Przeczytałam gdzieś, że dzierganie pozytywnie wpływa na nastrój jesienną porą. Zauważyłam to już wcześniej, a ponadto:
moje ręce, które muszą zawsze coś robić - skubać, rwać, drapać itp. - mają w końcu zajęcie,
głowa zajęta liczeniem oczek i pilnowaniem wzoru nie ma czasu na myślenie o innych rzeczach i zadręczanie się smutkami,
spod drutów wychodzą wzorki i różne rzeczy pożyteczne, co wybitnie poprawia humor,
wymiar praktyczny - inni też są zadowoleni, gdy otrzymają wydziergane coś,
poprawia się sprawność manualna,
radość z nauczenia się nowej rzeczy, nowego wzorka jest nie do przecenienia,
poprawia się organizacja czasu - gdzieś przecież między ogarnięciem domu, gotowaniem, odrabianiem lekcji z dzieciem, blogowaniem, czytaniem, zakupami, oglądaniem filmów i dyskusjami na tematy egzystencjalne trzeba wcisnąć dzierganie:),
poprawia się zarządzanie finansami domowymi - wydawałoby się, ze nic się nie da wycisnąć w napięty budżet, a tu jakoś okazuje się, że zamiast kolejnej szminki czy kremu można kupić cudną włóczkę:) Budżet nie piszczy a z półek nie wysypują się kolejne nieużywane pseudoupiększacze (nie mówię o tych koniecznych i potrzebnych - bez nich ani rusz).
Więc (a właśnie, że zaczyna się zdania od "więc" :p) dzięki dzierganiu jestem szczęśliwsza, spokojniejsza i bardziej ogarnięta:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz