Udało mi się na chwilę zwiać z celi i przekraść do centrum komunikacyjnego, więc piszę.
Ratunku, ja chcę do domu!
Cela 3-osobowa, posiłki prawie niejadalne na godziny, całodzienne tortury, na które punktualnie trzeba się stawiać... traktują tu nas prądem, laserem, ultradźwiękami, mikrofalami, polem magnetycznym i ciekłym azotem. Do tego obowiązkowe ćwiczenia 2 razy dziennie.
Wieczorne obchody, kontrole telefoniczne... na szczęście druty udało się przemycić, nie skonfiskowali. Choć czasu mało, to jednak staram się drutować. Obecnie z cieniutkiej moherowej cienizny.
Sylwka - ciesz się i szykuj koraliki i szkiełka na żyłkach i niteczkach:)
A tak naprawdę nie jest tak źle, ale tęsknota mi strasznie doskwiera. Na szczęście już za półmetkiem:)
Nie nudź! Ja to lubię i nie mogę się już poniedziałku doczekać, bo wtedy właśnie wpadnę w machinę rehabilitacyjną. Ale niestety nie wyjazdową, tylko stacjonarną. Tak więc korzystaj i się naprawiaj!
OdpowiedzUsuńDaj sobie na zatrzymanie dziewczyno!
OdpowiedzUsuńCzas przeleci, rodzina wytrzyma a Ty zadbaj o siebie!!
Pozdrawiam serdecznie:))
Te druty to niejednemu życie wróciły! Szczwana z Ciebie pensjonatka celi, czuj duch!
OdpowiedzUsuńWracaj zdrowa!
Ło mato, jaki tekst!
OdpowiedzUsuńNo świetny:)
Współczuwam serdecznie i powrotu do codzienności oczekiwuję.
Z utęsknieniem:*
Ale Ci dobrze, też bym się trochę wyobcowała na jakieś rehabilitacje. Koraliki szykuję ;-)
OdpowiedzUsuń