Teść prosił o czapkę, ciepłą, luźną z niegryzącej włóczki.
A że postawiłam nauczyć się wzoru patentowego i Justyna objaśniła mi co i jak, to postanowiłam nowo zdobytą umiejętność wykorzystać przy robieniu tej czapki.
Otok miał być zwykłym ściągaczem 2x2, na zakładkę, by był ciepło w uszy a potem dopiero patent. Musiałam tylko rozgryźć jak się robi patentem na okrągło. Bo spodobało mi się robienie bez zszywania i nauczyłam się też medżiklup;)
Na szczęście w styczniowej Sandrze był wzór na patent na okrągło. Jednak okazało się to nie takie proste, bo chciałam robić ortodoksyjnie, żeby przypadkiem czapka znów mi nie skręcała. No i okazuje się, że patentem tak się nie da. Prawe oczka z narzutem trzeba przerabiać heretycko.
Czapka została porwana wprost z drutów na głowę, na szybko udało mi się ubrać w nią Smyka i zrobić to jedyne zdjęcie.
Czapka jest oczywiście na niego sporo za duża.
Nad otokiem widać moje próby robienia patentu ortodoksem.
Na szczęście jakoś równo to wyszło i wygląda jak dodatkowa jakaś lamówka czy coś. Włóczka to czarna First Class, druty 3,5 mm.
Teść zadowolony.
:)
A teraz, mim bólu kręgosłupa i drętwiejących rąk, robię czapkę dla siebie ale włóczki mi zabrakło.:(
Zaczęłam więc w międzyczasie kolejne wielkie wyzwanie.
Ale o tym może w następnym odcinku:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz