poczułam, że to mój sweter. Taki bardzo mój, którym można się owinąć, dzięki któremu nie marznę w pracy i czuję się w nim po prostu świetnie. Nigdzie mnie nie pije, rękawy nie są za wąskie a gryzienie nie jest uciążliwe.
Zobaczcie same:
Zdjęcia niestety tylko balkonowe, bo z rożnych przyczyn nie udało nam się wyjechać nigdzie w plener.
Mąż mój wybitnie nie lubi fotografowania, ale jakoś udało mi się go namówić.
I zbliżenia - tu już w świetle sztucznym.
I metryczka:
Wzór: Capside Cardi autorstwa Alicii Plumer
Druty: 3,5, 4 i 4,5mm
Wełna: Ręcznie przędziona Wensleydale
Zużycie: dużo, ponad pół kg na pewno.
Polecam ten fason, jest bardzo wygodny i praktyczny. Przez to, że sweter jest oversizowy, da się nim otulić i na upartego nawet spiąć spinką, ale nie jest to konieczne. Rękawy takie dłuższe, w końcu to sweter z funkcją grzewcza:)
Jeśli zastanawiałyście się, czy go zrobić - polecam. Nie będziecie żałować.:)
Następny post czapkowy czy ze swetrem?
Po obejrzeniu zdjęcia na którym jesteś z profilu (ma jakieś refleksy), doszłam do wniosku że dobrze będziesz wyglądać też kiedyś w siwych włosach :-))) mogą być też w fioletowym odcieniu.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć:) Czyli starość mi nie straszna:)
UsuńAle włosy troszkę się wypłukały, czas na farbowanie:)
UsuńWiolu, pięknie Ci te róże wyszły. I w sumie chyba miałaś najlepszy możliwy pomysł na wensa. Ja z takiego cudnego wensa Laurkowego machnęłam czapkę i niestety moje wrażliwe czoło odmawia współpracy...
OdpowiedzUsuńNo nie, czapki z wensa bym nie przeżyła. Za to cardigan na bluzkę da się przeżyć a grzeje niczym piecyk. :) jestem z niego bardzo zadowolona i nawet z kolorami udało mi się pokombinować, że pasują:)
UsuńNa dobre swetrowi wyszło,że włóczki Ci zabrakło. To tego wyszczuplającego fasonu kombinacje kolorystyczne pasująi ciekawie wyglądają, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHm, nie patrzyłam na ten sweter w kategorii "wyszczuplający". paski wychodziły paskudnie, więc stwierdziłam, ze plisy, mankiety i karczek będą ok. I się udało:)
UsuńPodziwiam Ciebie w swetrze, sweter jako taki , kolor, bo obłędny, ale opowieść o swetrze wymiata wszystko :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy:) Zawsze mam dylemat, czy pisać krótko i treściwie (bo podobno większość i tak tylko zdjęcia ogląda), czy pisać, co mi w duszy gra:)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Sweter ładny choć nie w moim kolorze:) A następny post też swetrowy proszę:))
OdpowiedzUsuńPostaram się, choć sweter tez nie w twoim kolorze będzie:)
UsuńPozdrówki
Wyszedł Ci bardzo ładny sweter, choć po przejściach, to bardzo ładny:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Przez te przejścia straciłam nadzieję, że coś fajnego uda mi się zrobić i żal mi było strasznie, że taka piękna włóczka leży. Ale jak widać - nie trzeba tracić nadziei:)
UsuńPozdrawiam również:)