Nic nie piszę, bo dziergam jak szalona. To znaczy w każdej wolnej chwili łapię za drutki, by wykończyć mój wielki projekt. Ogarnia mnie panika, bo daleko do końca a czasu coraz mniej.
Więc pomiędzy bigosem a pasztetem przygotowywanymi na święta, robię sobie chwilki odpoczynku, by przerobić choć jeden rządek - bagatela 145 oczek.
Gdzieś w ten brak czasu wcisnęły się moje kolejne 18 urodziny:) A wcisnęły się bardzo miło, bo prezentami włóczkowymi:)
Dostałam przecudną Fonsecę, która będzie dla mnie kolejnym wyzwaniem szalowo-chustowym. Kocham tę włóczkę za połysk, miękkość no i kolor, bo jest przecież fioletowa.:) Z żalem schowałam ją do szafy przy porządkach przedświątacznych, bo od samego patrzenia na nią jestem szczęśliwsza:)
I na zimne wieczory sprezentował mi się Shetland grafitowy i fioletowy (tak, znów, nic nie poradzę, że mam obsesję na punkcie tego koloru) a do tego milutka Padisah, w której się zakochałam obłędnie.
Padisah na sweterek dla Smyka, bo i on podziela moją miłość do włóczek i każdą, którą zobaczy, od razu przykłada do policzków i chce z niej sweterek.:) Już mi zabrał budyniową od Justyny i chciał zwinąć Frizante, którą kupiłam na wykończenie kamizelki, która jest gdzieśtam w planach.
No i dotarł na czas prezent mikołajkowo-urodzinowo-gwiazdkowy, czyli zestaw drutów KnitPro. Zanim zostały mi brutalnie odebrane celem zapakowania pod choinkę, udało mi się wykraść jedną żyłkę i druty 4mm, więc wielki projekt postępuje zdecydowanie szybciej - jeden rządek przerabiam jakieś 6 minut zamiast 10.:)
Zdjęć na razie nie będzie, bo gdy każda minuta jest na wagę złota, robienie i obrabianie fotek nie jest priorytetem.
Dostałam jeszcze inne przyjemne dla ciała (słodkości) i ducha (kwiaty i książki) upominki urodzinowe, ale to już temat niewłóczkowy. :)
I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie koszmarnie bolący bark i ręka. Na szczęście dziergać się da:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz